czwartek, 1 października 2020

Jakie serie ostatnio skończyłam czytać? - podsumowane cz. IV


Poprzednie podsumowanie cykli (serii), które przeczytałam w całości lub świadomie przestałam je czytać opublikowałam w marcu 2019 roku. Minął już więc ponad rok, a co za tym idzie: chyba warto zrobić aktualizacje! Przypomnę może jednak zasady. Poniżej znajdziecie cykle, które spełniają przynajmniej dwie z poniższych wytycznych:

  • ukazały się w całości, autor zarzeka się, że to zakończona historia, lub już zmarł,
  • kolejne tomy są lub będą, ale ja nie planuje kontynuować cyklu,
  • przeczytałam co najmniej dwa tomy z danego cyklu,
  • książki nie umknęły mi gdzieś w spisie – być może powinnam napisać o innych seriach, ale nie pamiętam.

Mam nadzieję, że sprawa jest jasna, a więc czas to wszystko podsumować. Nim to jednak się stanie zapraszam do poprzednich podsumowań: część I, II, III. Pamiętajcie też, że czasem plany się zmieniają: jeśli cykl ma więcej części to może i mimo braku planów i tak po niego sięgnę. W przeszłości podsumowywałam już „Cykl Anielski” Kossakowskiej czy „Szamankę od umarlaków” Raduchowskiej, a przecież ukazały się kolejne tomy, które przeczytałam.

 

„Garstka z Ustki” Anety Jadowskiej

 

Trup na plaży | Martwy Sezon

Do tej pory ukazały się dwa tomy i obydwa znam, ale nawet, jeśli ukażą się kolejne – nie planuje po nie sięgać. Pierwszy tom był miłą lekturą, która być może nie była wybitna, ale sprawiła mi trochę radości. O kontynuacji nie mogę tego niestety powiedzieć: to kulminacja wszystkiego, co Jadowska robi najgorzej. Ale pełna opinia o „Martwym sezonie” ukaże się tu już niebawem, także oczekujcie!

 

„Heksalogia o Dorze Wilk” Anety Jadowskiej



Tak jak w przypadku „Garstki z Ustki”, tak i tutaj przerwałam lekturę po dwóch tomach i nie planuje do cyklu wracać. To debiutancki cykl autorki, z którym mam tym więcej problemów, im więcej czasu mija od mojej lektury tych dwóch części. Jeśli przeczytam to tylko jeśli znajdę te powieści na dużej wyprzedaży (dajmy na to po 10 złotych za sztukę) lub trafią do mnie przypadkiem. A że są dość poczytne to na to się nie zapowiada. Dwa poznane przeze mnie tomy przypominają niestety bardziej erotyczne fantazje, a nie kryminalne urban fantasy. A jeśli ktoś mnie choć trochę zna to wie, ze to pierwsze w literaturze nieszczególnie mnie interesuje.

 

„Dożywocie” Marty Kisiel


Nie wiem, czy powinnam tu ten cykl wrzucać, bo ostatni tom ukazał się zaledwie w zeszłym roku i kolejne być może się pojawią (nie słyszałam, aby autorka powiedziała serii kategoryczne „nie”). Poza tym istnieje przecież „Małe Licho” bezpośrednio powiązane z tymi historiami, a ono wciąż się „pisze”. Niemniej, z „Dożywociem” jako takim jestem na bieżąco, lubię i polecam, o ile tylko szukacie czegoś lekkiego i komediowego. A jeśli pojawią się kolejne tomy na pewno się za nie zabiorę.

 

„Takeshi Kovacs” Richarda Morgana

Pamiętam, że „Modyfikowany węgiel” czyli pierwszy tom tego cyklu, kupiłam głównie przez wzgląd na tytuł. Do dziś po prostu mnie bawi i uważam, ze to tłumaczenie jest wspaniale absurdalne. Nie zmienia to jednak faktu, że po przeczytaniu wszystkich trzech tomów czuje się zmęczona i nie chce więcej po te książki sięgać. Pierwszy tom naprawdę mi się podobał i do dziś wspominam go pozytywnie, ale kolejne części to potężny spadek jakości. Fajny koncept zmienia się w męski akcyjniak z bardzo niesmacznymi i detalicznie opisanymi scenami erotycznymi. Nie mam zamiaru do tego cyklu wracać, nawet jeśli przypadkiem pojawiłaby się czwarta część.

