Ziemia została zaatakowana przez obcą
rasę. Udało jej się odeprzeć atak, jednak od pięćdziesięciu lat jest w stanie
wojny. Każdy osiemnastolatek musi więc przejść pięcioletnią służbę wojskową. W
tej sytuacji jest Marco, który razem ze swoją przybraną siostrą zaczyna swoje
szkolenie na rekruta.
„Ziemia
osamotniona” jest pierwszą częścią dość długiej, bo liczącej dziesięć tomów
serii, napisana przez bardzo płodnego autora. Daniel Arenson swoją pierwszą
powieść wydał w 2010 roku i od tamtej pory spod jego pióra wyszło około czterdziestu
książek. Czy to świadczy o jego geniuszu? Czy przeciwnie: o jego grafomaństwie?
Ja wprawdzie na to pytanie nie odpowiem, ale postaram się mniej więcej pokazać,
czego po jego pierwszej powieści wydanej po polsku można się spodziewać.
Zacznijmy
może jednak od okładki. Ta polska jest przerobioną wersją amerykańskiej,
oryginalnej. Widnieje na niej naprawdę ładna grafika statku kosmicznego, którą
z chęcią powiesiłabym u siebie na ścianie. Jednocześnie przypomina mi o polskim
trendzie w PRLu: wtedy każda książka science-fiction po prostu musiała mieć rakietę
na okładce, niezależnie od wnętrza. No bo właśnie… we wnętrzu „Ziemi osamotnionej”,
wbrew pozorom, nie ma wycieczek w kosmos. Są jedynie informacje o tym, że coś
takiego się dzieje.
Nie
bez powodu. Tom pierwszy można określić jednym słowem: ekspozycja. Nasz główny
bohater, Marco, trafia do wojska, trenuje, poznaje nowych przyjaciół i… razem z
nami wysłuchuje wykładów na temat broni, sposobów walki i obcych, dzięki czemu
możemy ten cały świat wykreowany przez Arensona dość dobrze poznać. Niestety,
cierpi na tym linia fabularna: tak naprawdę aż do samego końca powieści nie
rozgrywa się na jej kartach żadna akcja, chyba że za taką uznamy budowanie mniej,
lub bardziej udanych relacji między bohaterami.
Jednocześnie
mam do tej książki inny, dość istotny w moim odczuciu, zarzut: niespójność
świata przedstawionego. Akcja „Ziemi osamotnionej” rozgrywa się w przeszłości:
od „dzisiaj” minęło około dwustu lat, z czego pięćdziesiąt ostatnich to czas
wojny z obcymi. Mimo tego bohaterowie cały czas odwołują się do tworów kultury
naszych czasów, tak jakby ta dziedzina kompletnie się nie rozwinęła. Poza tym mamy
choćby nawiązania do Holocaustu, o którym bohaterzy uczyli się w szkole (bo 250-300
lat po II wojnie światowej te wspomnienia dalej są świeże, zwłaszcza w USA),
przez co porównują ten czyn do ich pobytu w wojsku, co mi osobiście wydało się
jednak trochę niesmaczne. Przy tym wszystkim z jednej strony mamy opisy zniszczonego,
post apokaliptycznego świata, a z drugiej: nasi bohaterowie w wojsku marzą o
pizzy i tłustych potrawach, tak, jakby problem głodu nie pojawiał się chwilach
katastrof.
Niemniej,
poza tymi kwestiami nic mnie ani nieszczególnie dotknęło negatywnie, ani
pozytywnie. „Ziemia osamotniona” to w końcu przede wszystkim science-fiction dla
młodzieży i to w tym przypadku bardzo wyraźnie widać. Choćby przez to, że
osiemnastoletni bohaterowie zachowują się, jakby byli gimnazjalistami: są
często dziecinni, bawią ich żarty ze zbliżeń seksualnych, często krzyczą, nie
mają poczucia obowiązku. W tym przypadku nie odbieram tego jako wadę książki:
po prostu uznaje, że postacie zostały dostosowane do planowanego przez autora
targetu. Zwłaszcza, że nie są bardzo rytujący i da się ich przynajmniej w
jakimś stopniu polubić.
Styl
autora jest bardzo lekki i prosty, co sprawia, że powieść może doskonale nadać
się dla tych, którzy fantastyki naukowej albo się boją, albo nigdy nie próbowali
i nie wiedzą od czego zacząć. Naprawdę: tę książkę da się bardzo szybko „połknąć”.
Jednocześnie choć występują tu sceny zbliżeń seksualnych to są one mocno
ucinane, powiedziałabym wręcz, że napisane dość topornie, co sprawia, że
młodszy czytelnik nie powinien poczuć się zgorszony (chociaż starszy może
poczuć pewne… nienaturalnie urwanie tematu. Choć może to kwestia tego, że
autorem jest mężczyzna?).
