niedziela, 3 czerwca 2018

Apokalipsa Z: Początek końca: Akcja, post-apo i zombie

W Rosji dochodzi do tragedii: zostaje wypuszczony wirus, który zamienia ludzi w żywe trupy. Rozprzestrzenia się z zawrotna prędkością i wkrótce dociera do Hiszpanii, gdzie żyje pewien młody prawnik i bloger. Na jego stronie internetowej zaczyna pojawiać się relacja z aktualnych wydarzeń.

Tytuł: Apokalipsa Z: Początek końca
Tytuł serii: Apokalipsa Z
Numer tomu: 1
Autor: Manel Loureiro
Tłumaczenie: Grzegorz Ostrowski, Joanna Ostrowska
Liczba stron: 416
Gatunek: post-apokalipsa
Wydanie: Muza SA, Warszawa 2013
Lubimy filmy akcji. Bo są lekkie, szybkie i powtarzalne. Bo nie wymagają od nas niczego. I „Apokalipsa Z: Początek końca”, choć zdecydowanie nie jest filmem, to doskonale wpasowuje się w ten opis. To nie jest nic oryginalnego... a jednak interesuje i czyta się w tempie błyskawicznym.
Powieść jest napisana w formie bloga, czy po prostu – pamiętnika. Narracja jest wiec pierwszoosobowa, mocno skupiona na głównym bohaterze. Determinuje to styl książki: bardzo lekki i niezbyt ładny, ale jednocześnie dynamiczny i płynny. Nie jest więc to arcydzieło, ale bez problemu „wchodzi” i do pewnego stopnia wciąga.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, by imię głównego bohatera było w ogóle wymienione. Z reszta, nie jest ono jakoś szczególnie istotne, gdy mamy narracje pierwszoosobową. To postać – w moim odczuciu – sympatyczna, ale zbyt idealna, nie mająca żadnych większych wad. Brakuje mu jednak nieco do doskonale wykreowanej postaci. Nasz prawnik jest inteligentny i całkiem sprytny. Wszystko po trochu potrafi, a przed sama apokalipsa zupełnie przypadkiem kupuje wszystko, co jest mu do przetrwania potrzebne: żywność, agregator prądu i leki. Nawet jego dom, otoczony murem, sprawia, ze łatwiej jest mu przetrwać. Wyraźnie widać, ze to postać wykreowana tak, by po prostu dała sobie w tym świecie rade. Krotko mówiąc, to po prostu typowy bohater akcyjniaka, który nie może być nic nie potrafiącym idiotą, bo po prostu nie sprawdziłby się fabularnie.
Pierwszy tom „Apokalipsy Z” był moim pierwszym spotkaniem z zombie, ale mimo tego w trakcie czytania miałam cały czas wrażenie, ze hej, to już było! Ja wiem, jak to się potoczy. Bo jeśli widzieliście jakikolwiek film katastroficzny i rozumiecie, czym są zombie tu nic nowego nie znajdziecie. Nie wyróżnia się ani pod względem fabularnym, ani pod względem kreacji chodzących trupów.
Skoro powieść nie jest oryginalna... to może jest brutalna? Trochę – ale też nie nadzwyczajnie. Wprawdzie nasz bohater opisuje nam zombie z urwanymi kończynami, ale styl w jakim napisana jest książka jest tak prosty, ze po prostu brakuje mu pewnej obrazowości, dzięki której te fragmenty byłyby w jakiś sposób obrzydliwe, czy poruszające. Nie mamy tu nawet opisów jakiś zbliżeń seksualnych, czy czegokolwiek, co nadawałoby się tylko dla dorosłych: to jednak stosunkowo bezpieczna książka pod tymi względami.
„Apokalipsa Z: Początek końca” to po prostu przeciętniaczek, który można przeczytać, by się rozerwać i poobserwować walkę z zombie, ale... właściwie tyle i nic więcej. Przynosi nieco radości i rozrywki, ale czuje po niej spory niedosyt, spowodowany brakiem świeżych treści.

* * *

Po bliżej niesprecyzowanym czasie martwy osobnik się podnosi, ale nie jest już tym, kim był; jest jednym z nich. Atakuje każdą żywą istotę, która staje mu na drodze, nikogo nie rozpoznaje, wygląda na to, że w żaden sposób się nie porozumiewa, nie ma żadnego konkretnego celu i nie kieruje się żadnymi kryteriami. Po prostu atakuje. Mówi się nawet o przypadkach kanibalizmu i najwyraźniej jedynym sposobem na jego ,,dobicie" - że pozwolę sobie na ponury żart - jest zniszczenie mózgu.

Fragment „Apokalipsy Z: Początku końca” Manela Loureiro


6 komentarzy:

  1. Powiało nudą i starymi schematami :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pamiętam tytułu ale czytałam jedną książkę z zombiakami i była masakrycznie beznadziejna (może dlatego nie zapamiętałam tytułu?), o dwójce dzieciaków, których ojciec walczył z zombie, a potem sam stał się zombiakiem no i musieli go zabić. Co do ksiązki lubię apokaliptyczne wizje, które mogą się sprwdzić, czyli zmutowane wirusy lub atak jakichś owadów, jednak opcja zombie skutecznie mnie odstrasza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na pewno nie było to ;) Zombie są OK, tylko... to jest tak popularny temat, że trudno o coś świeżego.

      Usuń
  3. Chyba dam sobie spokój. Książka pewnie nie robi za bardzo krzywdy, ale klimaty zombie jakoś nigdy do mnie nie przemawiały, a osadzenie tego wszystkiego w odtwórczej powieści raczej nie zachęca.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony