poniedziałek, 3 lipca 2017

Dzień tryfidów: Gdy Ziemia oślepła

Kto tęsknił za „starym” science-fiction? No, przyznać się :D Przynajmniej na razie na moje oko to ostatnia książka tego typu jaką mam na półce, więc liczę, że mimo wszystko nie prędko do tego typu literatury wrócę, bo jakoś szczególnie mnie nie urzekła. Ale spokojnie, dziś nie będzie bardzo źle :)

Tytuł: Dzień tryfidów
Autor: John Wyndham
Liczba stron: 229
Gatunek: postapokalipsa

Lata 50. XX wieku. USA zestrzeliło rosyjski samolot wiozący nasiona zmutowanych, chodzących roślin, tryfidów. Początkowo sieją spustoszenie, jednak udaje się je opanować i wykorzystać.
Bill jest biologiem i zajmuje się tryfidami. Przez wypadek trafia do szpitala, akurat w dniu, gdy na niebie widać przepiękne komety. Gdy budzi się następnego ranka odkrywa, że wszyscy, poza nim, oślepli. Jakby tego było mało prędko okazuje się, że niebezpieczne rośliny opuściły swoje plantacje i zaczynają atakować ludzi...

Napisany w latach 50. „Dzień tryfidów” był pierwszą powieścią Johna Wyndhama – autor wcześniej tworzył głównie opowiadania. Mimo że książka ma swoje lata już na początku muszę przyznać, że pozytywnie mnie zaskoczyła i naprawdę dobrze, choć krótko, się przy niej bawiłam.
Ta posapokaliptyczna, czy może raczej – katastroficzna – powieść nie jest być może dziełem sztuki, napisanym z niezwykłym kunsztem, ale naprawdę sprawdza się całkiem nieźle. Już sama narracja zaskakuje swoją lekkością: książka napisana jest w pierwszej osobie, bez zbędnego naukowego trajkotania, ładnie wyjaśniając co jak i gdzie w tym świecie się podziało. Mimo upływu lat powieść nie zestarzała się także, jeśli chodzi o wynalazki: to ten rodzaj science-fiction, w którym w gruncie rzeczy nie ma ich zbyt wiele, a stworzeni zmutowanych roślin, chorób, czy czegokolwiek innego było możliwe zarówno wtedy, jak i teraz. Sprawia to, że narratorowi da się łatwo uwierzyć w to co mówi i po prostu wczuć się w jego sytuacje.
Sam narrator właśnie, czyli nasz główny bohater, Bill, nie jest może najbardziej charyzmatycznym, czy wyjątkowym facetem na ziemi, ale zdecydowanie wzbudza sympatie. Stara się myśleć logicznie, ale z drugiej strony, jest tylko dość młodym człowiekiem, który próbuje poradzić sobie z nieprzyjemną sytuacją. Bohaterowie drugoplanowi, których jest dość sporo, jak na tak krótką książkę, są w miarę sensownie zarysowani, mimo że nie mają często wiele miejsca na kartkach powieści. Oczywiście, nie ma co się spodziewać tu wybitnej psychoanalizy, ale książka naprawdę daje radę pod tym względem.
Pod względem fabularnym to dość typowy, amerykański akcyjniak, choć bez nadmiaru rozlewu krwi. Mamy katastrofę, mamy jakiś problem do rozwiązania, romans, próbę uratowania się i jakieś przygody wokół.  Szczerze mówiąc najbardziej zajmujący był dla nie początek powieści, w której Bill wyjaśniał, o co chodzi i odkrywał co się dzieje oraz samo zakończenie: to, co działo się pomiędzy często wydawało mi się takim jeżdżeniem od punktu A do punktu B. Niemniej, „Dzień tryfidów” to na tyle krótka książka, że nie dłużyło mi się to jakoś specjalnie.
By nie było, to nie jest zupełnie płaska i pusta powieść! Bohaterowie chwilami naprawdę prawią niegłupie rzeczy, a sama sytuacja może do pewnego stopnia zmusić do myślenia, choć wydaje mi się, że w latach 50. mogła robić większe „wow” – dziś podobnych historii znamy po prostu mnóstwo, a przynajmniej mnie wielkie, chodzące rośliny nie straszą, a raczej wzbudzają uśmiech. Może nie w trakcie samego czytania (bo powieść utrzymana jest w dość poważnym klimacie), ale gdy teraz sobie o tym pomyślę to... widzicie, jakoś łatwiej uwierzyć mi w wirusa z „Jestem legendą”, niż w dzikie, łażące kwiatki z jadem :)
Książka może okazać się miłą ciekawostką dla fanów literatury postapokaliptycznej i takim osobom naprawdę ją polecam. Innym może się po prostu wydać za mało istotna, niemniej, ja sama spędziłam przy niej miłe chwile.

* * *

Coker wciąż się w nią wpatrywał, jak gdyby się nad czymś zastanawiając.
– Więc po prostu siedzieliście w ciemnościach – stwierdził. – A jak długo, zdaniem pani, utrzymacie się przy życiu, jeśli będziecie siedzieć w ciemnościach, zamiast coś zdziałać?
Ton Cokera dotknął dziewczynę do żywego.
– Nie moja wina, że nie znam się na takich rzeczach.
– Nie zgodzę się z panią – oświadczył Coker. – To nie tylko pani wina, to wina, którą pani sama pogłębia. Co więcej, jest to obłudna poza. Uważa się pani za istotę zbyt uduchownią, aby znać się na jakiejś tam machince. Marna i bardzo niemądra forma próżności. Każdy człowiek zaczyna od tego, że o niczym nic nie wie, ale Bóg dał mu – a nawet jej – mózg, żeby się dowiedział. Niechęć do używania mózgu nie jest przynajmniej chwalebną cnotą; nawet u kobiet jest błędem godnym pożałowania.
Fragment „Dnia tryfidów” Johna Wyndhama

 

zBLOGowani.pl
Książka bierze udział w akcji na zblogowani.pl

6 komentarzy:

  1. Książki nie miałem przyjemności czytać
    Ale oryginalny film z lat 60tych uwielbiam. Plus użyli ich jako potworów w jednym z lepszych post-apo gier typu Rougelike (Cataclysm: Dark Days Ahead)
    Ciesze się że recenzujesz klasykę SF a nie tylko "popularne" książki, to bardzo dobrze świadczy i masz we mnie wiernego fana (jak mam czas w biurze to siedzę i przeglądam blogi)

    Dziękuje za twoją świetną recenzje
    Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tego nie znałam wcale, dopóki nie przeczytałam. Ale nie zamierzam na razie zabierać się za filmy.
      Huh, ja po prostu czytam to, co mam pod ręką ;P

      Usuń
  2. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej pozycji. Muszę przyznać, że okładka jest bardzo ciekawa. Książka jest zdecydowanie w moich klimatach i jeżeli uda mi się ją gdzieś zdobyć z chęcią się z nią zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz, że ja miałam ją wpisaną na moją listę do przeczytania? Nie wiem skąd się tam wzięła i ostatnio właśnie zobaczyłam ten tytuł na tej liście i byłam ciekawa o vzym to wgl jest bo już nie pamiętałam. Ale już zdecydownaie mi minęla ochota na jej czytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swego czasu książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, byłam nią zachwycona. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
  5. Opis książki jest intrygujący - może i nie same chodzące kwiatki (to faktycznie brzmi śmiesznie), ale fakt, że wszyscy z dnia na dzień oślepli.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony