Niekoniecznie typowa fantastyka, na dodatek stworzona przez nieznaną mi autorkę to coś, co po prostu musiałam sprawdzić. Zwłaszcza że o opowiadaniach ze zbioru „Straszliwe młode damy i inne osobliwe historie” słyszałam same pozytywne opinie. Nie przewidziałam jednego: to realizm magiczny.
Teksty stworzone przez Kelly Barnhill są jednocześnie bardzo od siebie różne i bardzo do siebie podobne. Autorka z jednej strony eksperymentuje z formą, ale z drugiej właściwie wszystkie opowiadania stawiają właśnie raczej na ową formę, a nie na samą opowieść, są ślicznie poetyckie i mają nostalgiczno-baśnowy klimat. To sprawia, że przynajmniej teoretycznie powinny mi się spodobać. Bo o ile nie lubię książek smutnych w ponury sposób, to nostalgia jest już czymś, co po prostu zazwyczaj mi się podoba.
Straszliwe Młode Damy Kelly Barnhill wyd. Literackie, 2022 |
Z tym że taka ilość realizmu magicznego już mnie po prostu przerasta. Czytając te opowiadania, miałam wrażenie, że rozmijam się z wrażliwością Barnhill o jeden krok. Że czasem kilka drobnych zmian sprawiłoby, że te opowieści byłyby czymś naprawdę dla mnie. Niestety, muszę się chyba pogodzić z tym, że w tym przypadku po prostu pomiędzy mną a autorem nie do końca zagrało. Zdarza się – w końcu nie wszystko jest dla wszystkich.
Ten zbiór zawiera dziewięć tekstów, w tym jedną mikropowieść. I przyznaję, że większość z nich, włącznie z ostatnim, trochę zlewają mi się w jedno. Tak naprawdę moją uwagę zwróciły trzy i te teksty uważam za naprawdę dobre.
Pierwszym jest tekst otwierający zbiór, czyli „Pani Sorensen i Sasquatch”. To opowieść traktująca o pewnej młodej wdowie, która była dotychczas w szczęśliwym związku, z człowiekiem, którego naprawdę kochała. I która dla swojego męża przytłumiła część ze swoich umiejętności. Brakowało mi w tym tekście mocniejszego zakończenia, ale jest smutne i urokliwe, dlatego dla samego klimatu warto się z nim zapoznać.
Następne w kolei, „Otwórz drzwi, a wleje się światło” jest definitywnie moim ulubionym opowiadaniem ze zbioru. Ma ciekawą formę: dwójka zakochanych w sobie ludzi pisze do siebie nawzajem listy, a po każdym z nich narrator dopisuje to, czego bohaterowie w nich nie zawarli. W nim nie brakuje mi niczego i choć nie jest to najlepsze opowiadanie, jakie poznałam w życiu, to na pewno przynajmniej na jakiś czas zostanie mi w pamięci.
Ostatnie z tych, które mnie zainteresowały, nazywa się „Elegia dla Gabrielle, patronki uzdrowicieli, dziewek nierządnych i szlachetnych złodziei”. To opowiadanie o dość pirackim klimacie, co po prostu wybija je na tle innych, choć mam poczucie, że mimo wszystko podobało mi się trochę mniej, niż dwa pozostałe.
Warto tu dodać, że Wydawnictwo Literackie właściwie zawsze ma piękne wydania ksiażek i tak jest w tym przypadku. Okładka jest naprawdę śliczna i wiem, że zwróciła nie tylko moją uwagę, twarda oprawa gwarantuje, że książka swoje wytrzyma, a wewnątrz strona tytułowa każdego tekstu posiada dodatkowe drobne zdobienia. Tylko jakichś ilustracji mi tu brakuje, ale to już tylko marzonki rozpieszczonego czytelnika fantastyki.
Cieszę się, że z twórczością Kelly Barnhill mogłam się zapoznać, bo to bez wątpienia po prostu ciekawa pisarka. To dość nietypowe i bardzo magiczne teksty, które na pewno spodobają się tym, którzy poszukują poetyckości, pięknego stylu i odrobiny absurdu w literaturze. Nie są to wprawdzie w pełni moje teksty, ale jak już napisałam: tak po prostu bywa.