 

„Kwintet Czasu” Madeleine L’Engle



Choć części cyklu jest więcej, w Polsce ukazały się tylko dwa tomy. To całkiem przyjemna klasyka fantastyki dla dzieci i młodzieży, choć cześć pierwszą wspominam znacznie lepiej, niż drugą. Niemniej, generalnie polecam, ale jednocześnie nie uwielbiam na tyle, aby zabierać się za książki w oryginale i jakoś szczególnie żałować, że ich nie poznam. Ot, przeczytałam, była to nawet miła odskocznia od innych lektur, ciekawa pod kątem badania gatunku. Nic, co krzyczałoby do mnie: „musisz znać dalsze przygody!”

 

„Southern Reach” Jeffa VanderMeera


Ta trylogia to weird fiction (choć chyba nie z tych najbardziej hardcorowych), które opowiada o tajemniczej Stefie X oraz organizacji z nią związanej. Uwielbiam mieć te książki: cudownie wyglądają razem. Jednocześnie jednak przyznam, że każdy kolejny tom męczył mnie ciut bardziej, niż poprzedni. Nie lubię mieć wrażenia zgubienia w treści, a to właściwie jedna z cech tego podgatunku, przez co chcąc nie chcąc, nie jest moim ulubionym. Niemniej, cenię sobie VanderMeera, jego pióro i tęga głowę. Bo to mimo wszystko dobra trylogia. Tylko ja jednak takie powieści toleruje tylko w niewielkich ilościach.

 

„Tamte dni, tamte noce” Andre Acimana


Ten „cykl” to właściwie naprawdę dobra powieść oraz zbiór opowiadań, dopisany po latach po stworzeniu ekranizacji. Powieść jest specyficzna, ale osobiście bardzo ją lubię. Na tę chwilę nie ma chyba innego współczesnego i realistycznego romansu, który wywołałby u mnie bardziej pozytywne emocje. Gorzej z kontynuacją, która w moim odczuciu jest kompletnie niepotrzebna. Niemniej, pamiętajcie, że tom pierwszy nie skupia się na fabule, a na emocjach bohatera, a co za tym idzie: jest specyficzny i naprawdę nie każdemu się spodoba.

 

„Tessa Brown” D. B. Foryś


Choć trzeci tom niedawno się ukazał, ja absolutnie nie planuje po niego sięgać. Ten cykl to bardzo tanie i nienajlepsze warsztatowo czytadła, który próbuje podrabiać „Supernatural”, tylko bardziej po babsku. Z kobietą w roli głównej i z romansem na pół cyklu. To lekka rzecz, tom pierwszy wolę od tomu drugiego. Ale osobiście nie mam zamiaru się zamęczać czytaniem kolejnej średniej/kiepskiej powieści. No chyba że przypadkiem trafię na promocji, czy tam coś.

 

„Bramy światłości t. 1-3” Mai Lidii Kossakowskiej


Tom 1 | Tom 2 | Tom 3

Podsumowanie „Zastępów anielskich” już robiłam, ale od tamtego czasu autorka wydała kolejną powieść z cyklu w trzech tomach. Mam słabość do jej aniołków i z jednej strony żywię do tych książek raczej pozytywne odczucia, z drugiej: gdybym czytała całość obecnie na pewno podeszłabym do nich bardziej krytycznie. Dlatego nie planuje powtarzać. I mam nostalgię, cóż poradzić. Daimon, jego koń czy Razjel to postacie, dla których mam specjalne miejsce w serduszku.

