Gdy
o książce robi się głośno włącza mi się coś w mojej główce, co każe na daną
pozycję uważać. Nie inaczej było przy Z
mgły zrodzonym o którym dziś tu jest mowa. Dość długo uważałam, że to po
prostu młodzieżówka ukryta pod ładną okładką, zwłaszcza, że na niej przecież
widnieje młoda postać ze sztylecikami. Obawiałam się, że trafię na kolejny Szklany Tron. Jakie są jednak moje
wrażenia po lekturze?
Tytuł serii: Ostatnie Imperium
Numer tomu: 1
Autorz: Brandon Sanderson
Liczba stron: 672
Gatunek: high fantasy
Ostatni Imperator od tysiąca lat
ciemięży skaa: lud skazany na złe traktowanie tylko z powodu swojego
pochodzenia. Teraz jednak przyszła szansa na bunt: pewien nadzwyczaj sprytny złodziej
postanowił spróbować go obalić. Nie łatwo jest jednak zmusić do walki lud,
który stracił już wszelką nadzieję.
Gdy
otwarłam Z mgły zrodzonego
pierwsze strony trochę mnie przeraziły.
Tłumaczenie
od razu wypadało tragicznie: składało się z powtórzeń, powtórzeń i jeszcze raz
powtórzeń. Wyglądało tak, jakby ktoś wrzucił tekst do tłumacza, a potem jakoś
składał to w całość. Poza tym niektóre zdania kompletnie nie trzymały się kupy
(np. W pewnym sensie zmęczenie było –
wynikało z długiego tańca: uprzedzając pytania, nie miało żadnego innego kontekstu i choć rozumiem, o co chodzi to na pewno nie jest poprawna składnia).
Poza
tym rebelia grupy uciśnionych... czyż to nie jest modne? Igrzyska Śmierci, Czerwona Królowa, Niezgodna:
te wszystkie, niekoniecznie dobre młodzieżówki poruszają ten właśnie temat.
Jakby
tego było mało na kartach powieści prędko pojawiła się młoda postać, która
utwierdziła mnie w przekonaniu, że mam w swoich rękach kolejną, zwykłą
młodzieżówkę, trzymającą się schematów i tylko udającą nieco poważniejszą
lekturę.
Och,
nie wiecie nawet, jak bardzo się pomyliłam, oceniając książkę w ten sposób na
pierwszych stronach powieści!
Owszem,
tłumaczenie wymaga dopracowania: co do tego nie mam wątpliwości. Wprawdzie im
dalej w las, tym mniej je człowiek zauważa, ale zdecydowanie nie jest
najwyższych lotów, a uwierzcie mi, że ta książka zasługuje na najlepszego
tłumacza, jakiego tylko wydawnictwo jest w stanie dorwać.
Nie
zaprzeczę też, że powieść ma parę drobnych problemów, jeśli chodzi o strukturę
kraju, o którym opowiada. Zapewne gdybym się uparła, mogłabym wytykać jej
naprawdę wiele.
Z
tym, że tym razem jakoś nie mam na to ochoty. Powód? Bardzo prosty. Mój Boże, w
końcu trafiłam na taką fantastykę, przez jaką zaczęłam czytać ten gatunek.
Czytając Z mgły zrodzonego miałam
wrażenie, że znów mam z dziesięć lat i znów wierzę w każde słowo autora, choćby
było nie wiadomo jak głupie. W jaki sposób tego dokonał? Cóż, ta historia zdaje
się po prostu doskonale balansować między lekkością i dobrą zabawą, a powagą
sytuacji. Jest pomysłowa i pełna akcji, ale jednocześnie wykreowany świat jest
bardzo konkretny oraz wystarczająco realistyczny, by w niego uwierzyć i chcieć
w niego wsiąknąć.
Jakby
tego było mało to o ile zwykle bohaterów traktuje po macoszemu to tym razem
udało mi się na prawdę z nimi zżyć. Kelsier, główny męski bohater to postać,
która z jednej strony spokojnie może być łamaczem kobiecych serc, jak i
postacią, która zadowoli męską część czytelników. Jest niezwykle ciepłym, ale
stanowczym człowiekiem, który wie czego chce. Tego typu postacie po prostu
niezwykle rozgrzewają serducho.
