poniedziałek, 30 listopada 2020

Najlepsze opowiadania: Szalony absurd R. A. Lafferty'ego

 


R. A. Lafferty (1914-2002) w swoim życiu napisał ponad 200 opowiadań i 20 powieści. Dwadzieścia dwie najlepsze z krótkich form zostały zebrane w antologii. Przed każdym z tekstów pisarze fantastyki wspominają swojego kolegę po fachu, tłumacząc, dlaczego dany tekst jest dla nich istotny.


Mogłabym do końca życia czytać fantastykę, a tak czy siak znajdzie się autor, o którym przez lekturą książki czy opowiadania bym nie słyszała. O R. A. Laffertym dowiedziałam się właściwie tylko dzięki serii „Artefakty”, które publikuje wydawnictwo Mag. To w ramach niej, z cudownym kogutem na okładce, ukazały się „Najlepsze opowiadania” (dotarły do mnie dzięki uprzejmości księgarni Tania Książka).

Najlepsze opowiadania, R. A. Lafferty
wyd. Mag, 2020

Z tego, co udało mi się o tym pisarzu dowiedzieć, wynika, że znany był głównie właśnie z krótkiej formy. To jego opowiadania, a nie powieści, zwykle zachwalają pisarze w przedmowach i to za takowe zdobył Hugo. W Polsce jednak nie mamy zbyt dużej kultury czytania antologii, w związku z czym wydaje mi się, że przechodził bez większego echa (choć mogę się mylić?). Jakieś jego powieści zostały wydane w latach 90., ale żadnych wznowień czy innych podobnych nie widzę. „Najlepsze opowiadania” są więc chyba jedyną rzeczą od Lafferty’ego, którą obecnie można znaleźć u nas bez problemu w księgarni.

I są – co tu kryć – tym typem fantastyki, którą bardzo cenię, ale jednocześnie która jest na tyle absurdalna, że nie umiem pałać do niej wielką miłością. Bo to właśnie absurdem, pomieszaniem czasu i przestrzeni gra Lafferty. W krótkich tekstach zawiera ciekawe koncepcje, szalone wizje, które niby nic nie mają do rzeczywistości, a jednak mają wszystko. Gdybym miała porównać go chociaż trochę do innych znanych mi pisarzy powiedziałabym, że jest trochę jak połączenie Dicka i Gaimana (choć obydwoje byli/są od niego młodsi). Tego pierwszego przez dziwaczność, tego drugiego – przez gawędziarstwo.

Bo właśnie choć Laffery często pisze o trudnych i smutnych sprawach to zwykle jest w tym pewien żart i komedia. Mam jednak wrażenie, że ta albo zginęła trochę w tłumaczeniu, albo po prostu nie do końca jest w „moim guście”. Bo choć często rozumiałam na czym sam żart polega to jednocześnie zwykle nie wywoływał we mnie większych emocji, gdzie w przedsłowiu autorzy wręcz zachwycali się tym, jakim komediantem był Lafferty.

O ile nie mam pełnego oglądu na amerykański rynek, to wydaje mi się, że istnieje na nim dość mocny nurt pisania tekstów dziwacznych i absurdalnych. Weird fiction funkcjonuje przecież tam pełną parą, gdzie polscy twórcy czasem tworzą jakieś „absurdy”, ale jednak częściej trzymają się klasycznej konwencji. Z resztą, nawet jeśli napiszą coś dziwnego to jednak oryginał łatwiej jest przyswoić. Łatwiej zrozumieć nawiązania, czy kontekst, w jakim dane dzieło powstało, a w przypadku takich tekstów to zdaje mi się niezwykle istotne.

Ze wszystkich tekstów chyba najmocniej przypadło mi do gustu to, które zdobyło Nagrodę Hugo, czyli „Matka Euremy”. Było jakieś takie… akurat. Trafiało w ten punkt, w który miało trafić, było jednocześnie wystarczająco dziwne i wystarczająco normalne. Bardzo szanuję też wydawcę (amerykańskiego? Wszak to tłumaczenie) za dodanie przedmów. Pozwalały mi zrozumieć trochę bardziej kontekst, a jak napisałam wcześniej: to jest niezmiernie istotne przy takich opowiadaniach. W ogóle sam Mag jako wydawca polskiego tłumaczenia zasługuje na ukłon. Tego typu książki nie są tymi, które będą się jakoś wybitnie dobrze sprzedawać, a jednocześnie warto mieć do takich rzeczy dostęp i w naszym kraju oraz języku.

Nie będę dokładnie analizować każdego z opowiadań: jest ich ponad dwadzieścia, często mają po kilka stron i naprawdę nie widzę w tym sensu. Wydaje mi się, że lepiej zapoznać się z nimi po prostu samodzielnie. Nie jest to jednak w żadnym razie uniwersalna lektura. Jeśli lubicie szalone wizje, masę absurdów, czy zaginający się czas – proszę bardzo, czytajcie! Jeśli chcecie po prostu poznać ten nurt: też warto. To jednak nie jest „po prostu książka”, którą można „po prostu poczytać po pracy”.

[SPOILER] Aby była jasność o jakim absurdzie tu mówimy, może przytoczę dwa przykłady (bez tytułów opowiadań, wybaczcie). W jednym z opowiadań bohaterem jest Indianin, który chce mieć swoją ziemię na zawsze, ale nie ma aktu własności. Więc rzuca zaklęcie (trochę go nie zna, ale to nie ma znaczenia!) i jego ziemia z góry wygląda jak głęboki, ale szeroki na dwa metry wąwóz. Gdy ktoś kupuje ten teren po latach próbuje zbadać jego tajemnicę. Drugi przykład – archeologowie kopią w ziemi. I choć kopią coraz to głębiej i głębiej to znajdują rzeczy z różnych czasów, także najnowszych. A znalezione elementy okazują się swoistym listem miłosnym do kobiety, która im towarzyszy, ale właściwie to nie do końca.


Więcej ciekawych książek fantastycznych znajdziecie na stronie księgarni Tania Książka:

5 komentarzy:

  1. Ojej, dziękuję za nakreślenie, jakiego rodzaju absurdu można się spodziewać po Laffertym! Mam akurat na takie dziwności alergię (żaden Gaiman mi nie podszedł) i zdecydowanie odpuszczę sobie zakup, choć nie rezygnuję z lektury - może kiedyś wypożyczę i sprawdzę sobie kilka tekstów, ale raczej bez oczekiwań, że jakoś bardziej do mnie "przemówią".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka jest naprawdę dobrych, ale w sumie gdybym jej nie miała to kupiłabym ją bardziej przez względy kolekcjonerskie, niż z chęci posiadania konkretnie tych tekstów u siebie.

      Usuń
    2. Mnie jakoś potrzeba kolekcjonerska nie trzyma, więc zakup odpuszczam bez żalu:)

      Usuń
  2. Spoiler jak najbardziej dla mnie, bo o ile na początku jakoś niechętnie na to patrzyłam, to jednak myślę, że mogłoby to do mnie trafić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to już masz kolejną książkę do listy zakupów. :P

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony