sobota, 1 lipca 2017

Cienie tożsamości: Uniwersum stacza się coraz bardziej...



Tak bardzo się ucieszyłam, gdy pierwszy tom okazał się cudowny! W końcu miałam już całą resztę serii na półce, nie chciałam więc, by okazało się, że pieniądze poszły w błoto (mimo że 4 na 6 książek z serii było prezentem c:). Ech, gdyby tak tylko poziom serii został utrzymany... szczerze mówiąc, powoli tracę do niej cierpliwość :c

Tytuł: Cienie tożsamości
Tytuł serii:  Ostatnie Imperium
Numer tomu: 5
Autor: Brandon Sanderson
 Liczba stron: 352
Gatunek: high fantasy

Elendel zdaje się rozwijać z dnia na dzień. I razem z jego rozwojem przychodzi czas także na zmianę nastrojów w mieście. Gdy ktoś próbuje zabić gubernatora do akcji wkracza Wax, Wayne i Marsai, próbując złapać winnego.

„Stop prawa” był dla mnie nie małym rozczarowaniem. Liczyłam, że będzie trzymał jakiś poziom, że – tak po prostu – będę umiała cieszyć się lekturą. Niestety, tak się nie stało: poprzednia część była dla mnie niczym kubeł zimnej wody wylany wprost na głowę. Dlatego choć „Cienie tożsamości” nie są wcale lepsze to tym razem wiedziałam już co mam w rękach i aż tak bardzo się nie rozczarowała. Cóż, przynajmniej tyle, prawda?
W porównaniu do poprzedniej części, „Cienie tożsamości” są i lepsze, i gorsze zarazem. Lepsze: bo Sandrson nie próbuje nam na siłę przedstawić świata i bohaterów, co właściwie było jednym z moich głównych zarzutów do „Stopu prawa”. Zrobił to w tomie poprzednim – i wystarczy. Dzięki temu oraz dzięki jednej z postaci w końcowych sekwencjach poczułam delikatny powrót do klimatu poprzedniej trylogii, choć muszę także przyznać, że było to zaledwie kilka stron.
Co zaś w tej części wypadło zdecydowanie gorzej? Kluczowa sprawa – fabuła. O ile w poprzednim tomie mieliśmy w miarę sensownie poprowadzony wątek kryminalny, tak ten jest po prostu cholernie nudny i przewidywalny. Domyślenie się zakończenia naprawdę nie jest tu wielkim wyczynem, a akcja polega przede wszystkim na ganianiu się w kółko niekoniecznie ciekawych bohaterów. I tak, bohaterowie to kolejny aspekt, na którym „Cienie tożsamości” się wykładają.
Jak najbardziej rozumiem skąd wśród wielu czytelników bierze się sympatia do Waxa i Wayne’a, dla mnie są bardzo sztampowymi, zwykłymi postaciami. Jednak to nie oni sami w sobie są problemem tej części (a może i całej drugiej trylogii?). W „Stopie prawa” miałam problem z rozróżnieniem wieku bohaterów: dwudziestoparoletnia Marsai i czterdziestoletni Wax mówili i zachowywali się w zbliżony sposób, mimo że świat wokół nich przeżywa rozkwit przemysłowy. W „Cieniach tożsamości” problem pogłębia się jeszcze bardziej. Wax i Wayne są do siebie bardzo podobni, podobnie jak Marsai, kilkusetletnie kandry, czy po prostu – wszyscy drugoplanowi bohaterowie. Naprawdę, chyba poza jedną postacią (o której więcej pisać nie będę i która pojawia się tylko na chwil) kompletnie nikt się tu jakoś szczególnie nie wyróżnia, mimo że sama narracja jest poprowadzona na tyle płynnie, że nie ma problemu z rozróżnieniem kto jest kim.
To nie koniec moich zarzutów względem tej części. Kolejnym jest... rozwój technologiczny świata przestawionego. Czemu?  Bo jest po prostu cholernie nudny. Świat Waxa i Wayne’a rozwija się dokładnie w takiej samej kolejności jak nasz. „Główne” wynalazki pojawiają się w niemal identycznej kolejności i działają w dokładnie ten sam sposób. Nie pasuje mi to zupełnie do uniwersum, w którym moce dotyczące metali są tak rozwinięte: wynalazki, w mojej skromnej opinii, powinny w jakiś sposób bardziej dostosować się do istniejących warunków, jednak zdecydowanie innych, niż nasze.
Nie tylko wynalazki Sanderson kopiuje żywcem z naszego świata. Zachowanie ludzi w czasie rozwoju przemysłowego także. Albo inaczej: kopiuje STREOTYP zachowania ludzi w XVIII-wieku: biednych, spracowanych, bez praw i nieszczęśliwych.  Autor chyba nie dokopał się do informacji, że to właśnie wtedy ludzie bardzo mocno widzieli poprawę warunków swojego życia, a jakieś ruchy i protesty, jeśli się pojawiały, rzadko miały jakąś większą skalę.
By nie było, że tylko narzekam i narzekam muszę książce oddać to, na co zasłużyła. Sanderson, jak zawsze, pisze w bardzo lekki, niewymagający sposób i to sprawia, że książkę ta się bardzo szybko pochłonąć. Przy okazji wiem, że moje czepialstwo wynika z ilości przeczytanych książek tego pokroju i sporych wymagań: dobrze wiem, że większość czytelników jednak nie chce od książki fantasy aż tyle. Dlatego jak najbardziej rozumiem falę uwielbienia co do kolejnych części „Ostatniego imperium”. Jedynie ja ich po prostu nie podzielam.
Znam wiele gorszych książek z tego gatunku, ale również poznałam ogrom lepszych; jeśli poprzednie części się Wam podobały, możecie sięgać i po „Cienie tożsamości, ale ja osobiście żałuję, że ta historia potoczyła się w tak marnym kierunku.