Obawiałam
się drugiej głównej postaci – młodziutkiej Vin – ale choć miała swój typowo
młodzieżowy wątek to wybaczam to, biorąc pod uwagę, że to nie wokół niej
obracała się główna oś fabularna. Za to ta dziewczynka wykonała kawał dobrej i
istotnej roboty dla samego czytelnika: pozwoliła autorowi wyjaśnić, jak działa
wykreowany przez niego świat.
Pozostałe postacie również są bardzo dobrze wykreowane. Nawet Ostatniego Imperatora nie można nazwać jednopłaszczyznową postacią, co w przypadku przeciwnika głównych postaci zdarza się bardzo rzadko, zwłaszcza, gdy podział na tych dobrych i złych jest dość jasny. Nie będę się jednak na ich temat rozpisywać, tak, by nikogo przypadkiem nie zanudzić.
Pozostałe postacie również są bardzo dobrze wykreowane. Nawet Ostatniego Imperatora nie można nazwać jednopłaszczyznową postacią, co w przypadku przeciwnika głównych postaci zdarza się bardzo rzadko, zwłaszcza, gdy podział na tych dobrych i złych jest dość jasny. Nie będę się jednak na ich temat rozpisywać, tak, by nikogo przypadkiem nie zanudzić.
I
ten, o dziwo, działa całkiem sprawnie, zwłaszcza, jeśli mu się przyjrzymy. [DROBNY
SPOILER] W powieściach pokroju Igrzysk Śmierci zawsze irytowało mnie przede
wszystkim posłuszeństwo uciskanych względem władzy. Tu mamy je bardzo
zgrabnie wyjaśnione. [KONIEC].
Przy
okazji Sanderson zachowuje dobry balans między fantastyką, a realizmem: nie znajdziecie
tu tony różnych gatunków. W jego świecie nie ma smoków, czy elfów: są ludzie.
Tyle, że niektóre nacje mają pewne... specyficzne zdolności. I to tylko tyle,
jeśli chodzi o jego magię. A może aż tyle...?
Fabuła
sama w sobie też nie problemów; przeciwnie, jest doskonale zaplanowana. Wszystko,
o czym czytamy, lub słyszymy ma jakiś sens. Jest istotne, nawet, jeśli takie
się nie wydaje. Tu
nie ma zbędnej paplaniny. Każdy szczegół jest przez Sandersona doskonale
wykorzystywany na dalszych kartach książki.
Muszę
dodać jeszcze, że bardzo chętnie zobaczyłabym ekranizacje tej powieści: nie
przez samą historię (w końcu ją już znam), ale... ona ma możliwości na tak
niezwykłe przedstawienie walk, że dla nich samych, poprawnie nakręconych,
chętnie odwiedziłabym kino.
Z mgły zrodzony
będzie przednią rozrywką dla każdego fana fantastyki: nie ważne, czy lubisz
młodzieżówki (bo wątek dla siebie tu znajdziesz), czy poważne fantasy. Powieść
Sandersa doskonale spełnia swoje zadanie: jak na dobrą książkę z tego gatunku
przystało powinna bawić i nieco młodszych, i starszych czytelników. Jeśli
jeszcze nie macie jej za sobą, sięgnijcie koniecznie.
* * *
Czasami się
zastanawiam, czy nie tracę zmysłów.
Może jest to
spowodowane przytłaczającą wiedzą, że muszę udźwignąć ciężar całego świata.
Może przyczyną jest śmierć, którą oglądałem, przyjaciele, których straciłem.
Przyjaciele, których byłem zmuszony zabić. Tak czy owak, czasem widzę ścigające
mnie cienie. Mroczne istoty, których nie rozumiem i rozumieć nie chcę. Może to
jakiś twór mego przeciążonego umysłu?
Fragment Z
mgły zrodzonego Brandona Sandersona
Muszę, muszę przeczytać! Zbieram się na Sandersona już nie wiem ile, ale jednocześnie boję się, że będzie tak jak z każdą serią - kupię sobie "Z mgły zrodzonego", przeczytam i mimo tego, że bardzo mi się spodoba, nie zbiorę się w sobie i nie kupię następnej części - kolejna rozpoczęta seria do kolekcji! Także może najpierw ogarnę wszystkie już rozpoczęte sagi.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
BOOKBLOG
Jasne, ogarniaj, szczególnie, że obecnie mam mały dylemat co do tej serii, ale on "wyjaśniony" zostanie razem z kolejnymi recenzjami... Nie wiem, czy opłaca się to kolekcjonować.