 

„Strange the Dreamer” Laini Taylor


Gdy ktoś szuka amerykańskiej powieści dla młodzieży to ta dylogia jest jedna z niewielu, którą szczerze polecam. Napisana pięknym, poetyckim językiem, z elementami realizmu magicznego, zawieszona gdzieś pomiędzy światami… No to jest dobra rzecz, po prostu! Bardzo lubię obydwa tomy. Jednocześnie muszę ostrzec, że to powieści z nieco wyższym „progiem wejścia” od typowej amerykańskiej książki tego typu. Taylor rozpoczyna swój cykl w sposób bardzo spokojny i delikatny, nie śpieszy się z niczym. Ja to uwielbiam – ale wiem, że osoby będące targetem takich powieści już niekoniecznie.

 

„Sen o krwi” N. K. Jemisin

 

Kolejna dylogia, tym razem już typowo „dla dorosłych”. To fantasy osadzone w świecie zbliżonym do starożytnego Egiptu i już za samo to uwielbiam ten cykl. Bo tamte klimaty to zdecydowanie moje klimaty. Dobrze bawiłam się w trakcie lektury obydwu książek i niezwykle cieszę się z tego, że mam je na półce. Tak po prostu.


Jak widać, wśród przeczytanych królują trylogie, dylogie lub cykle, które przerwałam. Jakoś nic dłuższego w tym okresie mi się nie uzbierało. Oczywiście, nie oznacza to, że takich rzeczy nie czytam. Po prostu łatwiej mi przeczytać do tych trzech tomów i dłuższe cykle wciąż mam w trakcie. Niemniej, parę kolejnych cykli planuje niedługo skończyć, więc trzymajcie kciuki, aby kolejne podsumowanie pojawiło się szybciej! Dawajcie też znać, czy znaleźliście tu coś dla siebie. A może jakieś z tych książek już przeczytaliście?

12 komentarzy:

  1. "Modyfikowany węgiel" mam na oku już od jakiegoś czasu. Słyszałam o nim dużo różnych opinii i jestem ciekawa jak odbiorę tą serię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncept jest super, pierwszy tom trzyma w miarę fajny poziom. Także niby warto sprawdzić, ale każdy kolejny tom już naprawdę leci na łeb na szyję. :(

      Usuń
  2. A ja zamierzam trochę "pomęczyć" cykl o Dorze Wilk. Podoba mi się jak autorka opisała Toruń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro Ci się podoba to nic nie stoi na przeszkodzie! <3

      Usuń
  3. Nie wiedziałam, że "Tamte dni i tamte noce" mają kontynuację. A z cyklem Jadowskiej chciałam się zapoznać, ale po Twoim podsumowaniu odpuszczę. Widzę, że to nic dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się zbieram tylko do pani Taylor i Kisiel. Z tym, że do obu jakoś mi się nie pali - ot, chciałbym przeczytać kiedyś. Może nieco bardziej pani Taylor, kiedyś dzieciom w rodzinie możnaby polecić :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciom to prędzej Kisiel, niż Taylor. Przynajmniej jeśli chodzi o "Marzyciela". To jedna z tych książek, która w pierwszej kolejności jest fantasy, a dopiero potem literaturą młodzieżową. Dlatego próg wejścia jest dość wysoki, a dodatkowo masz tam sceny erotyczne (nie jakoś bardzo detaliczne, ale jednak), więc to i tak raczej dla takiej starszej młodzieży.

      Usuń
  5. Ja mam tyle serii, że o matko, ogarnęłam to jakiś czas temu, mam listę i próbuję kończyć, ale z różnym skutkiem. Z twoich nie czytałam żadnej, choć przyznam, że kilka mam na liście :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja listę mam głównie w głowie. :P Co czasem sprawia, że niektóre rzeczy mi umykają, ale jeśli tak się dzieje to chyba trochę oznacza, że chyba nie do końca mam ochotę na dany cykl. :D

      Usuń
  6. Szkoda, że ta "Garstka z Ustki" wypada tak średnio, bo mam w planach lekturę. Ale możę mi się spodoba bardziej.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony