Gdy coś mnie ruszy, zwykle biorę się za napisanie psiego wpisu, o czym z resztą część z Was wie. Tym razem nie było inaczej: przez pewien incydent poczułam potrzebę, by się tym z Wami podzielić. Zacznijmy jednak od początku. Nie
przepadam za „psiarzami”. Ani za „koniarzami”. Przynajmniej w większości.
Niestety, ale grupy miłośników zwierząt to bardzo często idealiści, którzy nawet
nie próbują patrzeć na sprawę w sposób obiektywny i gdy tylko wytkniesz im błąd,
lub powiesz coś niezgodnego z ich twierdzeniami, jesteś w bardzo agresywny sposób
pouczany. A jeśli nie chcesz przyjąć pouczeń do wiadomości, społeczność szybko
Cię wykluczy.
Jednym
z „błędnych” twierdzeń w społeczności psiarzy jest uznanie, że hodowanie psów
może być biznesem. Jeśli tylko na głos powiesz, że na tym zarabiasz, prędko Ci
się oberwie: bo jak to tak, zarabiać na ukochanych pieskach? Na pasji? Na czymś
co powinno się kochać i uwielbiać?!
OTÓŻ
WŁASNIE TAK! Czy to nie wszystkie memy i cytaty motywacyjne mówią, że
powinniśmy zarabiać na tym, co kochamy? Dlaczego więc psiarz ma być wyjątkiem?
Dlaczego nikt nie wytknie hodowcy koni, zawodnikowi w skokach przez przeszkody,
czy nawet hodowcy kurczaków ozdobnych, że z tego żyje, a w przypadku psów to
jest takie tabu? Czym to się różni?
Pamiętajcie,
że cały czas pisze tutaj o hodowli psów zarejestrowanej w ZKwP, czyli jedynym związku
w Polsce z tak długą tradycją i z tak sprawdzonymi rodowodami. Innych w przypadku tego posta nie bierzemy pod
uwagę, bo to po prostu za szeroki temat.
Owszem,
przyznaje: na hodowli psów w Polsce jest bardzo trudno zarobić. Zacznijmy od tego,
że hodowanie zwierząt samo w sobie jest bardzo niepewne. Nigdy nie wiemy, czy
ciąża będzie, czy nie. Czy zostanie donoszona? Czy w międzyczasie nie okaże
się, że nasz pies nie jest na coś chory? A co, jeśli okaże się, że ściągane z
zagranicy zwierzę, warte kilkanaście tysięcy, nie będzie mogło się rozmnażać?
Zwierzę może zachorować, może mieć wadę zgryzu, czy dysplazji, która wyjdzie w
trakcie dorastania, może w trakcie okazać się naprawdę ogrom rzeczy, których dobry
hodowca nie powinien zignorować i oczywiste jest, że psa z dużymi problemami do
rozrodu dopuścić po prostu nie może.
Poza
tym przychodzi kwestia miejsca. By naprawdę zarobić na hodowli nie wystarczy
nam jeden, dwa, czy trzy psy. Potrzebujemy stworzyć większe stado (oczywiście z
czasem, nie na raz), ponieważ w hodowli potrzebujemy wymiany genów i pokoleń, a
przede wszystkim: ilości miotów większej, niż wydatki hodowli. Dlatego nie
jesteśmy w stanie zostać „profesjonalnymi” hodowcami psów, mieszkając w bloku.
Do
tego potrzeba domu z dużym ogrodem, który najlepiej będziemy mogli podzielić na
wybiegi: prędzej czy później nasze psy przestaną się ze sobą zgadzać, suki
dostaną cieczki, a psy oszaleją. Do losowych kryć przecież dopuszczać nie
można. Jeśli więc chcemy, by całe stado biegało cały czas: potrzebujemy
wybiegów. Do tego dochodzi najlepiej dodatkowa część domu tylko dla psów (wyobraźcie
sobie teraz mieszkanie, do którego na raz wpadają dwa tuziny brudnych
zwierzaków), o ile nie mamy dużych ras trzymanych w kojcach, i bardzo, ale to
bardzo cierpliwi są dzieci, którym nie przeszkadza bezustanne ujadanie.
To
wszystko wymaga pieniędzy i czasu, więc mało kto może sobie na to pozwolić.
Zwłaszcza, że w Polsce pogoda też nie jest najbardziej sprzyjająca: dużo
łatwiej hodować psy na południu, gdzie za grosze postawimy wiatę bez porządnego
ogrzewania, ewentualnie z klimą, niż u nas, gdzie bez centralki ani rusz.
Dlatego
naprawdę, w Polsce trudno znaleźć hodowcę, który naprawdę czerpały przychody z
hodowli. Zwykle to zupełni hobbiści, pasjonaci, którzy nawet, jeśli cokolwiek
zarobią, to wydają w pełni na psy. Bo wiecie… to nie taka tania sprawa:
· Szczepienia
i opieka weterynaryjna kosztuje – zostawienie 1000zł w gabinecie weterynaryjnym
dla hodowcy to naprawdę nie taka wielka sprawa,
· Dobrej
jakości karma to kolejny podstawowy koszt,
· Pielęgnacja,
zabawki, posłania, klatki… znów koszty!
· Im
więcej masz zwierząt, tym więcej mediów zużywasz: prąd i wodę też trzeba
wrzucić w koszty.
· Za
metryczki, rodowody eksportowe, paszporty itd., hodowca także płaci.
