Bożek właśnie skończył trzecią klasę i teraz czekają go wakacje. Cudowne wakacje, które planuje spędzić w łóżku z książką w dłoni. Jego rodzina ma jednak inny pomysł: chłopiec ma wyjechać na miesiąc do ciotki Ody. Licho aż przyklasnęło. To w końcu pora na ich pierwszą, wspólną wielką przygodę.
Małe Licho i lato z diabłem Marta Kisiel wyd. Wilga, 2020 Małe Licho, t. 3 |
O tym, że Marta Kisiel pisze książki miłe powtarzać się nie muszę. Nie muszę też raczej wspominać o tym, że „Małe Licho” jest serią ogólnie sympatyczną z prostymi, ale ciepłymi morałami. Ale wspominam i tak, dla jasności. O tym, że trzeci tom tego cyklu dla dzieci będę chciała przeczytać wiedziałam, nim jeszcze wyszedł, dlatego nic dziwnego nie ma w tym, że się za „Małe Licho i lato z diabłem” zabrałam. Mam jednak w związku z tym tytułem pewne drobne przemyślenia, którymi się chyba powinnam w tym tekście podzielić.
Mianowicie, zaczynam mieć obawy co do
jakości całej tej serii. Niekoniecznie już teraz, ale autorka pisze już tom
czwarty, a tego typu książki dla dzieci lubią zmieniać się w „taśmówki”. W
końcu stosunkowo łatwo się je pisze (bo długie nie są), a ludzie (nie tylko ci
najmłodsi!) uwielbiają wracać do swoich ukochanych bohaterów. A mam wrażenie,
że już tu zaczyna wkradać się pewna monotonia. Bożek znów – jak w tomie drugim
– zostaje wysłany do Ody. Znów musi mierzyć się z kimś, kogo niekoniecznie
lubi, choć w inny sposób. Problemy, przygody i morały zdają się już powoli
nieco powtarzać, a to przecież zaledwie trzecia część. Na dodatek autorka nie
buduje żadnej większej fabuły (a przynajmniej na to się nie zanosi), tworząc po
prostu odrębne dzieła, których nie trzeba nawet czytać po kolei. To nie jest
wada sama w sobie: sama jako dziecko nie interesowałam się kolejnością tego
typu lektur i po prostu je czytałam. Ale jestem już od dawna dorosłym
czytelnikiem i po prostu muszę zwrócić na to uwagę.
Czytając tytuł właściwie byłam
przekonana, że nasz bohater będzie przyjaźnił się z jakimś diablikiem. Że to
właśnie będzie główny motyw. Zakładałam, że znajdzie sobie jakiegoś rogatego przyjaciela,
którego na przykład nie będzie akceptował ktoś z jego rodziny. Kisiel poszła
jednak w stronę bardziej „zwyczajną”, tworząc raczej (jak w przypadku całego
cyklu o „Dożywociu”) obyczaj z dodatkiem fantastyki. Bo gdybyśmy fantastyczne elementy
wycieli ta główna oś pozostałaby raczej niezmienna. Zasady magii, czy inne
takie nie mają tu szczególnego znaczenia. Przyznam, że po prostu po cichu liczyłam
na nieco więcej rogów na metr kwadratowy. Niemniej, to narzekanie w pełni
bierze się tylko z moich nieco złudnych oczekiwań. No, może jeszcze nieco
podrasowały je końcowe moralitety, które są prawione Bożkowi: niby słusznie,
ale miałam wrażenie, że było tego po prostu ciut za dużo.
Przyznaję jednak, że te wszystkie moje wątpliwości i uwagi to raczej wynik wrodzonego czepialstwa, niż jakieś faktyczne wady. Trzeci tom „Małego Licha” jest miłą książką dla dzieci, która i dla dorosłych może być krótką, ale sympatyczną odskocznią. Kisiel potrafi bawić się słowem, dzięki czemu jej powieści są po prostu ciepłe i zabawne, a że przekazują bardzo proste, podstawowe wartości to zwykle trudno się z nimi przynajmniej w części nie zgadzać.
Dużo dobrego słyszałam o twórczości Marty Kisiel i mam nadzieję, że kiedyś sięgnę po jakąś jej powieść. Jednak na razie skupiam się na innych powieściach, na których bardziej mi zależy.
OdpowiedzUsuńPo Kisiel warto sięgnąć, ale raczej dla przyjemności, niż z jakiś intelektualnych potrzeb, także nie ma co się chyba nadmiernie śpieszyć. ;)
OdpowiedzUsuń