Ucieka. Zostawia swoje życie za sobą
i zaczyna podróż. Jest człowiekiem bez twarzy. Nieznajomym. Pałęta się po
świecie. Szuka. Odkupienia? Cierpienia? A może zatracenia?
Łukasz
Orbitowski kusił mnie już od dłuższego czasu, głównie za sprawą felietonów jego
autorstwa, które miałam okazje czytać. W końcu sięgnęłam więc po jego najnowszą
powieść, „Exodus”. Głównie po to, by zobaczyć, jak wygląda jego styl i
zorientować się, czy chce więcej. Po lekturze zaś… sama do końca nie wiem, na
co się w przyszłości zdecyduje.
Zacznijmy
od technicznej strony książki, bo ta wypada naprawdę dobrze. Powieść napisana
została w narracji pierwszoosobowej i czytając łatwo wyczuć, że autor wie, jak
pisać. Po prostu. To osoba z pewnym doświadczeniem, która wie, w jakiej
kolejności składać słowa i zdania, dzięki czemu całość czyta się bardzo
płynnie. Na dodatek doskonale wprowadza różne linie czasowe. W przypadku „Exodusu”
mamy takowe w ilości dwóch, nie oddzielone od tekstu kompletnie niczym, ale narracja
poprowadzona jest w tak dobry sposób, że po prostu nie da się w tym zgubić.
Styl Orbitowskiego jest sam w sobie dość surowy i konkretny.
Jedyna
rzecz, która mnie w warstwie czysto tekstowej irytowała to nadmiar
współczesnych nazw: marek, filmów, gier, czy książek. Chociaż rozumiem, że taki
był zamysł („Exodus” to powieść bardzo mocno zakotwiczona w naszej rzeczywistości),
to jednak tego po prostu było czasami za dużo. Naprawdę, nie muszę wiedzieć,
jakiej marki są buty, kurtka i czapka bohatera: nie jest mi to absolutnie
potrzebne. Niemniej, taki był wybór Orbitowskiego i podejrzewam, że jestem
wśród mniejszości, której to jednak trochę przeszkadza.
Tytuł: Exodus
Autor: Łukasz
Orbitowski
Liczba
stron: 445
Gatunek: powieść
obyczajowa
Wydanie: SQN,
Kraków 2017
|
Zwłaszcza,
że ta książka ma w sobie inne rzeczy, które zadziałały na mnie zdecydowanie
bardziej negatywnie. Przede wszystkim główny bohater, Jan, którego życie obserwujemy
z pierwszej osoby, jest dla mnie postacią, której za żadne skarby nie jestem w
stanie polubić. Wprawdzie jest postacią z krwi i kości, która ma naprawdę
porządnie rozbudowany charakter i z którą wielu mężczyzn pewnie się utożsami,
ale… to po prostu osoba, z którą nie chciałabym mieć prywatnie nic wspólnego. A
tu okazuje się, że muszę spędzić ponad czterysta stron w głowie człowieka,
który wzbudza we mnie sporo obrzydzenia… Cóż, przyznam, że „Exodus” nie był dla
mnie zbyt sympatyczną podróżą właśnie głównie przez wzgląd na niego.
Jakby
tego było mało, poza Jankiem nie dostajemy absolutnie żadnego bohatera, który
wnosi do historii coś konkretnego i jest bohaterem z krwi i kości. Postacie pojawiają
się i znikają, albo są stereotypami, które istnieją, bo są potrzebne historii.
Na dodatek w nich też raczej nie ma niczego sympatycznego. Niczego, co czego
mogłabym się przywiązać.
A
co z historią w takim razie? Czytając kilka pierwszych stron czułam się
naprawdę mocno zaintrygowana. Widzę człowieka, który gdzieś ucieka. Gdzie? Nie
wiem. Po co? Nie wiem. Za to mam świadomość, że skrywa jakąś tajemnicę, którą
faktycznie od początku chcę odkryć. Chcę wiedzieć, o co chodzi. Tyle, że to
napięcie z początku utrzymuje się przez większość książki. Nasz bohater mota
się po świecie, nie zaznając nigdzie miejsca na dłużej; główna linia fabularna
trochę stoi w miejscu, tajemnicy długo nikt nie chce mi ujawnić. A napięcie stoi
ciągle na tym samym poziomie, co w pewnym momencie po prostu zaczyna mnie
męczyć. A zakończenie nie wynagradza mi tego dostatecznie. Zwłaszcza, że z
całego „Exodusu” emanuje atmosfera cierpienia, szarości i obrzydliwości.
