niedziela, 12 sierpnia 2018

Czy książki należy czytać od deski do deski?


Przeczytanie książki od deski do deski wydaje się być jedynym poprawnym moralnie wyjściem, aby takową ocenić. Z resztą, to dotyczy też każdego innego dzieła kultury, którego poznanie wymaga poświęcenia czasu, nie ważne czy to gra, film, czy przedstawienie teatralne. Sama jednak, czytając jednak dość dużo, łapię się na tym, że… nie wszystkie pozycje mam ochotę poznawać w ten właśnie sposób.
Zacznijmy jednak od tego, jakie książki przeczytać od deski do deski trzeba, aby – moim zdaniem – móc je „poważnie” oceniać. Przede wszystkim to fabularna beletrystyka: nawet, jeśli książka nas nuży, męczy, wydaje się być absolutnie głupia i pozbawiona sensu to zawsze na samym jej końcu może pojawić się element, który zmieni nasz punkt widzenia na nią o sto osiemdziesiąt stopni. Fakt, nie zdarza się to często, zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z typowo lekką, komercyjną pozycją. Niemniej – zdarza się. I zawsze należy pamiętać.
Poza tym jeśli dostajemy książkę do recenzji od wydawcy to dla mnie oczywistością jest, że taką pozycję należy przeczytać również w całości, niezależnie od tego, jaka by ona nie była. W końcu po to właśnie ją dostajemy: by poznać całokształt i dopiero na jego bazie wyrazić swoją opinię. To też kolejna rzecz, która wydaje mi się absolutnie niepodważalna.
Ale jednak są takie pozycje, których nie trzeba czytać w całości, by wiedzieć, co się o nich myśli. Przede wszystkim myślę tu o poradnikach: książkach, które stoją obrazkiem, a nie słowem i których czytanie polega bardziej na przeglądaniu. W takich sytuacjach poznanie stu procent tekstu niekoniecznie ma sens. Jasne, warto byłoby poznać większość i resztę „przejrzeć”, ale właściwie… to tyle. Bo te książki wręcz zwykle zostały stworzone do czytania na wyrywki.
Drugą taką grupą książek jest dla mnie literatura naukowa, albo popularnonaukowa, której „recenzje” chcemy napisać. Takie pozycje często są cięższe, mniej przystępne. Trudno je wchłonąć w całości i często do szczęścia nie potrzebujemy stu procent. Mam też wrażenie, że opinia na ich temat kształtuje się raczej szybko i nie ważne, czy przeczytamy połowę, czy całość – ona i tak będzie taka sama. Na dodatek jeśli nie jesteśmy naukowcami to tak, czy siak ta nasza opinia będzie ewentualną „zachęcajką’, lub „zniechęcajką” dla innych i daleko jej będzie do dokładnej analizy takich dzieł.
Trzecią grupą będą książki składające się z dużej ilości krótkich form. Przykładowo, czytając „Peryferyjczyka” Marcina Kołodziejczyka naprawdę nie czułam potrzeby, by przeczytać wszystkie reportaże od deski do deski: ja już swoje zdanie na jego temat miałam po połowie. Książkę skończyłam w pełni jedynie dlatego, że był to egzemplarz recenzencki. Po prostu w takich przypadkach zwykle przykładów jest tyle, że o wnętrzu spokojnie możemy opowiadać po poznaniu ich części, zakładając, że nie są to opowiadania beletrystyczne.        
Jak więc widzicie, absolutnie nie uważam, że trzeba przeczytać książkę w pełni, aby móc pełnoprawnie ją oceniać: to nie zawsze jest konieczne, naprawdę. I choć oczywistym jest, że lepiej to w takiej sytuacji zrobić to jednocześnie sama wiem, jak książka potrafi męczyć… i wydaje mi się, że w takich chwilach dobrze jest wyznaczyć sobie granicę tego, co przeczytać koniecznie musimy w całości, a co możemy poznać tylko w większej części. Najzwyczajniej w świecie czasu mamy bardzo ograniczoną ilość i szkoda marnować go na pozycje, które niepotrzebnie go nam zabierają.

21 komentarzy:

  1. Jest co najmniej jeden wyjątek od reguły "przeczytaj calutki egzemplarz recenzencki", o którym sam się dowiedziałem na własnej skórze. Mianowicie jest to przypadek, w którym książka jest napisana tak okaleczonym językiem, z tyloma błędami stylistycznymi, ortograficznymi, interpunkcyjnymi, że całe Twoje ja krzyczy "rzuć to w cholerę, bo oczy krwawią od błędów". Jeśli przekartkujesz potem taką książkę i zobaczysz, że dalej jest cały czas utrzymana mniej więcej na poziomie uczącego się pisać ucznia podstawówki, to jest dokładnie ta chwila, w której zdecydowanie nie ma sensu męczyć się dalej, bo ten zlepek słów i tak zostaje wyeliminowany ze zbioru zwanego "książki". :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie.. trudno się nie zgodzić. :D Dlatego raczej nie czytam selfów, czy vanity, bo za często to ma taki właśnie koniec.

      Usuń
  2. Nie umiem porzucić książki zbez wzgledi jak straszna jest ;c jest to sprzeczne z moja natura. Seriale to co innego :-D

    Kasikowykurz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się też raczej nie zdarza porzucanie książek, ale jednocześnie nie uważam, aby to była niezwykła zbrodnia w niektórych okolicznościach. :D

      Usuń
  3. Właśnie siedzę nad taką książką fantasy, która mnie męczy, boli i cierpię przy jej czytaniu... I nie wiem, czy dotrwam, chociaż do tej pory chyba nigdy nie porzuciłam książki w trakcie jej czytania, jak tak pomyślę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Egzemplarze recenzenckie czytam w całości, a z innymi książkami bywa równie. Jeżeli coś mnie nie wciągnie i po kilkudziesięciu stronach stwierdzę, ze się mecze, gdy to czytam, to zazwyczaj odkładam i biorę się za inną książkę. Jednak nie lubię strasznie tak robić, wole jak jest opcja, ze czytam całą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazwyczaj zmuszam się tylko do czytania w całości jeśli coś jest kiepskie, tego co z różnych względów chcę zrecenzować. Ostatnio zmusiłem się do przeczytania 400stronnicowej antologii poezji armeńskiej (najgorszy był początek). Przekrój przez wieki, różni autorzy - to trzeba było przeczytać w całości by móc się wypowiadać.

    Zdarza się, że i w książkach popularnonaukowych pojawiaja się kwiatki rasistowskie, więc ich też nie oceniam bez przeczytania całości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby kwiatki się zdarzają, ale moim zdaniem znając mniej więcej autora da się to do pewnego stopnia wyczuć. A osobiście lubię przed lekturą sprawdzać, z kim ma do czynienia.

      Usuń
    2. Jak sprawdzać? No czasem nie wyczujesz że u "technika" będą np. rasistowskie wstawki.

      Usuń
    3. Hmm... dobrze, w tym przypadku może to wynikać z tego, że po prostu technicznych rzeczy nie czytam. Jestem absolutnym humanistą, który przekręca liczby (i myli ciągi liczb wpisując swój PIN zamiast kodu otwierając klatkę schodową. :D), więc za takie rzeczy nawet się nie biorę. A w przypadku humanistów zwykle da się szybko wyczuć, jakie ktoś ma poglądy.

      Usuń
  6. Ile ja czasem się namęczyłam, żeby przeczytać daną książkę do końca, bo czułam na sobie taki moralny obowiązek. Jakoś źle czułam się z myślą,że miałabym zacząć jakąś historię i jej nie skończyć. Kiedyś jedną książkę czytałam dwa lata, bo jakoś mnie tak nudziła, ale koleżanka poleciła, więc postanowiłam ją skończyć. Samo zakończenie jakoś niekoniecznie mnie zachwyciło, wręcz byłam zniesmaczona tym wszystkim. Dlatego teraz jeśli wiem, że mi coś nie podejdzie na sto procent to odpuszczam i zaczynam coś innego, ale z myślą, że jeśli kiedyś będę chciała to wrócę do danej książki i ją skończę. Nie zamykam za sobą żadnych drzwi.
    Jedyne co zdarza mi się bardzo często to niekończenie serii, ale myślę, że to całkowicie normalne, bo nie wszystko musi się nam podobać :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja serii bardzo często nie kończę. :) Często sprawdzam np. młodzieżowe serie, sięgając tylko po tom pierwszy, by wiedzieć, czy polecać, czy nie, a potem "olewam" kolejne.

      Usuń
  7. W zupełności się zgodzę. Jeśli już bierzemy się za jakąś książkę i zamierzamy wyrobić sobie na jej temat jakieś zdanie, należy rzetelnie ją przeczytać. Inna sprawa, jeśli książka to kompletny gniot i samo jej czytanie męczy. W takim wypadku można sobie darować czytanie, ale również wystawianie opinii. Inaczej sprawa ma się z poradnikami, gdzie można dowolnie skakać od strony do strony i wyszukiwać informacji na temat, który nas interesuje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli mniej więcej po 1/3 książka mnie wkurza/nudzi/inne i nie mam ochoty jej kontynuować, a nie muszę (bo nie jest to recenzencki, nie potrzebuję znać treści do czegoś), to sobie odpuszczam. Nie widzę powodu, by się męczyć i zmuszać do czytania, skoro jest tyle innych książek, a czasu tak mało. Recenzji w takim przypadku nie napiszę, ale jakąś opinię mimo wszystko na temat książki mam - z jakiegoś powodu w końcu ją zostawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Własnie mam taki dylemat - czy wypada napisać notkę o książce po przeczytaniu ok. stu stron? Bo dalej nie mam ochoty brnąć w coś wybitnie słabego (chodzi o "Głębia. Skokowiec" i "Plaga olbrzymów").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w takim przypadku lepiej zrobić zbiorczy wpis o książkach/filmach/grach, których się nie dokończyło? Bo to jednak też coś mówi o danym tworze.

      Usuń
  10. Masz rację szkoda czasu męczyć się na czytanie czegoś co się nam nie podoba:*:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie masz rację, choć mi się często zdarza niedoczytać do końca jeśli książka i się wybitnie nie spodoba. Nie jest takich książek dużo, ale jednak są. Szkoda mi czasu na coś, co kompletnie mi się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  12. Co do książek popularnonaukowych/naukowych, nie zgodzę się, w przypadku, gdy mamy jakąś wiedzę. Ja w niektórych dziedzinach mam profesjonalną (a przynajmniej zbliżoną :D), w innych, powiedzmy, że wyrobionego amatora ;) . Żeby napisać rzetelną recenzję, warto znać treść każdego rozdziału, bywają nierówne, jeśli chodzi o ścisłość przedstawienia danego zagadnienia, a czyta się mimo wszystko dość dobrze, także książka, która może nie najlepiej nam pasuje, jeśli chodzi o przyjemność z czytania, jest świetna pod względem merytorycznym, ale warto się o tym upewnić. Nieraz przecież jest sytuacja, że "warto przeczytać, ale są nieścisłości, jeśli chodzi o zagadnienia w rozdziale...." itp. Chyba, że mamy do czynienia z pseudonaukowymi bredniami, wtedy można szybko sobie odpuścić :P.
    Co do beletrystycznych, to różnie bywa. Czasami, warto faktycznie książkę odrzucić i spróbować za jakiś czas, jak kompletnie nie podchodzi, to nie warto. W końcu jest tyle innych, dobrych :D

    A tak swoją drogą, bardzo fajny blog, także pod względem graficznym. Pierwsza wizyta, ale będę wpadać częściej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc o takich książkach miałam na myśli właśnie czytelnika niedoświadczonego, czy też - nie piszący recenzji specjalistycznej. Bo opinie może wystawić każdy i nie musi być specem. ;) Jasne, że mając jakąś wiedzę na dany temat widzimy więcej i w takiej sytuacji nie dość, że czytanie jest dla nas stosunkowo lekkie to jeszcze ewentualna opinia powinna być po protu lepszej jakości.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony