Grzegorz trafia do szpitala. Przebywa
w sali wraz z trójką innych pacjentów. Jeden z nich, Czwarty, zaczyna podawać
się za Josepha Conrada i opowiada historię kilkuletniego Stasia, który z drewna
tworzy figurkę kozła.
Tytuł: Dżozef
Autor: Jakub
Małecki
Liczba
stron: 320
Gatunek: realizm
magiczny
Wydanie: SQN,
Kraków 2018
|
Są
autorzy, o których nie słyszałam praktycznie słowa krytyki. Do takich niewątpliwie
zalicza się Jakub Małecki: nie pamiętam, bym choć raz przeczytała, lub
usłyszała opinię kogoś, kto otwarcie by go krytykował. Gdy nadarzyła się
okazja, sięgnęłam więc po jego „Dżozefa”, z jednej strony nie spodziewając się
niczego konkretnego (unikałam nawet czytania opisu z tyłu okładki), z drugiej
mając dość wysokie oczekiwania. Muszę przyznać, że twórczość tego autora mnie
nie zawiodła, chociaż książki pokroju tej konkretnej nie są literaturą, którą
mam ochotę czytać na co dzień. Czemu?
„Dżozef”
to powieść, która była dla mnie pierwszym tak bliskim spotkaniem z realizmem
magicznym dokonanym z własnej woli. Moja relacja z tym konkretnym gatunkiem nie
należy do prostych: nie wiem o nim zbyt wiele i jednocześnie wzbudza we mnie
pewien dyskomfort. Często zawiera dużą ilość absurdu i sytuacji, których nie do
końca da się wytłumaczyć, a to jest dla mnie źródłem niepokoju. Niemniej,
Małecki tak zgrabnie połączył wątki w „Dżozefie” i dodał do tej lektury tyle
ciepłej, przyjemnej polskości, że czas spędzony z nią upłynął mi naprawdę szybko
oraz całkiem sympatycznie.
Całkiem
– bo tak czy siak odrobinę tego dyskomfortu jednak odczuwałam. Nie zmienia to
jednak faktu, że styl autora jest naprawdę dobrze wyważony, dzięki czemu z jednej
strony tekst bardzo szybko się czyta, a z drugiej nie ma się wrażenia, że to
jedynie puste słowa, absolutnie nic nie wnoszące do naszego życia. Na dodatek
Małecki bardzo dobrze prowadzi dwa istotne dla linii fabularnej wątki, które
wzajemnie przeplatają się i łączą, tworząc ostatecznie jednolitą historię.
Czytając
o „Dżozefie” w sieci już po jej lekturze, wyczytałam, że wiele osób w tej
historii widzi „powieść dresiarską”. Ja osobiście nie do końca potrafię się z
tym stwierdzeniem zgodzić. Owszem, główny bohater, Grzegorz, jest przedstawiany
jako „dres”, jednak to nie jest istota historii. Ta postać to tylko narrator
całej historii, który przez większość czasu obserwuje dziejące się wokół niego
dziwy: ci, którzy szukają w tej książce z żółtą okładką kibolskich bójek i
dyskusji spod monopolowego raczej tego w niej nie znajdą.
Ta
powieść Małeckiego mocno nawiązuje do twórczości Josepha Conrada. Przyznaje się
bez bicia: nie znam za dobrze tego autora. „Jądro ciemności” czytałam co
najwyżej we fragmentach i absolutnie nie byłam nim zainteresowana, po inne
tytuły nie próbowałam sięgać. Mimo to tak czy siak wyczułam duży szacunek
autora do tego twórcy, jednocześnie nie mając wrażenia, że nie rozumiem tej
opowieści. Dlatego mam wrażenie, że z jednej strony osoby lubiące Conrada będą
dobrze się bawić, wyszukując nawiązania do jego historii (których ja oczywiście
zapewne nie wyłapałam), a osoby, które go nie znają, po prostu zwrócą uwagę na
inne szczegóły tej historii.
Zdecydowaną
zaletą „Dżozefa” jest fakt, że to powieść, która pozwala czytelnikowi na pewną
swobodę interpretacji: nie każdy szczegół mamy tu podany na tacy, nie wszystkiego
możemy być pewni. To zdecydowanie lektura, która może zmusić nas do przemyśleń,
choć muszę dodać, że jedno z „podsumowań”, które na końcu wysnuwa narrator
wydało mi się nieco naciągane w kontekście całej historii. Nie będę go tutaj
jednak przytaczać, bo po prostu musiałabym przytoczyć za dużo treści samej
lektury.
„Dżozef”
był lekturą nieco inną niż te, które czytam zazwyczaj, ale chyba taka
odskocznia była mi naprawdę potrzebna. Cieszę się, że miałam okazję poznać kolejnego
dobrego polskiego autora: niewątpliwie polecę tę lekturę jeszcze niejednej osobie,
a sama pewnie za jakiś czas sprawdzę inne dzieła Małeckiego.
*
* *
Trzeba przecież do tego nie lada
jajec, żeby rzucić tak drugą osobę, z którą się tyle przeżyło. Wspólne
doznania, przygody i wspaniałe chwile oblepiają człowieka jak taki słodki lep,
coś miłego w dotyku, a jednocześnie cholernie zdradliwego, bo ani się człowiek
zorientuje, a ten lep prowadzi przed ołtarz, do żłobka i życie bez sensu.
Czasem dochodzi do tego miłość, i tym szczęściarzom zazdroszczę. Dużo częściej
jednak, tak mi się przynajmniej wydaje, nie jest to miłość, ale ten zwyczajny
słodki lep.
Fragment
„Dżozefa” Jakuba Małeckiego
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Znam Roberta Małeckiego, ciekawe czy mają ze sobą coś wspólnoego? Interesująca ksiązka i dość oryginalna okładka.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nie, ale to tylko zgadywanie. A okładka ciekawa, ale chyba wolę stare wydanie: tam po prostu jest zdjęcie kozy. XD
UsuńCzytałam już książki tego autora, więc pewnie i tę przeczytam.
OdpowiedzUsuńTeż będę testowała tę powieść, bo ma do mnie trafić, ale ja natomiast nie nastawiam się wcale, bo to nie mój gatunek :D
OdpowiedzUsuńZobaczymy, może też się zaskoczysz. :) W końcu mimo wszystko Małecki jest fantastą.
UsuńWydaje się bardzo intrygująca, ale nie jestem pewna czy to lektura dla mnie :)
OdpowiedzUsuńTez nie czytałam wcześniej nic tego autora, wiec chyba powinnam to zmienić, chociaż nie jestem pewna, czy to gatunek, w którym dobrze się odnajdę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic tego autora, a słyszałam już mnóstwo dobrych opinii. Ciągle w ręce wpadają mi nowe pozycje i stale cierpię na niedoczas:) Tą książkę chyba wepchnę jednak gdzieś na szczyt, bo wydaje mi się, że to kawał dobrej literatury i chcę się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com
Świetna recenzja :) Jeśli wolno mi coś zasugerować, to wierzę, że nie warto rezygnować ze "znajomości" z Jakubem Małeckim. Moim zdaniem, kolejne jego powieści - "Dygot" czy "Rdza", mają w sobie może mniej elementów odrealnienia, niemniej pozornie prosta forma i równie pozorna banalność treści posiadają niezwykła moc przyciągania i utożsamiania się z bohaterami. To tak bardzo subiektywnie... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie z tej znajomości nie rezygnuje. ;p Prawdopodobnie wkrótce będę miała kolejną jego książkę u siebie.
Usuń