Dzieciaki
często mają swoje ulubione przedmioty i ja nie byłam wyjątkiem. Miałam pluszaka-koguta
o imieniu Kogucik, białego misia bez imienia, który jest ze mną do dziś, czy nawet
ulubione figurki, z których jedna była popiersiem Tutenchamona (jakby ktoś nie
wiedział – to jedna z moich dziecięcych miłości. Tak, kochałam faraona zmarłego
kilka tysięcy lat temu, zamiast gwiazdkę popu.). Wśród tych rzeczy nie zabrakło
też oczywiście książek, do których nagminnie wracałam. Jakie to pozycje? Już
Wam je pokazuje! Muszę przyznać, że niekoniecznie są to bardzo oczywiste
książki, jeśli ktoś nie zna mnie najlepiej.
Harry Potter
O
tym już pisałam nie raz, ale… nie mogło tu tej serii zabraknąć. Ja naprawdę
katowałam tę serię: czytałam te pozycje w kółko i w kółko. „Zakon Feniksa” i „Książę półkrwi” najgorzej zniosły moją
manię (z obydwu wypadają kartki), chociaż chyba z któregoś z pierwszych tomów też wypadają już kartki. Doszło
nawet do tego, że próbowałam się uczyć pierwszego tomu na pamięć… Na całe
szczęście po pierwszej kartce znudziło mi się. Dziś o serii najlepszego zdania
nie mam, ale o tym możecie już znaleźć wpisy, nie będę się powtarzać.
Baśnie
Na
zdjęciu są baśnie Andersena, ale posiadam też wersję braci Grimm. Ta niestety
została zdewastowana przez psy i wolę jej nie pokazywać. Ta książka, a
właściwie książki były najbardziej „realistycznymi” baśniami, jakie posiadałam:
miały małe literki i stosunkowo dużo treści oraz czarno-białe okładki. Wracałam
do nich bardzo często, chyba głównie po to, by „poczuć się lepszą” na tle rówieśników:
w końcu ja znałam PRAWDZIWE wersje baśni, a nie te z bajek Disney’a! Ten
egzemplarz jednak dość dobrze zniósł próbę czasu.
Piękno konia
Jeśli
pamięć mnie nie myli – ten egzemplarz był gwiazdowym prezentem. To właściwie
nie zwykła książka „do czytania”, a album z fotografiami koni i niedługim
komentarzem. Co tu dużo mówić: do dziś uważam, że to piękna pozycja, z
cudownymi zdjęciami, która przy okazji nieźle zniosła próbę czasu. Lata temu
miałam w zwyczaju regularnie ją otwierać i czytać w kółko tą samą treść,
zwłaszcza dotyczącą moich ulubionych wtedy ras koni. No cóż… ładna jest, więc
szczerze mówiąc, nie dziwię się sobie.
Konie
Tak,
miałam obsesję. W pewnym sensie dalej mam. Choć „Konie” nigdy do końca mi się
nie podobały (te ilustracje nie są najpiękniejsze) to były najdokładniejszym
spisem końskich ras, jaką posiadałam, więc bardzo regularnie do niej
zaglądałam. Co z resztą po niej widać: okładka trzyma się tylko dzięki wsparciu
taśmy klejącej.
Encyklopedyczny atlas zwierząt
Jeśli
jest tu ktokolwiek z mojej szkoły podstawowej, kto zastanawiał się, czemu na
przyrodzie tak często wypowiadałam konkretne informacje na temat zwierzątek… ta
książka jest odpowiedzią. Podobnie jak poprzednie dwie pozycje i tą katowałam,
wręcz ucząc się na pamięć opisu niektórych gatunków. Nie mam pojęcia czemu, ale
najzwyczajniej w świecie przyjemność sprawiało mi wtedy czytanie w kółko tego
samego.
Jak
możecie zauważyć, te najukochańsze i najbardziej katowane książki mojego
dzieciństwa to jednak w sporej mierze „encyklopedie” dla dzieci i nie tylko.
Nie mam pojęcia, skąd wzięło mi się takie zamiłowanie: być może przez to, że w
klasach podstawówki 1-3 miałam w posiadaniu tylko papugę, a marzył mi się koń,
lub pies? W każdym razie choć zawsze czytałam beletrystykę to pamiętam, że to
nie do niej (z wyłączeniem „Pottera” i „Eragona”), a do takich spisów
informacyjnych wracałam najczęściej. W końcu wtedy Wikipedia istniała tylko w zalążku,
a ja nie miałam bezustannego dostępu do sieci.
A Wy jakie pozycje katowaliście w dzieciństwie? Może, poza książkami, pamiętacie też inne swoje ulubione rzeczy?
Jak się tak zastanowię to raczej nie mam takiej książki, którą czytałabym w kółko i w kółko w dzieciństwie, choć pamiętam, że miałam fazę na komiksy Kaczora Donalada (ach to były czasy :')), ale miałam ich tak dużo (dzięki moim starszym braciom), że nie musiałam ciągle czytać tych samych. :P Jeśli chodzi o przedmioty z dzieciństwa to ciężko mi określić czy coś już jest z dzieciństwa czy jeszcze nie, bo ja wciąż dorosłą nie jestem, ale pamiętam też, że miałam naprawdę wiele pluszaków i mało bawiłam się lalkami, w sumie większość jest ze mną do dziś, a moim ulubieńcem jest bardzo duży pies, którego można traktować jako poduszkę! :D
OdpowiedzUsuńJa szybko wyrosłam z lalek i "śmiałam się" z młodszej o rok siostry, że jeszcze się nimi bawi. Potem zamykała się w pokoju i bawiła się sama w ukryciu. Bycie miłym nigdy nie było moją mocną stroną. XD
UsuńMoja siostra będąc chyba w szkole podstawowej kupiła sobie właśnie taką ksiązkę - Piękno konia była zakochana w tej ksiązce :)
OdpowiedzUsuńA ja w dzieciństwie katowałam encyklopedię PWN i słowniki xD
Bo to naprawdę piękny album. :)
UsuńJa jakoś takiej zwykłej encyklopedii chyba się trochę po prostu bałam.
