Gdy tracisz wszystko, próbujesz ratować swoje życie
na wszystkie możliwe sposoby, nie wyłączając tych nadnaturalnych. Za odrobiną
magii skrywa się jednak zwykle zło, które wcale nie wpłynie dobrze na twój los.
Jarosława
Grzędowicza po prostu lubię. Odpowiada mi jego sposób narracji: jest taki „mój”,
poza tym zawsze czuć w nim osobowość autora, którego lubię słuchać. Sięgając po
„Księgę jesiennych demonów” miałam jednak dość wysokie wymagania: nasłuchałam
się o tym, jaki to klimatyczny zbiór opowiadań i naprawdę na to liczyłam. Zabrałam
się za czytanie i... za Chiny Ludowe nie potrafiłam się w nie wgryźć.
Tytuł: Księga
jesiennych demonów
Autor:
Jarosława Grzędowicza
Liczba stron: 480
Gatunek:
horror, fantasy
Wydanie:
Fabryka Słów, Lublin 2014
|
Wydaje
mi się, ze mój problem z tymi teksami polega głownie na tym, że po prostu nie
przepadam za horrorem, a one sporo z nich czerpią. Zwykle mamy dość obyczajowe
tło i jakiś element nadnaturalny, który wpływa na losy bohatera. Niestety, to w
połączeniu z wyraźnie odczuwalnym stylem typowym dla Grzędowicza u mnie nie
dało dobrego efektu.
Fakt,
ze opowiadania wydają się być pozbawione konkretnej puenty, też nie pomógł: lubię,
gdy krótki tekst czymś w końcu mnie zaskakuje, wnosi coś ciekawego. Tu mi tego
po prostu zabrakło. Tak naprawdę dwa z pięciu
opowiadań naprawdę chętnie przeczytałam. „Wiedźma i wilk” oraz „Czarne motyle”
okazały się dość nostalgiczne i po prostu urocze, ale zwłaszcza w zakończeniu
tego pierwszego czegoś mi jednak do pełnego szczęścia brakowało. Drugie zaś było
mile, ale nie nazbyt oryginalne: podobny motyw wykorzystywało już wiele dzieł i
skłamałabym, mówiąc, że poczułam się zaskoczona.
Jak
już wspominałam, sam styl jest raczej typowy dla tego autora, dlatego jego fani
na pewno jednak coś dla siebie w nim znajdą. A osobom, dla których jest obcy,
nie powinien przeszkadzać: Grzędowicz pisze dość lekko, z typową dla siebie
manierą, dlatego wiem, że wielu przypadnie do gustu.
Chciałabym
móc napisać coś więcej o tej książce, ale niestety, ja po prostu czuje się dość
mocno zawiedziona, bo to w końcu mój Grzędowicz. Podejrzewam, że niejedna osoba zakocha się w tym zbiorze
opowiadań, bo to nie jest zła pozycja. Po prostu to nie jest coś „mojego”. Zabrakło
mi w niej i klimatu, i opowieści, które naprawdę by mnie porwały: w końcu to opowieści o lękach dojrzałych mężczyzn, a ja raczej do takich się nie zaliczam.
* * *
Po prostu zaczynał się
kolejny samotny dzień – dzień, który, jeżeli nie będziesz chciała mówić do
siebie, do zwierząt albo do telewizora, po prostu przemilczysz. Dzień
samotności i ciszy, wypełniony tylko tobą i niczym więcej. I wtedy uświadomiłaś
sobie, jak bardzo wiele było tych dni i jak były do siebie podobne. Ciążą ci
niekończącym się szeregiem, którego początek ginie gdzieś w pomroce
przeszłości. Dawno. Cholernie dawno.
Fragment „Księgi jesiennych demonów” Jarosława Grzędowicza
Szkoda, że się zawiodłaś. Nie znam jeszcze tego autora, ale chcę niedługo to nadrobić.
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki Grzędowicza. Pomimo tego, że ta pozycja nie spełniła twoich oczekiwań, to myślę, że ja ze spokojem dam jej szansę. Lubię horrory-ten nadnaturalny element w życiu zwykłych ludzi, więc myślę, że dla mnie może to się okazać całkiem dobra książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♡
Nie wiem czy po książkę sięgnę ale Twój blog jest mega mroczny, niesamowicie tu :) Zapsuje w linkach.
OdpowiedzUsuńOd "Księgi" zaczynałam czytanie Grzędowicza i pamiętam, że podobała mi się. Ale z perspektywy czasu tylko dwa opowiadania sobie przypominam i nie wiem, czy teraz zrobiłaby na mnie takie wrażenie.
OdpowiedzUsuńTwórczość Grzędowicza mnie jakoś szczególnie nie kusi, a ta książka już w ogóle.
OdpowiedzUsuńhmmm szkoda, że książka zawiodła, ale czasem i tak bywa...
OdpowiedzUsuńAutor jeszcze przede mną niestety i szkoda, że książka jednak nie przypadła Ci do gustu, choć ma piękną okładkę. :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i od razu się polubiłam z twórczością Grzędowicza.
OdpowiedzUsuń