UsuńZaciekawiła mnie ta książka. Nie spodziewałam się tego po tej okładce.
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie! Nie miałam jeszcze do czynienia z Sandersonem.
OdpowiedzUsuńTrzymałam już ją w rękach, ale ostatecznie odłożyłam. Przeraziła mnie ilość stron w porównaniu z czasem, którego ostatnio mam jak na lekarstwo. Być może w wakacje, już za dwa miesiące, jednak się na nią zdecyduję. <3
OdpowiedzUsuńMuszę coś Sandersona przeczytać, bo tak naprawdę chyba nie widziałam negatywnej recenzji jakiejkolwiek jego książki o.O Uwielbiam fantastykę, więc jestem niemal pewna, że książka mi się spodoba, tylko mam jeden problem... Kiedy?
OdpowiedzUsuńNajpierw zaczekaj na recenzję drugiego tomu, nim sięgniesz po ten XD
UsuńTak dużo piszą o tej książce dobrego, że ciężko mi przejść bok obojętnie. Czasem fajnie jest zmienić zdanie (zwłaszcza na pozytywne) po kilku stronach. Pięknie opisałaś fabułę.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie :)
UsuńDziękuję!
Książki Sandersona poleca tyle osób, że po prostu muszę sprawdzić o co tyle szumu. Może w wakacje mi się to uda, bo na razie nie mam czasu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Helena z ksiazkinocy.blogspot.com
Właśnie u mnie zachodzi podobny mechanizm, kiedy o jakiejś książce zaczyna robić się głośno. Owszem, jestem ciekawa i chcę sprawdzić, o co tyle krzyku, a jednocześnie ten cały szum jakoś mnie tak... odstrasza? Wiele razy już się zdarzało, że zabierałam się za daną powieść dopiero wtedy, kiedy wszystko ucichło.
OdpowiedzUsuńBrandona Sandersona jeszcze kompletnie nie znam, ale bardzo, bardzo jestem ciekawa tego autora. Słyszę o nim z reguły same dobre rzeczy. Niestety dałam sobie bana na kupowanie książek wraz z nadejściem Nowego Roku i jak dotąd złamałam go tylko raz, próbuję się trzymać XD
rude-pioro.blogspot.com
Ja na razie też próbuje przeczytać to, co mam na półce XD
UsuńJak zwykle cytat na końcu trafiający we mnie jak w sedno.
OdpowiedzUsuńPrzeraziłam się jak zobaczyłam "Igrzyska Śmierci" (błagam nie!). Na szczęście zaraz rozwiewasz te straszne skojarzenia :)
Porównywanie tej powieści, do tej dzięki, której zaczęłaś czyta fantastykę, to chyba najlepszy komplement jaki mógł ową książkę spotkać :)
Zapiszę sobie, jak mnie najdzie na fantastykę i jak jakimś cudem gdzieś ją znajdę - sięgnę ;)
Pozdrawiam
Marta
Muszę przeczytać, choć nie ukrywam że mnie troche tłumaczenie przeraziło
OdpowiedzUsuńGrafika powalająca :D
OdpowiedzUsuńTwórczość Sandersona już od dawna mam w planach i prawdopodobnie niedługo zabiorę się wreszcie za "Z mgły zrodzonego", a za "Drogę Królów" tak bliżej wakacji, bo książka jest... dość pokaźna objętościowo :D Tylko teraz zaczyna mnie trochę martwić to tłumaczenie i zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby sięgnąć po oryginał, ale już zamówiłam książkę, więc cóż... Jakoś przez to przebrnę ;)
OdpowiedzUsuńNieeeee, dlaczego chujowe tłumaczenie? :(
OdpowiedzUsuńMam w planach, ale... Ech, zdecydowanie chciałabym to zobaczyć już w super tłumaczeniu, a nie w... no właśnie :P
W kolejnych częściach jest lepiej, aczkolwiek... chyba tylko pod tym względem :c
Usuń