Zgadzam się... jest na czym oko zawiesić :)
UsuńA mi się podobała ta okładka, format, ilustracje w środku mimo iż nie było ich za wiele :)
Jeżeli chodzi o koniarskiego hopla to mam podobnie i jedną z książek, którą miałam w dzieciństwie był poradnik dla rolnika, w którym były wszystkie rasy, żywienie, choroby - ogółem o koniach od A do Z, nawet brak ilustracji mi nie przeszkadzał (były rysunki, takie mocno "techniczne"). Encyklopedię dzikich zwierząt mama mi kupiła ze Świata Książki, przepięknie ilustrowana i więcej w niej zdjęć niż treści. No i Baśnie... sama kupuję swoim dzieciom, choć mają już dużo. Czekam na Baśnie braci Grimm w oryginale, które ma wydać WasPos. Jestem ich bardzo ciekawa i na pewno jest to lektura dla dorosłych dzieci ;)
OdpowiedzUsuńGdybym miała taką końską książkę pewnie też bym ją męczyła.
UsuńMam sporo takich encyklopedii dla dzieci i mam wrażenie, że wszystkie stawiają na zdjęcia. Informacje zwykle są powtarzające się i bardzo, bardzo podstawowe.
Słyszałam o tym wydaniu, ale okładki mnie odstraszają.
Ja w dzieciństwie lubowałam się w Pipi i miałam chyba wszystkie książki. Uwielbiałam jej humor i przygody, bo na reszcie była to dziewczynka, a nie chłopiec.
OdpowiedzUsuńPrócz tego czytałam wiele baśni, legend i Franklina, bo były w tych książeczkach piękne obrazki. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o Martynce, którą maglowałam tyle razy, że cała książka wręcz się rozpadła. Do dziś mam do niej wielki sentyment i jak widzę w sklepach kolejne historie o tej dziewczynce to z uśmiechem sięgam po nie, by choć móc je przejrzeć :)
Pozdrawiam!
Ja lubiłam Pipi z filmów, ale nigdy jakoś szczególnie. ALE zawsze chciałam mieć jej konia.
UsuńMartynkę też gdzieś mam. :) Wprawdzie nie całą serię, ale kilka egzemplarzy i owszem.
Co do Harry'ego to znowu fala gadżeciarskich książek dodatków się pojawiła / pojawi w październiku :D. Właśnie o nich pisałam. Szkoda, że ich tyle nie było jak byłam mała. Np. taka interaktywna Mapa Huncwotów - ile by z tym zabawy było!
OdpowiedzUsuńNa pewno! Ale z drugiej strony sprytne dziecko weźmie pustą kartkę i zrobi z niej item do zabawy. XD
UsuńRaczej nie katowałam encyklopedii jak Ty, ale mam jedną książkę, którą przeczytałam chyba z milion razy. Dostałam ją od chrzestnej kiedy leżałam w szpitalu, więc może dlatego tak ją uwielbiałam, po pozwoliła mi zapomnieć o igłach :D. "Tajemnica Amelii" o dziewczynce, która dowiaduje się, że jej matka była zakochana w syrenie, a sama Amelia ma w sobie gen syreny, który ujawnia się tym że gdy wejdzie do wody to wtedy zamienia się w syrenkę. Genialna książka dla dziewczynek :) Potem był Harry Potter, no ale to akurat zostało mi do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńW ogóle książki o syrenkach to ciekawa kwestia - chyba sporej ilości kobiet marzyłaby się porządna książka fantasy tego typu, a osobiście nie potrafię znaleźć nic sensownego i dojrzałego (mówię o fantasy-fantasy, z mocno rozwiniętym worlbuildingiem). Rozglądam się non stop i mam wrażenie, że jeśli chodzi o tą tematykę na rynku są straszne pustki. :C
UsuńJa jako dziecko kochałam baśnie i legendy, uwielbiam czytać je do dziś, ale w jakiś luźniejszych interpretacjach. Harrego Pottera czytałam już jako trochę starsza osoba, bo byłam przekonana, że ta książka to dno i jej nigdy nie przeczytam, ale dobrze, że istnieją lekcje polskiego na których dowiedziałam się, że to cudowna opowieść.
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Fantastic books
Ja też te klimaty bardzo lubiłam, tylko jakoś tak... nie katowałam tych książek aż tak, jak encyklopedii.
UsuńJa w swojej biblioteczce posiadam troszkę książek przyrodniczych, a do ,,Baśni" zawsze lubię wracać. ,,Król Drozdobrody" jest jedną z moich najbardziej ulubionych, a ekranizacji nie ma :) Mimo wszystko, ja jakoś do pluszaków się nie przywiązywałam, ale najbardziej jak w 6 klasie podstawówki przeczytałam ,,Szatana z siódmej klasy" to nie mogłam się oderwać (i dalej nie mogę), więc to chyba moja taka lektura dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja go lubiłam, ale o uwielbieniu raczej w tym przypadku trudno mówić. :D
OdpowiedzUsuń