Wydaje
mi się, że sporo moich problemów z tą książką dla innych może być zaletą.
Osobiście nie lubię książek fabularnych, które mówią o tym codziennym, nudnym
życiu. Mam je na co dzień, więc po co mam tego szukać w powieściach? Ja wiem,
jak wygląda taki świat, nikt mi nie musi go przedstawiać. A w tej książce od tej
szarości codzienności wręcz się roi. Niemniej, wiem, że wiele osób szuka w literaturze
odbicia samych siebie, swoich problemów i swojego życia – i wierzę, że takim
osobom „Exodus” spodoba się znacznie bardziej.
„Exodus”
jest dla mnie książką dobrą i złą zarazem. Dobrą, bo widzę w niej, że
Orbitowski pisać potrafi. To człowiek z dobrym piórem, którego książkę czytało
mi się naprawdę płynnie. Ale jednocześnie złą, bo… przekazującą mi emocje,
których w literaturze nie szukam. Złą, bo i historia sama w sobie, i bohater,
to nie jest coś, do czego chcę wracać.
*
* *
Idę
przez siebie, pchany przez zimny wiatr i kulę światła w żołądku. Chcę się
zmęczyć. Zduszę kulę, zduszę wiatr, dowlokę się do domu i zasnę. Przyjmie mnie
brama, trawnik i chodnik. Przecież tutaj ludzie śpią pod pokotem, pod
podświetloną reklamą nowego IPhone’a, zakutani w śpiwory, otoczeni przez białe
jednorazowe kubki i wypchane plecaki.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Wydaje mi się, że nie jest to książka, którą czytałabym z przyjemnością, więc raczej po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny jestem pod wrażeniem tego w jaki sposób piszesz. Z ogromną przyjemnością czytam Twoje wpisy i chyba one bardziej mnie wciągają niż książki ;)
OdpowiedzUsuńhuh, dziękuję ;)
UsuńKilka razy mignęła mi ta pozycja. Jakoś nie czuję potrzeby przeczytania jej, a po Twojej recenzji mam wątpliwości, czy by mi się spodobała. Na razie odpuszczam sobie ją.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Chyba to nie moje klimaty... Raczej podziękuję, bo z tego co napisałaś wynika, że chyba bym jej się z nią nie polubiła ;)
OdpowiedzUsuńPowodów, dla których nie do końca podobała Ci się ta książka, podałaś sporo, dla mnie jednak najważniejszy jest jeden - bohater, którego po prostu nie da się polubić. Jestem książkom wiele w stanie wybaczyć, ale kiepski protagonista to coś, co odrzuci mnie od powieści szybciej, niż kiepska fabuła.
OdpowiedzUsuńZnam książki tego autora, ale jakoś do tej mnie nie ciągnie, to nie do końca mój klimat.
OdpowiedzUsuńA ja polubiłem bigos.
OdpowiedzUsuńPomimo tego, że masz mieszane uczucia, to jestem tą książką zaintrygowana. Nie tylko że względu na dobry warsztat pisarski autora, ale też ze względu na napięcie, które myślę, że mnie nie będzie męczyć. Trochę szkoda, że bohaterowie nie wypadli dobrze, ale może uda się to przeżyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
To jest książka, która niektórym naprawdę może się spodobać, także jak czujesz ochotę - sięgaj. To nie jest zła powieść. Po prostu ja nie kupiłam tego klimatu i tyle. Bywa.
UsuńMyślę, że dam szansę tej książce, ale jeszcze nie teraz. :)
OdpowiedzUsuńNie lubię książek, w których świat pogrążony jest w smutku, cierpieniu i szarości, także pewnie bym się męczyła nad nią, choć dobre pióro autora kusi. ;)
OdpowiedzUsuńNie, ja na ten moment podziękuję.
OdpowiedzUsuńChyba sama muszę przeczytać?!
OdpowiedzUsuń