W
Rosji dochodzi do tragedii: zostaje wypuszczony wirus, który zamienia ludzi w żywe
trupy. Rozprzestrzenia się z zawrotna prędkością i wkrótce dociera do
Hiszpanii, gdzie żyje pewien młody prawnik i bloger. Na jego stronie internetowej
zaczyna pojawiać się relacja z aktualnych wydarzeń.
Lubimy
filmy akcji. Bo są lekkie, szybkie i powtarzalne. Bo nie wymagają od nas
niczego. I „Apokalipsa Z: Początek końca”, choć zdecydowanie nie jest filmem, to
doskonale wpasowuje się w ten opis. To nie jest nic oryginalnego... a jednak
interesuje i czyta się w tempie błyskawicznym.
Powieść
jest napisana w formie bloga, czy po prostu – pamiętnika. Narracja jest wiec
pierwszoosobowa, mocno skupiona na głównym bohaterze. Determinuje to styl książki:
bardzo lekki i niezbyt ładny, ale jednocześnie dynamiczny i płynny. Nie jest
więc to arcydzieło, ale bez problemu „wchodzi” i do pewnego stopnia wciąga.
Szczerze
mówiąc, nie pamiętam, by imię głównego bohatera było w ogóle wymienione. Z
reszta, nie jest ono jakoś szczególnie istotne, gdy mamy narracje
pierwszoosobową. To postać – w moim odczuciu – sympatyczna, ale zbyt idealna,
nie mająca żadnych większych wad. Brakuje mu jednak nieco do doskonale
wykreowanej postaci. Nasz prawnik jest inteligentny i całkiem sprytny. Wszystko
po trochu potrafi, a przed sama apokalipsa zupełnie przypadkiem kupuje
wszystko, co jest mu do przetrwania potrzebne: żywność, agregator prądu i leki.
Nawet jego dom, otoczony murem, sprawia, ze łatwiej jest mu przetrwać. Wyraźnie
widać, ze to postać wykreowana tak, by po prostu dała sobie w tym świecie rade.
Krotko mówiąc, to po prostu typowy bohater akcyjniaka, który nie może być nic
nie potrafiącym idiotą, bo po prostu nie sprawdziłby się fabularnie.
Pierwszy
tom „Apokalipsy Z” był moim pierwszym spotkaniem z zombie, ale mimo tego w
trakcie czytania miałam cały czas wrażenie, ze hej, to już było! Ja wiem, jak
to się potoczy. Bo jeśli widzieliście jakikolwiek film katastroficzny i
rozumiecie, czym są zombie tu nic nowego nie znajdziecie. Nie wyróżnia się ani
pod względem fabularnym, ani pod względem kreacji chodzących trupów.
Skoro
powieść nie jest oryginalna... to może jest brutalna? Trochę – ale też nie
nadzwyczajnie. Wprawdzie nasz bohater opisuje nam zombie z urwanymi kończynami,
ale styl w jakim napisana jest książka jest tak prosty, ze po prostu brakuje mu
pewnej obrazowości, dzięki której te fragmenty byłyby w jakiś sposób obrzydliwe,
czy poruszające. Nie mamy tu nawet opisów jakiś zbliżeń seksualnych, czy
czegokolwiek, co nadawałoby się tylko dla dorosłych: to jednak stosunkowo
bezpieczna książka pod tymi względami.
„Apokalipsa
Z: Początek końca” to po prostu przeciętniaczek, który można przeczytać, by się
rozerwać i poobserwować walkę z zombie, ale... właściwie tyle i nic więcej. Przynosi
nieco radości i rozrywki, ale czuje po niej spory niedosyt, spowodowany brakiem
świeżych treści.
* * *
Po bliżej
niesprecyzowanym czasie martwy osobnik się podnosi, ale nie jest już tym, kim
był; jest jednym z nich. Atakuje każdą żywą istotę, która staje mu na drodze,
nikogo nie rozpoznaje, wygląda na to, że w żaden sposób się nie porozumiewa,
nie ma żadnego konkretnego celu i nie kieruje się żadnymi kryteriami. Po prostu
atakuje. Mówi się nawet o przypadkach kanibalizmu i najwyraźniej jedynym
sposobem na jego ,,dobicie" - że pozwolę sobie na ponury żart - jest
zniszczenie mózgu.
Fragment „Apokalipsy Z: Początku końca” Manela
Loureiro
Powiało nudą i starymi schematami :/
OdpowiedzUsuńNie pamiętam tytułu ale czytałam jedną książkę z zombiakami i była masakrycznie beznadziejna (może dlatego nie zapamiętałam tytułu?), o dwójce dzieciaków, których ojciec walczył z zombie, a potem sam stał się zombiakiem no i musieli go zabić. Co do ksiązki lubię apokaliptyczne wizje, które mogą się sprwdzić, czyli zmutowane wirusy lub atak jakichś owadów, jednak opcja zombie skutecznie mnie odstrasza ;)
OdpowiedzUsuńTo na pewno nie było to ;) Zombie są OK, tylko... to jest tak popularny temat, że trudno o coś świeżego.
UsuńChyba dam sobie spokój. Książka pewnie nie robi za bardzo krzywdy, ale klimaty zombie jakoś nigdy do mnie nie przemawiały, a osadzenie tego wszystkiego w odtwórczej powieści raczej nie zachęca.
OdpowiedzUsuńNo nie jest to must read :D
UsuńZombie to nie dla mnie...
OdpowiedzUsuń