Yara od lat ucieka. Nigdzie nie zaznaje
miejsca na dłużej. Tylko jeden element jej życia pozostaje stały: praca za barem.
Pewnego dnia wpada na początkującego muzyka, Davida. Młody mężczyzna od razu
mówi jej, że kiedyś za niego wyjdzie. Wkrótce między nimi rodzi się uczucie.
Tytuł: Bogini
niewiary. Ateiści, którzy klęczą i się modlą
Autor: Tarryn
Fisher
Tłumaczenie: Agnieszka
Brodzik
Liczba
stron: 352
Gatunek: romans
Wydanie: SQN,
Kraków 2018
|
Istnieje
grupa autorów, po których książki nigdy nie sięgnęłabym „sama z siebie”, ale
których dzieła bezustannie widzę w blogsferze. Chcąc nie chcąc czasem któreś nazwisko
zapadnie mi w pamięć i zaczyna we mnie kiełkować pragnienie zapoznania się z
twórczością takiej osoby. Właśnie to przytrafiło się Tarryn Fisher, dlatego gdy
miałam okazję położyć swoje ręce na egzemplarzu recenzenckim „Bogini niewiary”
nie odmówiłam sobie tej przyjemności. Dopiero jednak gdy zaczęły ukazywać się niekoniecznie
bardzo pozytywne recenzje tego tytułu zaczęłam odnosić wrażenie, że chyba źle
zrobiłam.
Będąc
już po lekturze muszę poprzeć tę teorię. „Bogini niewiary” to wprawdzie nie
jest zły romans, ale jednak w dalszym ciągu nim jest. Na dodatek, zdecydowanie
nie zdobędzie miana mojego „ideału” w tym gatunku i mam wrażenie, że autorkę
faktycznie stać na więcej.
Jaka
jest więc „Bogini niewiary”? Zaraz po lekturze nasunęło mi się kilka określeń: z
całkiem ciekawym pomysłem, pretensjonalna i z główną bohaterką, której
absolutnie nie lubię.
To
powieść z ciekawą ideą, bo Tarryn Fisher, chyba świadoma tworzonego przez
siebie gatunku, chciała wziąć kilka schematów „pod włos”, przerobić je na swój
sposób. Nie jest wprawdzie najbardziej odkrywcza: w dalszym ciągu to romans
szarej myszki z super chłopakiem. Tyle tylko, że tym razem to nie on jest
źródłem problemów, nawet, jeśli nie jest ideałem i popełnia błędy.
„Bogini
niewiary” to książka, której treść snuje się stosunkowo powoli. Autorka często
skupia się na opisach i różnorakich rozważaniach bohaterki, co jest z jednej strony
może być miłą odskocznią od wyjątkowo płytkich i płaskich romansów, a z drugiej
może być źródłem pretensjonalności. Bo dwudziestokilkuletnia dziewczyna o
nienajlepszym wykształceniu raczej nie myśli w ten sposób. Nie analizuje
rzeczywistości w ten sposób. A to z perspektywy głównej bohaterki obserwujemy
przedstawioną historią przez większą część powieści.
I
tak dochodzimy do mojej trzeciej myśli. Jak najbardziej rozumiem zamysł Fisher,
aby to bohaterka była źródłem nieszczęść w związku, a nie ten cudowny artysta
po którym byśmy się tego spodziewali. Problem polega na tym, że Yara nie
wzbudziła we mnie ani krztyny ciepła. Nie dość, że to uciekająca przed problemami
zazdrośnica to na dodatek jej zachowania często wydają się absolutnie
nienaturalne; tak, jakby robiła coś dlatego, że bóg-pisarka tak chciała, a nie
przez to, że została obdarzona takim charakterem. A w chwili, gdy mamy do czynienia
z romansem, a nie dramatem, czy książką psychologiczną wolałabym jednak żywić
do bohaterów choćby cień sympatii.
Na
całe szczęście David wypada nieco lepiej. Wprawdzie i jego zachowania potrafią
być karykaturalne, ale poza nimi wydaje się być po prostu „fajnym gościem”.
Takim, z którym można porozmawiać, takim, który naprawdę się troszczy i który
się stara. Człowiekiem z bagażem, radzącym sobie z nim jak tylko potrafi.
Szkoda tylko, że musiał wpaść akurat na tak niefortunną drugą połówkę.
Mimo
wszystko to naprawdę nie jest zła powieść. Fisher mimo patetyczności całkiem
zgrabnie posługuje się językiem, a sam pomysł na „Boginię niewiary” nie był
wcale zły. Tyle tylko, że chyba podeszła do pisania tego tytułu zbyt ambitnie,
z jednej strony chcąc tworzyć romans, a z drugiej dodać coś od siebie, aby na półkach
księgarni nie pojawiła się kolejna „pusta” powieść tego typu. Niestety, moim
zdaniem nie do końca wyszła jej próba połączenia tych dwóch elementów.
Muszę
też dodać, że sam tytuł (i polski, i oryginalny) naprawdę skłania do myślenia i
zastanowienia się, jak Fisher wplotła go w fabułę. Okazuje się jednak, że w tym
przypadku ocenianie książki tylko po nim to nie jest najlepszy pomysł. Owa „bogini
niewiary” w gruncie rzeczy nie ma aż tak zaskakującego znaczenia, a tematyka
ateizmu właściwie nie jest w tej książce poruszana.
„Bogini
niewiary” pewnie spodoba się osobom, które w jakiś sposób utożsamią się z
główną bohaterką. Poza tym ponieważ nie jest typowym „laniem wody”, a wewnątrz
można znaleźć sporą ilość treści pewnie przypadnie do gustu także fanom
romansów, którzy obecnie szukają drobnej odmiany w tym gatunku, czegoś
niekoniecznie wyjątkowo lekkiego. Ja zaś mam tylko nadzieję, że uda mi się za
jakiś czas sięgnąć po powieść autorki, która nie jest romansem i sprawdzić, jak
Fisher radzi sobie z innymi tematami. Kto wie, może kolejne spotkanie będzie
szczęśliwsze?
*
* *
–
Na początku każdego związku wszystko jest ekscytujące. Seks jest nowy, dotyk
jest nowy. Uzależniasz się od tej drugiej osoby ,bo wszystko, co się z nią
łączy, jest świeże i nieskażone. Potem pojawia się monotonia, kłótnie o każdą
pierdołę, a wtedy to, co kiedyś było ekscytujące, staje się...irytujące. Nudne.
–
Gówno prawda. Kiedy się kogoś kocha, wszystko jest ciągle nowe.
Oby kolejne spotkanie z autorką było lepsze :)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta książka - ale rozumiem tez dlaczego nie spodobała się ona tobie :)
OdpowiedzUsuńTo też nie jest tak, że kompletnie mi się nie spodobała - są znacznie gorsze tytuły. :D Po prostu po tylu zachwytach względem autorki chciałabym coś lepszego.
UsuńA ja jestem jej bardzo ciekawa! Lubię książki autorki, chociaż ostatnia jej książka, którą czytałam do końca mnie nie zadowoliła. :)
OdpowiedzUsuńPowieści z romansem nie są raczej tym co czytam najczęściej, ale może kiedyś się skuszę. Na razie mam ogrooomny stosik książek do czytania, aż nie wiem co czytać!
OdpowiedzUsuńRaczej mnie do tej książki nie ciągnie, ale strasznie podoba mi się ten tytuł :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttps://czytajacawszystko.blogspot.com
Podobnie do Ciebie ta książka "atakowała" mnie z każdej strony. Jednak ja nie zdecydowałam się na jej recenzowanie i w sumie chyba nie żałuję. Obawiam się tej książki, i może kiedyś przyjdzie chwila, że trafi w moje ręce jednak wybitnie mam ją ochotę pominąć - choć do tej pory Fisher miała całkiem niezłe noty z mojej strony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ewa z www.mybooksandpoetry.blogspot.com
Nie czytalam jeszcze. Chętnie zapoznam się z nią. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa też tę autorkę kojarzę, ale nie sięgnęłam po żadną jej powieść i w sumie nie czuję potrzeby. :P
OdpowiedzUsuń