* * *

– Powiesz mi w końcu, co zawsze powtarzasz?
Wayne znalazł w dolnej szufladzie flaszkę i uniósł ją, pozostawiając w zamian koronkową serwetkę, którą zabrał przed wejściem.
– Jeśli musisz zrobić coś paskudnego, zajrzyj najpierw do pokoju Waxa i wymień się na jego rum.
– Nie przypominam sobie, byś to kiedykolwiek powiedział.
– Właśnie to zrobiłem.
Wayne pociągnął łyk rumu.


Fragment „Cieni tożsamości” Brandona Sandersona




zBLOGowani.pl
Książka bierze udział w akcji strony zblogowani.pl

14 komentarzy:

  1. Ech, no szkoda, jako fankę Sandersona trochę mnie to boli, ale rozumiem dlaczego pójście w tą stronę nie każdemu może się spodobać :) Pewnie Sandersona po tym Ci się odechce zupełnie, ale ja bardzo jestem ciekawa, co byś powiedziała o Drodze Królów, bo to zupełnie inny poziom pisania jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś pewnie się z nią zapoznam, ale kiedy... :p

      Usuń
  2. Kiedys sięgnę po Sandersona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po Sandersona się zabieram i zabieram...
    Ale zobacz jest też plus ;) Przed tobą (albo już i za tobą) ostatni tom :)
    Zastanawiałam się nad tą serią, ale chyba ją sobie odpuszczę. Ale mam za to ochotę przeczytać Drogę Królów ♥ ale to straszny grubasek i nie wiem kiedy się za niego zabiorę :D
    Podrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, za mną już dawno jest :D
      Pierwszy tom jest świetny, potem jest gorzej. Chociaż Sanderson sam poleca "Z mgły zrodzonego" na początek.

      Usuń
  4. Proszę nie bic, ale jeszcze nie sięgnęła :) zrobię to jeszcze w tym stuleciu. Jeśli główny bohater jest przystojny, to nie widzę przeciwwskazań do lektury :D
    Teraz staram się nadrabiac klasykę, bo szkoła skutecznie mnie do niej zniechęciła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemu mam bić? W sumie... szkoda na to czasu trochę, są lepsze książki.

      Usuń
  5. To może ja zostanę przy ALcatrazie... xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że seria niestety, ale zamiast w górę, leci na łeb na szyję w dół. Ja jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością autora i o ile rzeczywiście książki cudownie wyglądają wszystkie na półce, to jednak boli to, że środek nie prezentuje się już tak dobrze, jak można byłoby tego oczekiwać.


    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, szkoda, że idzie to w takim kierunku. Na mnie ta książka nadal czeka, ale trochę boję się, że zepsuje moje całkiem dobre wspomnienia z Sandersonem (na razie czytam jego "dziecięcą" serię). Więc na razie schodzi na dalszy plan...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja za to słyszałam same dobre opinie i szkoda, że jednak seria idzie w gorszym kierunku. Ja jeszcze nie miałam okazji przeczytać nic Sandersona, ale jakoś mnie do niego nie ciągnie. :/
    Pozdrawiam, Hayles z https://ourbooksourlive.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ja nie słyszałam o tym samych dobrych opinii? W blogsferze ciężko o negatywy zazwyczaj :D

      Usuń
  9. Szkoda, ja jednak kiedyś przeczytam pierwszy tom, bo... Po prostu mam na niego ochotę, mimo twojej recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś czuję, że - mimo wszystko - ta trylogia może mi się jednak spodobać.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony