W
KOŃCU wszystkie książki Sandersona, które miałam na półce są za mną. Czuje się
uwolniona od pewnego obowiązku, co jak najbardziej mi odpowiada. Nie lubię, gdy
coś się za mną ciągnie i ciągnie... Teraz tylko brać się za kolejne czekające
na półce ;)
Tytuł: Żałobne
opaski
Tytuł serii:
Ostatnie Imperium
Numer tomu: 6
Autor: Brandon
Sanderson
Liczba stron: 409
Gatunek: high
fantasy
Wax,
Wyne i ich mała drużyna dowiadują się o istnieniu Żałobnych Opasek, metalmyśli,
magazynujących niezwykłą moc i pozwalających każdemu stać się zrodzonym z mgły.
Wyruszają na ich poszukiwanie, jednocześnie próbując wyzwolić siostrę Waxa.
„Żałobne
opaski” to trzecia książka z opowieści o drugiej erze świata „Z mgły zrodzonego”
i jak na razie – najlepsza z trójki tych niekoniecznie bardzo długich historii.
Nie dorasta do pięt pierwszej części cyklu, ba! Nawet „Studnia wstąpienia” jest
o niebo lepsza od tej części, ale w końcu nie czułam tak wielkiej irytacji w
trakcie czytania.
Nim
jednak przejdę do konkretów chcę tylko wspomnieć o okładce. Jej śnieżny klimat
i śliczna Steris sprawiają, że po prostu uwielbiam na nią patrzeć :) Może nie
jest to najpiękniejsza książka, jaką miałam w rękach, ale sama grafika bardzo
mi się podoba.
Dobra,
koniec o okładce, pora wrócić do treści! Fabuła tego tomu nieco odstaje od
poprzednich. Wcześniej Sanderson pokazywał nam kryminalne zagadki, rozwiązywane
przez dwóch głównych bohaterów. Teraz mamy w historii nieco więcej powieści
drogi. Bohaterowie się przemieszczają i opuszczają znane nam Elendel. Ten
zabieg w tym przypadku zdecydowanie wyszedł na plus całej historii. W przypadku
poprzednich części trudno było mi skupić się na wątku kryminalnym, gdy
Sanderson cały czas sobie żartował; powieść drogi zaś nie wymaga aż takiej
powagi, dlatego całość po prostu działa lepiej.
Niemniej...
choć ta część jest lepsza i działa lepiej to ja, przez irytacje poprzednimi
częściami nie potrafię chyba odciąć się od złych wspomnień. Niestety, nie
kupuje żartów Sandersona. W moich uszach brzmią po prostu... głupio. No błagam,
śmianie się z postaci, bo ta lubi planować i zaplanowała, że bydło może
przebiec przez dom? W środku miasta? To humor dla pijanego człowieka, dziecka z
podstawówki, czy w miarę dojrzałego czytelnika...? Zdaje sobie sprawę z tego,
że wiele osób właśnie za to uwielbia Sandersona, ale przepraszam, ja tego nie
kupuje.
Większość
bohaterów z historii już znamy; dopiero w drugiej połowie książki pojawiają się
jakieś nowe postacie. Niby w zamian za to powinniśmy dowiedzieć się więcej na
temat tych, które już obserwowaliśmy,
ale szczerze mówiąc, nie zauważyłam, by jakoś specjalnie się rozwijały. Weźmy
na przykład Streris, narzeczoną Waxa, która do tej pory była spychana na dalszy
plan, a teraz stała się pełnoprawną drugoplanową postacią. Już wcześniej
wiedzieliśmy, że lubi plany oraz że jest osobą elegancką, rozumiejącą
towarzystwo. Teraz dowiadujemy się jedynie, że jej planowanie to obsesja i choroba
psychiczna oraz że trochę lubi przygody. Więcej na jej temat... nie wiemy nic.
Jak
zwykle, sam styl Sandersona jest bardzo przyjemny. Książkę czyta się szybko i
niełatwo jest się w niej pogubić. Jedyna rzecz nad którą zastanawiałam się w
trakcie czytania jest mały problem z tłumaczeniem. Mianowicie, „allomancja”
oraz wszelkie formy tego słowa (np. allomantyczny) jest ZAWSZE pisany wielką
literą. Czy więc to kwestia tego, że autor sobie tak zażyczył, czy tego, że tak
było w oryginale i tłumacz nie pomyślał, że w języku polskim przymiotnik
piszemy małą?
Cieszę
się, że jak na razie nie mam na półce więcej książek Sandersona, bo czuje się
nim wyraźnie zmęczona... Wprawdzie „Żałobne opaski” działały całkiem dobrze i
osoby, które zapoznały się z poprzednimi częściami nie powinny na nie jakoś
szczególnie narzekać, ale tak czy siak, ja na razie tego świata mam serdecznie
dosyć. A może nie tyle co tego świata, a żartów autora, które naprawdę z dnia
na dzień coraz bardziej mnie irytują.
* * *
Ta okolica była zbyt
elegancka, z tymi wszystkimi rezydencjami, ogrodami i starannie przystrzyżonymi
żywopłotami. Ulice nawet nie śmierdziały końskim łajnem. Trudno myśleć w takim
miejscu – każdy wiedział, że najlepiej myśli się w bocznych uliczkach i slumsach.
W miejscach, gdzie mózg musiał być uważny, wręcz spanikowany – tam, gdzie ten
gnojek wiedział, że jeśli się nie ożywi i nie wymyśli czegoś genialnego, jego
właściciel pewnie zostanie dźgnięty, a wtedy jak by skończył?
Należało wziąć swój
mózg jako zakładnika przeciwko własnej głupocie – tak się załatwiało sprawy.
Fragment „Żałobnych Opasek” Brandona Sandersona
Obawiam się jedynie specyficznego humoru autora, którego używa w swojej powieści. Słyszałam już dawno o pierwszej części, ale wtedy nie miałam zbyt wiele czasu, zeby się jej przyjrzeć. Niemniej jednak zachęciłaś mnie do tej pozycji.
OdpowiedzUsuńZrób sobie od niego dłuższą przerwę i weź się za Drogę Królów jak wyjdzie trzeci tom :)
OdpowiedzUsuń