Być
może pamiętacie moją recenzje serialu „Hannibal”, która pojawiła się jakiś czas
temu na Drewnianym Moście. Jeśli tak, ta recenzja nie powinna być dla Was
zdziwieniem, mimo że szczerze mówiąc, nie planowałam po książki o Lecterze
sięgać. Ale stało się: kupiłam tom drugi na wyprzedaży, więc pierwszy
nadrobiłam w formie ebooka. Niestety, nie potrafiłam na już znaleźć papierowej
wersji :c
Tytuł: Czerwony
smok
Tytuł serii:
Hannibal Lecter
Numer tomu: 1
Autor: Thomas Harris
Liczba
stron: 448
Gatunek: kryminał,
thiller
Seryjny
morderca zabija dwie rodziny. FBI, nie mając żadnych tropów, prosi o pomoc wybitnego profilera, Willa
Grahama. Śledztwo jednak stoi w miejscu, a szaleniec prawdopodobnie wkrótce
zaatakuje. Will, chcąc jak najszybciej ująć sprawcę, prosi o pomoc wybitnego
psychologa i wielokrotnego mordercę, dr Hannibala Lectera.
Nim
sięgnęłam po „Czerwonego smoka” zapoznałam się z serialem „Hannibal”, z 2013
roku. Niestety, okazało się to złym wyborem i sprawiło, że na książce trochę
się zawiodłam, mimo że pewnie gdybym poznawała ją na początku takiego odczucia
by nie było. Już wyjaśniam dlaczego.
Serial
bardzo mocno skupia się na postaci Hannibala Lectera i bazuje przede wszystkim
na „Czerwonym smoku”. Niestety, twórcy zabawili się trochę faktami i choć
uważam, że wyszło to na korzyść historii (przynajmniej biorąc pod uwagę dwa
pierwsze sezony) to sprawiło, że spodziewałam się ogromnych ilości Hannibala na
stronach tej powieści. A on jest w tej książce niemalże zbędny. Gdyby Harris
postanowił wyciąć go z jej kart naprawdę nie miałby problemu z załataniem
fabularnych dziur, które przez to by powstały. A szkoda, bo mimo niewielkiego
udziału tejże postaci w tej książce widać w niej pewien potencjał. Jak wielki?
Liczę, że kolejne części serii mi o tym powiedzą.
Skoro
już wylałam żale może przejdźmy do dalszej części recenzji :D Jako, że ostatnio
czytałam przede wszystkim fantastyk dziwnie było mi się odnaleźć w takiej
książce. W książce napisanej tak, jakby została stworzona od linijki. Czystej,
klarownej, jasnej, płynnej, bez nadmiaru opisów, którą czyta się tak, jak
ogląda się „NCIS”, „Kości” i inne produkcje tego typu. Szczerze mówiąc,
myślałam, że będzie w tym więcej thrillera, więcej emocji: a tu proszę bardzo, powieść,
która sprawiła, że czułam się jak w jednym z popularnych seriali
kryminalistycznych. Nie uważam, że jest to złe. „Czerwonego smoka” czyta się
przyjemnie i płynnie, być może za sprawą tłumaczenia, które zabrało mu pewnie
swojego klimatu. Niemniej, po fantastyce, którą pisze się w inny sposób ta
książka była dla mnie niezłym szokiem.
Historia
wykreowana jest w ciekawiący czytelnika sposób, choć o ile w latach 80. czy 90.
była czymś zupełnie świeżym i nowym, tak teraz nie jest to coś, co by mnie w
jakiś sposób zaskoczyło. Mamy FBI, morderstwa i próbę rozwiązania zagadki, tak,
by uratować rodzinę. To angażuje, przynajmniej do pewnego stopnia.
Zdecydowaną
zaletą „Czerwonego smoka” jest analiza psychologiczna mordercy: dowiadujemy się
o nim naprawdę wiele, stopniowo odkrywając jego tajemnice, lęki i marzenia, w
pewnym momencie być może nawet mu współczując. Dawno nie czytałam książki z tak
dokładnym opisem charakteru i przeżyć bohatera.
Naszym
głównym bohaterem jest, rzecz jasna, Will Graham. Człowiek przed czterdziestką,
genialny, choć bardzo wrażliwy, próbujący stworzyć szczęśliwą rodzinę w chwili,
w której zostaje wezwany do nowej sprawy. Cóż mogę powiedzieć, że tego pana po
prostu lubię? Nie uważam, by był wybitny, ale chyba trudno nie czuć do niego
nici sympatii. To po prostu dobry człowiek, który mimo pewnych problemów z
psychiką robi wszystko, by złapać mordercę.
Chciałabym
uwielbiać tą historię – ale nie potrafię. Jest zbyt czyta, zbyt klarowna i
jasna. Gdzie w tym thrillrze jest thriller? Bo ja chyba go nie zauważyłam.
Niemniej, jako powieść kryminalna, ze szczegółówą analizą psychopaty sprawdza się
dobrze i myślę, że warto się z nią zapoznać choćby przez postać tak znanego w
popkulturze Lectera.
* * *
Chcę ci pomóc, Willu,
więc zacznę od pytania: twoja depresja nie wynikała z faktu, że zastrzeliłeś
Garretta Jacoba Hobbsa, prawda? Bo tak naprawdę, to czułeś się podle dlatego,
że zabicie go sprawiło ci tak wielką frajdę, mam rację?
Przemyśl to sobie, ale
się nie zamartwiaj. Niby dlaczego zabójstwo nie miałoby sprawiać przyjemności?
Bóg najwyraźniej to lubi, skoro robi to bez przerwy, a czyż nie jesteśmy
stworzeni na obraz i podobieństwo Jego?
Fragment „Czerwonego Smoka” Thomasa Harrisa
Książkę czytałam dość dawno temu, ale ogólne wrażenia zachowały się w mojej pamięci podobnie - kryminał? może owszem, ale thrillera to tam nie ma. Książka prędzej do wywołania niesmaku niż gęsiej skórki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z "Gry w Bibliotece"
Jak to niewiele Hannibala Lectara w książce właśnio o Lekterze? Coś mi tu nie gra.
OdpowiedzUsuńZnam tą historię z filmu, ale nie obejrzałam serialu tylko właśnie film z Hopkinsem. Zafascynował mnie i mam poważne obawy co do książek, których jeszcze nie czytałam.
Hannibala jest więcej w innych częściach serii... Miałam wrażenie, że autor dopiero później się zorientował, że w sumie to ta postać mu najbardziej wyszła i fajnie byłoby się na niej skupić.
UsuńBardzo ciekawi mnie seria o Hannibalu. Mam nadzieję, że wkrótce się z nią zapoznam, właśnie ze względu na tę kultową postać.
OdpowiedzUsuń