Rodzeństwo
Cuthbertów postanawia przygarnąć chłopca, który będzie pomagał im w pracy w
gospodarstwie. Niestety, przez nieporozumienie na Zielone Wzgórza przybywa dziewczynka
– rudowłosa Ania Shirley. Rezolutna i rozgadana dziewczynka prędko wprowadza
wiele zmian do życia swoich opiekunów.
„Ania
z Zielonego Wzgórza” była dla wielu pokoleń kobiet pierwszą książką, która
sprawiła, że chętnie sięgnęły po kolejne lektury. Mnie niestety to ominęło –
jakimś cudem jako dziecko nigdy po nią nie sięgnęłam i dopiero teraz, jako
dorosła osoba, miałam przyjemność się zapoznać z tą historią. Nie zrozumcie
mnie źle: Ania jest tak popularną postacią, że znałam ogólny zarys historii.
Wiedziałam, w jaki sposób dostała się na Zielone Wzgórze i znałam co niektóre
sytuacje, czy scenki (jak ta z farbowaniem włosów przez bohaterkę). Nigdy
jednak nie czytałam książki samej w sobie.
Wydaje
mi się jednak, że nie byłam stratna: znając moje ówczesne „trendy” czytelnicze raczej
uznałabym, że nie jest to lektura dla mnie. Teraz jednak jak najbardziej tę
lekturę doceniam i... żałuje, że trudno dziś o książki dla dzieci oraz młodzieży
właśnie utrzymane w takiej konwencji.
Zacznijmy
od samego stylu. „Ania z Zielonego Wzgórza” to książka po prostu dobrze
napisana. Z jednej strony czyta się ją naprawdę lekko i przyjemnie, ale z
drugiej jej styl jest dojrzały i naprawdę piękny. Naprawdę brakuje mi tego w
dzisiejszej literaturze dla młodzieży: zwykle dostajemy twórczość tak
infantylną i grafomańską, że trudno tu mówić o jakimkolwiek „dziele”, czy „warsztacie”
autora. Pani Montgomery zaś tego absolutnie nie brakowało.
Poza
tym sama konstrukcja historii sprzyja młodemu czytelnikowi. Choć mamy tu jakąś
ogólną historię (przybycie Ani na Zielone Wzgórza i jej cały proces dorastania)
to w praktyce każdy rozdział jest w miarę osobną historią, przygodą, lub
nauczką, którą dostaje bohaterka. Na dodatek są to raczej krótkie fragmenty,
dzięki czemu dziecko raczej nie znudzi się tą opowieścią.
Nie
oznacza to jednak, że nie mamy tu mocnych, czy dramatycznych momentów: choć
struktura powieści nie jest tu tak konkretna, jak choćby w historiach
przygodowych, a całość raczej opowiada o sympatycznym dzieciństwie to autorka
nie boi się poruszać trudnych tematów. Już
sam początek jest przecież wyjątkowo dramatyczny: Ania, przekonana, że trafia
do domu swoich marzeń nagle dowiaduje się, że była pomyłką i nikt jej w Zielonych
Wzgórzach nie chce.
Evelyn Nesbit, czyli modelka, której uroda jest pierwowzorem wyglądu Ani. |
Sama
bohaterka zaś... cóż, jest niewątpliwie postacią bardzo dobrze wykreowaną. Rozmarzone
dziecko, które musi dorosnąć i nauczyć się, jak żyć zostało przedstawione tu
naprawdę bardzo dobrze. Jednocześnie autorka nie popełniła tu błędów typowych
dla dzisiejszych twórców: dziś zwykle młode postacie to zwykle wyjątkowo głupi
buce, którzy pokonują jeszcze głupsze od siebie przeszkody. Na dodatek dorośli
zwykle popierają dzieciaki w tych właśnie wyborach. Tu zaś mamy dziecko, które
uczy się podstępować pod czujnym okiem opiekunów: Ania popełnia błędy, ale te
zawsze są jej wytknięte.
Co
ciekawe, w „Ani” nie ma aż tak wiele Ani jako takiej: zwykle przebywamy w
jednym pomieszczeniu z naszym rudzielcem oraz jej opiekunką, Marylą i słuchamy,
co w ciągu ostatniego dnia, czy tygodnia się wydarzyło. „Siedzimy” przy tym
raczej w głowie dorosłej osoby, a nie – w głowie dziecka. To, moim zdaniem,
bardzo ciekawy wybór autorki: dzięki temu mamy okazje bliżej poznać dość
zamkniętą i małomówną Marylę i dowiedzieć się, co naprawdę o Ani sądzi... A
przecież co sądzi ta rudowłosa dziewczynka wszyscy dobrze wiemy, bo ona raczej
nie ma problemów z wyrażaniem własnych emocji.
