Tak bardzo się ucieszyłam, gdy pierwszy tom okazał się cudowny! W końcu miałam już całą resztę serii na półce, nie chciałam więc, by okazało się, że pieniądze poszły w błoto (mimo że 4 na 6 książek z serii było prezentem c:). Ech, gdyby tak tylko poziom serii został utrzymany... szczerze mówiąc, powoli tracę do niej cierpliwość :c
Tytuł: Cienie tożsamości
Tytuł serii: Ostatnie Imperium
Numer tomu: 5
Autor: Brandon Sanderson
Liczba stron: 352
Gatunek: high fantasy
Elendel zdaje się rozwijać z dnia
na dzień. I razem z jego rozwojem przychodzi czas także na zmianę nastrojów w
mieście. Gdy ktoś próbuje zabić gubernatora do akcji wkracza Wax, Wayne i Marsai,
próbując złapać winnego.
„Stop
prawa” był dla mnie nie małym rozczarowaniem. Liczyłam, że będzie trzymał jakiś
poziom, że – tak po prostu – będę umiała cieszyć się lekturą. Niestety, tak się
nie stało: poprzednia część była dla mnie niczym kubeł zimnej wody wylany
wprost na głowę. Dlatego choć „Cienie tożsamości” nie są wcale lepsze to tym
razem wiedziałam już co mam w rękach i aż tak bardzo się nie rozczarowała. Cóż,
przynajmniej tyle, prawda?
W
porównaniu do poprzedniej części, „Cienie tożsamości” są i lepsze, i gorsze
zarazem. Lepsze: bo Sandrson nie próbuje nam na siłę przedstawić świata i
bohaterów, co właściwie było jednym z moich głównych zarzutów do „Stopu prawa”.
Zrobił to w tomie poprzednim – i wystarczy. Dzięki temu oraz dzięki jednej z postaci w końcowych sekwencjach poczułam delikatny powrót do klimatu
poprzedniej trylogii, choć muszę także przyznać, że było to zaledwie kilka
stron.
Co
zaś w tej części wypadło zdecydowanie gorzej? Kluczowa sprawa – fabuła. O ile w
poprzednim tomie mieliśmy w miarę sensownie poprowadzony wątek kryminalny, tak
ten jest po prostu cholernie nudny i przewidywalny. Domyślenie się zakończenia
naprawdę nie jest tu wielkim wyczynem, a akcja polega przede wszystkim na
ganianiu się w kółko niekoniecznie ciekawych bohaterów. I tak, bohaterowie to kolejny
aspekt, na którym „Cienie tożsamości” się wykładają.
Jak
najbardziej rozumiem skąd wśród wielu czytelników bierze się sympatia do Waxa i
Wayne’a, dla mnie są bardzo sztampowymi, zwykłymi postaciami. Jednak
to nie oni sami w sobie są problemem tej części (a może i całej drugiej
trylogii?). W „Stopie prawa” miałam problem z rozróżnieniem wieku bohaterów:
dwudziestoparoletnia Marsai i czterdziestoletni Wax mówili i zachowywali się w zbliżony
sposób, mimo że świat wokół nich przeżywa rozkwit przemysłowy. W „Cieniach
tożsamości” problem pogłębia się jeszcze bardziej. Wax i Wayne są do siebie
bardzo podobni, podobnie jak Marsai, kilkusetletnie kandry, czy po prostu –
wszyscy drugoplanowi bohaterowie. Naprawdę, chyba poza jedną postacią (o której
więcej pisać nie będę i która pojawia się tylko na chwil) kompletnie nikt się
tu jakoś szczególnie nie wyróżnia, mimo że sama narracja jest poprowadzona na
tyle płynnie, że nie ma problemu z rozróżnieniem kto jest kim.
To
nie koniec moich zarzutów względem tej części. Kolejnym jest... rozwój
technologiczny świata przestawionego. Czemu?
Bo jest po prostu cholernie nudny. Świat Waxa i Wayne’a rozwija się
dokładnie w takiej samej kolejności jak nasz. „Główne” wynalazki pojawiają się
w niemal identycznej kolejności i działają w dokładnie ten sam sposób. Nie
pasuje mi to zupełnie do uniwersum, w którym moce dotyczące metali są tak
rozwinięte: wynalazki, w mojej skromnej opinii, powinny w jakiś sposób bardziej
dostosować się do istniejących warunków, jednak zdecydowanie innych, niż nasze.
Nie
tylko wynalazki Sanderson kopiuje żywcem z naszego świata. Zachowanie ludzi w
czasie rozwoju przemysłowego także. Albo inaczej: kopiuje STREOTYP zachowania
ludzi w XVIII-wieku: biednych, spracowanych, bez praw i nieszczęśliwych. Autor chyba nie dokopał się do informacji, że
to właśnie wtedy ludzie bardzo mocno widzieli poprawę warunków swojego życia, a
jakieś ruchy i protesty, jeśli się pojawiały, rzadko miały jakąś większą skalę.
By
nie było, że tylko narzekam i narzekam muszę książce oddać to, na co zasłużyła.
Sanderson, jak zawsze, pisze w bardzo lekki, niewymagający sposób i to sprawia,
że książkę ta się bardzo szybko pochłonąć. Przy okazji wiem, że moje
czepialstwo wynika z ilości przeczytanych książek tego pokroju i sporych
wymagań: dobrze wiem, że większość czytelników jednak nie chce od książki
fantasy aż tyle. Dlatego jak najbardziej rozumiem falę uwielbienia co do
kolejnych części „Ostatniego imperium”. Jedynie ja ich po prostu nie podzielam.
Znam
wiele gorszych książek z tego gatunku, ale również poznałam ogrom lepszych;
jeśli poprzednie części się Wam podobały, możecie sięgać i po „Cienie
tożsamości, ale ja osobiście żałuję, że ta historia potoczyła się w tak marnym
kierunku.
* * *
–
Powiesz mi w końcu, co zawsze powtarzasz?
Wayne
znalazł w dolnej szufladzie flaszkę i uniósł ją, pozostawiając w zamian
koronkową serwetkę, którą zabrał przed wejściem.
–
Jeśli musisz zrobić coś paskudnego, zajrzyj najpierw do pokoju Waxa i wymień
się na jego rum.
–
Nie przypominam sobie, byś to kiedykolwiek powiedział.
–
Właśnie to zrobiłem.
Wayne
pociągnął łyk rumu.
Ech, no szkoda, jako fankę Sandersona trochę mnie to boli, ale rozumiem dlaczego pójście w tą stronę nie każdemu może się spodobać :) Pewnie Sandersona po tym Ci się odechce zupełnie, ale ja bardzo jestem ciekawa, co byś powiedziała o Drodze Królów, bo to zupełnie inny poziom pisania jest.
OdpowiedzUsuńKiedyś pewnie się z nią zapoznam, ale kiedy... :p
UsuńKiedys sięgnę po Sandersona :)
OdpowiedzUsuńPo Sandersona się zabieram i zabieram...
OdpowiedzUsuńAle zobacz jest też plus ;) Przed tobą (albo już i za tobą) ostatni tom :)
Zastanawiałam się nad tą serią, ale chyba ją sobie odpuszczę. Ale mam za to ochotę przeczytać Drogę Królów ♥ ale to straszny grubasek i nie wiem kiedy się za niego zabiorę :D
Podrawiam cieplutko :*
No, za mną już dawno jest :D
UsuńPierwszy tom jest świetny, potem jest gorzej. Chociaż Sanderson sam poleca "Z mgły zrodzonego" na początek.
Proszę nie bic, ale jeszcze nie sięgnęła :) zrobię to jeszcze w tym stuleciu. Jeśli główny bohater jest przystojny, to nie widzę przeciwwskazań do lektury :D
OdpowiedzUsuńTeraz staram się nadrabiac klasykę, bo szkoła skutecznie mnie do niej zniechęciła :)
Ale czemu mam bić? W sumie... szkoda na to czasu trochę, są lepsze książki.
UsuńTo może ja zostanę przy ALcatrazie... xD
OdpowiedzUsuńSzkoda, że seria niestety, ale zamiast w górę, leci na łeb na szyję w dół. Ja jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością autora i o ile rzeczywiście książki cudownie wyglądają wszystkie na półce, to jednak boli to, że środek nie prezentuje się już tak dobrze, jak można byłoby tego oczekiwać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Kurczę, szkoda, że idzie to w takim kierunku. Na mnie ta książka nadal czeka, ale trochę boję się, że zepsuje moje całkiem dobre wspomnienia z Sandersonem (na razie czytam jego "dziecięcą" serię). Więc na razie schodzi na dalszy plan...
OdpowiedzUsuńJa za to słyszałam same dobre opinie i szkoda, że jednak seria idzie w gorszym kierunku. Ja jeszcze nie miałam okazji przeczytać nic Sandersona, ale jakoś mnie do niego nie ciągnie. :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hayles z https://ourbooksourlive.blogspot.com/
A to ja nie słyszałam o tym samych dobrych opinii? W blogsferze ciężko o negatywy zazwyczaj :D
UsuńSzkoda, ja jednak kiedyś przeczytam pierwszy tom, bo... Po prostu mam na niego ochotę, mimo twojej recenzji :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że - mimo wszystko - ta trylogia może mi się jednak spodobać.
OdpowiedzUsuń