Kolejny rok szkolny właśnie się rozpoczyna. Bożek idzie do czwartej klasy, co oznacza wiele ZMIAN! To jednak nie tylko nowy wychowawca i nowe przedmioty, ale również… nowa dziewczyna w klasie. Co ukrywa znielubiony przez Bożka nauczyciel i czy Szczęsny ma racje, śpiewając poematy o bolesnej miłości do bladolicych niewiast?
Seriale telewizyjne dla dzieci zazwyczaj mają bardzo prostą konstrukcję. Każda historia, nawet ta fantastyczna, w gruncie rzeczy dotyka prostych, dość przyziemnych problemów. Sympatyczni bohaterowie sprawiają, że dzieciaki w trakcie oglądania dobrze się bawią, a wtórna formuła sprawia, że nikt nie czuje się w trakcie oglądania zagubiony. Właściwie książki dla dzieci są w tym bardzo podobne. I o ile pierwszy tom „Małego Licha” był czymś dla mnie, jako dorosłego czytelnika, czymś całkiem wyjątkowym, o tyle im dalej w las, tym bardziej robi się wtórnie.
Małe Licho i babskie sprawki Marta Kisiel wyd. Wilga, 2021 Małe Licho, t. 4 |
To właściwie nie wada, a pewna cecha tego typu książek. One takie po prostu są. W końcu to lektura, która ma pomóc 8-11 latkowi czegoś się nauczyć, zrozumieć, że nie tylko on/a ma takie problemy i przy okazji przeżyć jakąś przygodę w magicznym świecie i nie ma w tym kompletnie nic złego. Tyle tylko, że mnie po prostu to chyba powoli przestaje bawić. Nawiązania Marty Kisiel do kultury w pierwszych tomach były czymś świeżym i unikalnym, a teraz zaczynają mnie trochę nudzić. Mam wrażenie, że powtarzają się motywy, tak samo jak morały i to, czego bohaterowie się uczą. Nawet jeśli nie w pełni to po prostu są do siebie zbliżone duchem.
Przy okazji sama przygoda jest… jak przygoda. Ponownie, jak w poprzedniej części, to raczej obyczaj z elementami fantastycznymi, które dałoby się ograć w dużej mierze bez udziału nadnaturalnych elementów. Z nimi jest po prostu fajniej i ciekawiej, bo dzieją się jakieś rzeczy, różowe króliki latają, macki gotują, krasnoludki harcują i wszystko wybucha.
Przyznaję, mam dylemat co do tej książki. Bo w swojej kategorii po prostu powinna się sprawdzić i jestem gotowa ją uznać za poprawną, miłą, ale dość neutralną pozycję. Ale czy mnie w jakimkolwiek stopniu emocjonalne ruszyła? Nie. Chociaż chciałabym wrócić do świata stworzonego przez Kisiel i dobrze się bawić z bohaterami, których w gruncie rzeczy lubię, to tego nie jestem w stanie zrobić w przypadku tej powieści, po prostu. Jednocześnie nie da się ukryć, że to najzwyczajniej w świecie nie jest historia napisana dla mnie.
W ogóle samego Licha w tym tomie właściwie nie ma. I rozumiem, że to fajnie brzmi, ale o ile w części pierwszej ten bohater faktycznie się gdzieś tam pojawiał to im dalej w las, tym mniej jest zakatarzonego aniołka. Nie powiem, jest to trochę przykre, biorąc pod uwagę, jak sympatyczna jest ta postać.
Tak podsumowując całość: dla dzieci ta książka to na pewno jest coś fajnego i sympatycznego. Dla mnie, jako dorosłego czytelnika, czwarty tom z tego cyklu jest zbyt prosty i wtórny, by mnie w pełni bawił. Ale nie da się ukryć, że nie ja jestem w tym przypadku targetem.