Trudno
nie docenić mi „Ani z Zielonego Wzgórza” – to naprawdę pięknie napisana powieść
dla dzieci i młodzieży, która niesie w sobie ogromną wartość edukacyjną....
Mimo że ma na swoim karku już ponad sto lat. To zdecydowanie lektura, którą
warto dać do przeczytania dziecku, jak i samemu sie z nim zapoznać: w końcu to
bardzo przyjemna w odbiorze klasyka literatury.
* * *
Dlaczego
właściwie należy klękać do modlitwy? Gdybym ja szczerze pragnęła się pomodlić,
wiem, co bym uczyniła. Poszłabym sama, samiutka na wielką, piękną łąkę albo
jeszcze lepiej do dużego, ciemnego lasu i patrzałabym na obłoki, het, w górę, w
te cudne, bezgraniczne niebiosa. Wtedy po prostu odczuwałabym modlitwę...
Fragment „Ani z
Zielonego Wzgórza” L. M. Montgomery
Bardzo lubię "Anie z Zielonego Wzgórza". Mam zamiar wrócić do tej książki i może tym razem przeczytam całą serię;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie książka wszechczasów, pełna ważnych wartości, którą powinien przeczytać każdy. :)
OdpowiedzUsuńTo jedna z moich ulubionych serii dzieciństwa. Do dzisiaj mile ją wspominam. Niedawno na Netflixie wyszedł serial "Ania, nie Anna", który jest równie dobry, co książki :).
OdpowiedzUsuńMoja córka niedawno dostała Anię w kilku tomikach :) "Ania z Zielonego Wzgórza" to taka dziewczęca powieść, ukochana mojej siostry. Ja wolałam "Conana barbarzyńcę" ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Ankę 💕 książka mojego dzieciństwa!
OdpowiedzUsuńSzczerze powiedziawszy nie odczułam jakiegoś większego wpływu Ani na moje życie, a czytałam ją już jakiś czas temu (i chyba nawet jako lekturę szkolną), ale samą panienkę Shirley miło wspominam i nawet sięgnęłam po kolejne części, które mnie troszkę wynudziły, ale może dlatego, że zaczęły traktować o innych rzeczach, aniżeli o przygodach małej dziewczynki. Mam zamiar wrócić kiedyś do tej serii, może teraz będę patrzeć na nią trochę inaczej. ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię i przygody tego przesympatycznego rudzielca :) Czytałam ją, gdy byłam dużo młodsza, ale widziałam, że teraz wydawnictwo wznowiło ją w jednym tomie i chyba zakupię takowy do ponownej lektury ;)
OdpowiedzUsuń''Anię z Zielonego Wzgórza'' uwielbiam i od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie przeczytać tej serii jeszcze raz. :)
OdpowiedzUsuńJa bez dwóch zdań uwielbiam tę książkę jak i całą serię i nawet mam w planach ją odnowić w tym roku, mam tylko nadzieję, że czas mi na to pozwoli. ;)
OdpowiedzUsuńAnia jest totalnie bezkonkurencyjna. Uwielbiam.
OdpowiedzUsuńKurczę, narobiłaś mi ochoty na powtórkę... a dopiero co podjelam decyzję, że powtórki z "Ani" nie będzie, bo boję się rozczarowania po latach (jako dzieciak przeczytałam zdaje się wszystkie tomy poza Opowieściami z Avonlea). Może jednak zdołałoby mnie zachwycić jeszcze raz?
OdpowiedzUsuńI tak, zgadzam się w zupełności ze stwierdzeniem, że w porównaniu z dzisiejszymi bohaterkami Ania wyróżnia się na plus. Szkoda, że w takim kierunku idzie literatura dziecięco-młodzieżowa...
Bardzo miło wspominam jej lekturę i czasem do niej wracam :)
OdpowiedzUsuńAch, czytałam tę książkę tyle razy, aż mam wrażenie, że Ania jest moją dobrą znajomą! Fajnie, że miałaś ochotę sięgnąć po nią jako dorosła osoba i ocenić trochę już bez takich emocji, które przeżywa się w dzieciństwie. To zawsze cenny punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńAnia jest genialna, ja też mam w planach przeczytać ją jeszcze raz... A masz nawet to samo wydanie co ja:) tylko moje jest o wiele bardziej zdezelowane!
OdpowiedzUsuń