poniedziałek, 25 czerwca 2018

Ania z Zielonego Wzgórza: Klasyk, który wciąż zachwyca



Rodzeństwo Cuthbertów postanawia przygarnąć chłopca, który będzie pomagał im w pracy w gospodarstwie. Niestety, przez nieporozumienie na Zielone Wzgórza przybywa dziewczynka – rudowłosa Ania Shirley. Rezolutna i rozgadana dziewczynka prędko wprowadza wiele zmian do życia swoich opiekunów.
Tytuł: Ania z Zielonego Wzgórza
Tytuł serii: Ania z Zielonego Wzgórza
Numer tomu: 1
Autor: Lucy Maud Montgmery
Tłumaczenie: Rozalia Bernsteinowa
Liczba stron: 301
Gatunek: literatura dziecięca/młodzieżowa
Wydanie: Nasza Księgarnia, Warszawa 1984
„Ania z Zielonego Wzgórza” była dla wielu pokoleń kobiet pierwszą książką, która sprawiła, że chętnie sięgnęły po kolejne lektury. Mnie niestety to ominęło – jakimś cudem jako dziecko nigdy po nią nie sięgnęłam i dopiero teraz, jako dorosła osoba, miałam przyjemność się zapoznać z tą historią. Nie zrozumcie mnie źle: Ania jest tak popularną postacią, że znałam ogólny zarys historii. Wiedziałam, w jaki sposób dostała się na Zielone Wzgórze i znałam co niektóre sytuacje, czy scenki (jak ta z farbowaniem włosów przez bohaterkę). Nigdy jednak nie czytałam książki samej w sobie.
Wydaje mi się jednak, że nie byłam stratna: znając moje ówczesne „trendy” czytelnicze raczej uznałabym, że nie jest to lektura dla mnie. Teraz jednak jak najbardziej tę lekturę doceniam i... żałuje, że trudno dziś o książki dla dzieci oraz młodzieży właśnie utrzymane w takiej konwencji.
Zacznijmy od samego stylu. „Ania z Zielonego Wzgórza” to książka po prostu dobrze napisana. Z jednej strony czyta się ją naprawdę lekko i przyjemnie, ale z drugiej jej styl jest dojrzały i naprawdę piękny. Naprawdę brakuje mi tego w dzisiejszej literaturze dla młodzieży: zwykle dostajemy twórczość tak infantylną i grafomańską, że trudno tu mówić o jakimkolwiek „dziele”, czy „warsztacie” autora. Pani Montgomery zaś tego absolutnie nie brakowało.
Poza tym sama konstrukcja historii sprzyja młodemu czytelnikowi. Choć mamy tu jakąś ogólną historię (przybycie Ani na Zielone Wzgórza i jej cały proces dorastania) to w praktyce każdy rozdział jest w miarę osobną historią, przygodą, lub nauczką, którą dostaje bohaterka. Na dodatek są to raczej krótkie fragmenty, dzięki czemu dziecko raczej nie znudzi się tą opowieścią.
Nie oznacza to jednak, że nie mamy tu mocnych, czy dramatycznych momentów: choć struktura powieści nie jest tu tak konkretna, jak choćby w historiach przygodowych, a całość raczej opowiada o sympatycznym dzieciństwie to autorka nie boi się poruszać trudnych tematów.  Już sam początek jest przecież wyjątkowo dramatyczny: Ania, przekonana, że trafia do domu swoich marzeń nagle dowiaduje się, że była pomyłką i nikt jej w Zielonych Wzgórzach nie chce.
Evelyn Nesbit, czyli modelka,
której uroda jest pierwowzorem wyglądu Ani.
Sama bohaterka zaś... cóż, jest niewątpliwie postacią bardzo dobrze wykreowaną. Rozmarzone dziecko, które musi dorosnąć i nauczyć się, jak żyć zostało przedstawione tu naprawdę bardzo dobrze. Jednocześnie autorka nie popełniła tu błędów typowych dla dzisiejszych twórców: dziś zwykle młode postacie to zwykle wyjątkowo głupi buce, którzy pokonują jeszcze głupsze od siebie przeszkody. Na dodatek dorośli zwykle popierają dzieciaki w tych właśnie wyborach. Tu zaś mamy dziecko, które uczy się podstępować pod czujnym okiem opiekunów: Ania popełnia błędy, ale te zawsze są jej wytknięte.
Co ciekawe, w „Ani” nie ma aż tak wiele Ani jako takiej: zwykle przebywamy w jednym pomieszczeniu z naszym rudzielcem oraz jej opiekunką, Marylą i słuchamy, co w ciągu ostatniego dnia, czy tygodnia się wydarzyło. „Siedzimy” przy tym raczej w głowie dorosłej osoby, a nie – w głowie dziecka. To, moim zdaniem, bardzo ciekawy wybór autorki: dzięki temu mamy okazje bliżej poznać dość zamkniętą i małomówną Marylę i dowiedzieć się, co naprawdę o Ani sądzi... A przecież co sądzi ta rudowłosa dziewczynka wszyscy dobrze wiemy, bo ona raczej nie ma problemów z wyrażaniem własnych emocji.
Trudno nie docenić mi „Ani z Zielonego Wzgórza” – to naprawdę pięknie napisana powieść dla dzieci i młodzieży, która niesie w sobie ogromną wartość edukacyjną.... Mimo że ma na swoim karku już ponad sto lat. To zdecydowanie lektura, którą warto dać do przeczytania dziecku, jak i samemu sie z nim zapoznać: w końcu to bardzo przyjemna w odbiorze klasyka literatury.