· Wystawy
psów to też droga zabawa. Samo zgłoszenie jednego psa to zwykle około 100zł.
Dojazd na wystawę i często nocleg także trzeba opłacić. W sezonie czasem trzeba
na wystawy jeździć co weekend, a jeśli uda Ci się zdobyć puchar i trochę karmy
w ramach nagrody to już możesz się cieszyć.
· Należy
też doliczyć wszystkie nagłe rzeczy i wszystko, o czym po prostu tutaj
zapomniałam.
Gdy to wszystko połączymy okaże się, że
hodowanie psów to naprawdę drogie hobby i trudno przy nim wyjść na plus. Ale… jeśli
komuś się to uda… co jest w tym złego? W końcu pasja przekuta w pracę jest
(podobno) najlepszą rzeczą, jaka może trafić się człowiekowi.
Taka osoba zmienia się powoli w
profesjonalistę: hodowla to całe jego życie, nie ma niczego poza tym. Dlatego
powinna ciągle się rozwijać, a swoich klientów traktować z pełnym szacunkiem: w
końcu to dla nich żyje! Przy okazji musi pilnować swojego wizerunku, dlatego ma
naprawdę dobrą motywacje, by dbać i o zdrowie psów, i o to, jak postrzega go
klient: w końcu jeśli opinia o nim będzie nienajlepsza, prędko pójdzie z torbami,
zostając (prawdopodobnie) z całym stadem niezarabiających na siebie psów,
kosztujących go kilka tysięcy złotych na miesiąc.
Taka osoba ma też za sobą wiele miotów, a
co za tym idzie: wiele widziała i wiele przeszła. Bo hodowcą profesjonalnym nie
da się zostać z dnia na dzień. Dzięki temu jest w stanie rozwiązać więcej
problemów. Ma też wyrobione pewne nawyki i przetestowane metody na wychowanie
psiaków. I sam sobie dobrze daje radę, i klientowi najlepiej doradzi.
Poza tym… mam wrażenie, że osoby, które mówią
źle o hodowli psów jako o „biznesie” zapominają o co w tym wszystkim tak naprawdę
chodzi: hodowla ma na celu wyhodowanie konkretnej linii zwierząt, która spełni wszystkie
wymagania postawione przez hodowcę (a to, jakie one będą, zależy często od jego
samego). A linii – uwaga – nie stworzycie, posiadając trzy psy na raz. A im
więcej psów, tym większe są koszty, więc dobrze by było, by hodowla
przynajmniej częściowo na siebie zarabiała.
Pamiętajcie też, że zarabianie nie psach
nie oznacza od razu bycie „biznesmenem z krwi i kości”, który myśli tylko o
kasie: to nie jest praca w biurze, czy na giełdzie, tu bez pasji po prostu się
nie ta. „Biznesmen-hodowca”, który na hodowli psów zarabia, to osoba, która
przez pół dnia sprząta psie odchody, przez drugie pół czesze psy, a w nocy odbiera
poród, bo akurat jedna z suk postanowiła rodzić do czwartej nad ranem…
Owszem, potrafię wyobrazić sobie hodowcę,
który psy zupełnie olewa; który trzyma je w złych warunkach. Albo takiego,
który naprawdę traktuje to jak czysty biznes, zarabiając na psach krocie i samem
nie ruszając palcem. Ale po pierwsze: takiego hodowcę raczej wyczujecie na
kilometr, po drugie: tego drugiego modelu w Polsce nie widziałam nigdy.
Pies może i jest najlepszym przyjacielem
człowieka, lecz jeśli chcecie mieć w domu pupila konkretnej rasy, o konkretnych
cechach, ktoś najpierw musi go wyhodować. Ktoś musi pilnować genetyki rodziców,
by nie okazało się, że po dwóch latach Wasz owczarek niemiecki nie może
chodzić, bo odziedziczył po rodzicach dysplazje. Ktoś musi pilnować, by
agresywne, lub paranoicznie lękliwe psy nie były dopuszczane do hodowli. Od
tego właśnie jest hodowca: osoba, która powinna się znać na swoim fachu i która
pomoże Wam dobrać idealnego psa dla Was, podając ewentualne zagrożenia i
problemy. A kto lepiej się tym zajmie niż osoba z wieloletnim doświadczeniem,
która być może częściowo na tym zarabia, albo zupełnie się z tego utrzymuje,
dzięki czemu ma czas i możliwości, by po prostu zdobywać doświadczenie?
No i powiedźcie mi, co złego jest w
zapłacie za odbieranie porodu, robienie badań genetycznych i sprzątaniu psich
odchodów, w chwili, gdy klient w zamian otrzymuje zdrowego, dobrze
socjalizowanego pupila, który stanie się jego ukochanym zwierzęciem na długie
lata?
Dlatego też… jeśli zaatakuje Was kiedyś
fan zwierząt, informując, że zarabianie na psach jest niemoralne… spokojnie
możecie mu to wytknąć. A jeśli sami tak uważaliście, lub uważacie: podzielcie
się poniżej swoim zdaniem. Bo jestem ciekawa, skąd w ogóle takie twierdzenia
się biorą?
Uwaga: jeśli jesteście zażartymi obrońcami adoptowania psów zapraszam do dyskusji pod TEN wpis :) Tutaj zajmuje się tylko tym konkretnym zagadnieniem i po prostu... to nie miejsce do zastanawiania się nad tym, czy lepiej kupować, czy adoptować, OK? Bo to odrębna kwestia i... odrębny wpis.