Książka
porusza też trochę istotnych dla młodzieży tematów, takich jak kwestia
depresji, utraty bliskich, czy homoseksualizmu i wydaje mi się, że dla młodych
osób to będzie olbrzymia zaleta tej pozycji. Ja jednak po prostu z tym nie do
końca się utożsamiam i najzwyczajniej w świecie w tym przypadku istotniejszy
był dla mnie sam świat przedstawiony i opowieść snuta przez Arensona.
No
i właśnie, dochodzimy do konceptu autota. Sam pomysł na historię i świat nie
jest nadzwyczaj oryginalny. Mieliśmy już przecież owady-robaki (a takie tu występują)
atakujące nasz świat. Czy to w „Wyjściu z cienia” Zajdla, czy to w „Na skraju
jutra” Sakaruzaki, które z resztą jest bardzo podobne, jeśli chodzi i o koncept,
i o sytuacje życiową bohatera. Niemniej, nie jest też niczym złym; może i jest
to coś powtarzalnego, może i to już było, ale przecież nie każdy poznał inne
podobne dzieła i być może „Ziemia osamotniona” będzie dla niego czymś nowym.
Zwłaszcza, że jak już wspominałam, mam wrażenie, że to może być dobra książka
na rozpoczęcie przygody z tym gatunkiem.
Muszę
też dodać kilka słów o moim odczuciu dotyczącym struktury powieści. Mam wrażenie,
że o wiele lepiej będzie się ją czytało, gdy wyjdzie tom drugi: o ile nie mam
nic przeciwko spokojnie snującej się fabule, tak w tej części jakiejkolwiek
treści poza ekspozycją jest po prostu bardzo mało. A ponieważ podejrzewam, że
kolejna część będzie wyglądać inaczej… wszystkim nie do końca zdecydowanym i
nie potrafiącym czytać powieści w języku angielskim polecałabym jednak poczekać
do premiery kontynuacji.
Podsumowując:
„Ziemia osamotniona”, jako science-fiction dla młodzieży nie wypada źle; może
być też dobrym startem z tym gatunkiem dla osób niezaznajomionych. Niemniej,
oceniana po prostu jako powieść fantastyczno-naukowa jest raczej pozycją przeciętną.
Trudno mi powiedzieć, co takiego tu zawiodło: może to sama prędkość tworzenia kolejnych
książek przez Arensena sprawia, że po prostu autor nie przemyślał niektórych kwestii?
Bo i problemu z tempem akcji, i sprawy związanej z brakiem rozwoju kultury
dałoby się stosunkowo prosto rozwiązać. Nie zmienia to faktu, że powieść
czytało mi się i szybko, i stosunkowo przyjemnie.
*
* *
–
W sensie… naprawdę dobrze się tu bawisz? Tak jak mówiłaś wcześniej?
Addy
odłożyła mopa. Odwróciła się do Marco i położyła mu dłonie na ramionach.
–
Marco, jestem, kurwa, przerażona, okej? W kosmosie jest około miliona wijców.
One tylko czekają, żeby nas zabić, a my właśnie spędziliśmy kilka godzin z
kapralem, którego prawie wybebeszyły. Poza tym nie mogę przestać myśleć o swoich
rodzicach i chcę już wrócić do domu. Chcę do domu, Marco – nagle po policzkach
Addy popłynęły łzy. – Boję się, tęsknię za domem i nienaidzę tego miejsca. Ale…
– pociągnęła nosem. – Ale chcę walczyć. Tak, nadal trego pragnę. Marzę o tym,
żeby zabić wszystkie wijce. Dlatego cieszę się, że tu jestem.
Fragment
„Ziemi osamotnionej” Daniela Arensona
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe!
Eee dobra pizza nie jest zła nawet na polu wojennym :D Ksiązka to nie moja bajka ale wpis jak zwykle świetny :)
OdpowiedzUsuńZachęcający opis.
OdpowiedzUsuńPrzy nadmiarze wolnego czasu - przeczytam :)
OdpowiedzUsuńScience-fiction to jeden z nielicznych gatunków, po który nie sięgam. Jeszcze nigdy nie przeczytałam książki z tej kategorii i nawet jeśli mówisz, że "Ziemia osamotniona" jest dobra do rozpoczęcia z nią przygody, to nadal mnie to nie przekonuje. Ten brak akcji, sama ekspozycja i pewne nieścisłości świata przedstawionego odstraszają, więc chyba tym razem podziękuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♡
Chyba spasuję tym razem ;) Z tego typu sci-fi chyba już wyrosłam, a takie nieścisłości w konstrukcji świata chyba sprawiłyby, że moja ocena byłaby dużo ostrzejsza.
OdpowiedzUsuń