* * *

Dlaczego właściwie należy klękać do modlitwy? Gdybym ja szczerze pragnęła się pomodlić, wiem, co bym uczyniła. Poszłabym sama, samiutka na wielką, piękną łąkę albo jeszcze lepiej do dużego, ciemnego lasu i patrzałabym na obłoki, het, w górę, w te cudne, bezgraniczne niebiosa. Wtedy po prostu odczuwałabym modlitwę...
Fragment „Ani z Zielonego Wzgórza” L. M. Montgomery


14 komentarzy:

  1. Bardzo lubię "Anie z Zielonego Wzgórza". Mam zamiar wrócić do tej książki i może tym razem przeczytam całą serię;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie książka wszechczasów, pełna ważnych wartości, którą powinien przeczytać każdy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jedna z moich ulubionych serii dzieciństwa. Do dzisiaj mile ją wspominam. Niedawno na Netflixie wyszedł serial "Ania, nie Anna", który jest równie dobry, co książki :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja córka niedawno dostała Anię w kilku tomikach :) "Ania z Zielonego Wzgórza" to taka dziewczęca powieść, ukochana mojej siostry. Ja wolałam "Conana barbarzyńcę" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Ankę 💕 książka mojego dzieciństwa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze powiedziawszy nie odczułam jakiegoś większego wpływu Ani na moje życie, a czytałam ją już jakiś czas temu (i chyba nawet jako lekturę szkolną), ale samą panienkę Shirley miło wspominam i nawet sięgnęłam po kolejne części, które mnie troszkę wynudziły, ale może dlatego, że zaczęły traktować o innych rzeczach, aniżeli o przygodach małej dziewczynki. Mam zamiar wrócić kiedyś do tej serii, może teraz będę patrzeć na nią trochę inaczej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam tę serię i przygody tego przesympatycznego rudzielca :) Czytałam ją, gdy byłam dużo młodsza, ale widziałam, że teraz wydawnictwo wznowiło ją w jednym tomie i chyba zakupię takowy do ponownej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ''Anię z Zielonego Wzgórza'' uwielbiam i od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie przeczytać tej serii jeszcze raz. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja bez dwóch zdań uwielbiam tę książkę jak i całą serię i nawet mam w planach ją odnowić w tym roku, mam tylko nadzieję, że czas mi na to pozwoli. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ania jest totalnie bezkonkurencyjna. Uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurczę, narobiłaś mi ochoty na powtórkę... a dopiero co podjelam decyzję, że powtórki z "Ani" nie będzie, bo boję się rozczarowania po latach (jako dzieciak przeczytałam zdaje się wszystkie tomy poza Opowieściami z Avonlea). Może jednak zdołałoby mnie zachwycić jeszcze raz?
    I tak, zgadzam się w zupełności ze stwierdzeniem, że w porównaniu z dzisiejszymi bohaterkami Ania wyróżnia się na plus. Szkoda, że w takim kierunku idzie literatura dziecięco-młodzieżowa...

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo miło wspominam jej lekturę i czasem do niej wracam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach, czytałam tę książkę tyle razy, aż mam wrażenie, że Ania jest moją dobrą znajomą! Fajnie, że miałaś ochotę sięgnąć po nią jako dorosła osoba i ocenić trochę już bez takich emocji, które przeżywa się w dzieciństwie. To zawsze cenny punkt widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ania jest genialna, ja też mam w planach przeczytać ją jeszcze raz... A masz nawet to samo wydanie co ja:) tylko moje jest o wiele bardziej zdezelowane!

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony