Po przeczytaniu „Wodnego noża” uznałam, że moje maleństwo potrzebuje któregoś ze swojego rodzeństwa z Uczty Wyobraźni, by nie było jej smutno. Tego samego dnia trafiłam na outlet z dwoma książkami z tej serii, wśród których były „Podziemia Veniss”. Zakup bardzo emocjonalny, nieprzemyślany – brałam, bo tanie, bo Uczta Wyobraźni. Nie interesowała mnie treść, grunt to seria! Ciekawi, jak się skończyło to moje spontaniczne spotkanie? :D
Tytuł: Podziemia Veniss
Autor: Jeff
Vandermeer
Tłumaczenie: Grzegorz
Komerski
Liczba stron: 240
Gatunek: antyutopia
Wydanie: Mag,
Warszawa 2009
Nicholas
został okadzony z całego swojego dobytku. Dlatego marzy mu się surykatka. Postanawia ją zdobyć i... znika. Wkrótce z
jego zniknięcia zdaje sobie sprawę Nicola, jego bliźniaczka. Kobieta zaczyna go
szukać.
„PodziemiaVeniss”
nie bez powodu trafiła do serii „Uczta wyobraźni” – to książka, która jest tak
specyficzna, tak dziwna i jednocześnie tak dobra, że naprawdę nią jest. Nie
będzie to może lektura dla każdego, jak to z trudniejszymi pozycjami bywa, ale
zdecydowanie, to jest kawałek dobrej literatury.
Historia,
którą przedstawia Jeff Vandermeer jest bardzo prosta. Z tym, że już styl autora
może być trudniejszy do przyswojenia. Mi czytało się tę książkę błyskawicznie,
ale zdecydowanie nie jest to lektura, którą przyswoiłby zmęczony umysł. Styl
autora jest bardzo specyficzny. Vandermeer bawi się narracją i metaforami,
jednocześnie opisując przerażające rzeczy w... przerażający sposób, co wcale w
literaturze nie jest tak częste, jak mogłoby się wydawać. Oj tak, już dawno nie
zdarzyło mi się, bym miała ochotę odwrócić głowę z obrzydzenia w trakcie
czytania, a ta lektura mi to zapewniła.
„Podziemia
Veniss” to – teoretycznie – antyutopia. Z tym, że tą powieść czyta się bardziej
jak przerażającą baśń. Vandermeer nie skupia się w niej na dokładnym pokazaniu
systemu, w którym żyją bohaterowie: daje nam jedynie jakieś szczątki, ochłapy,
z których musimy poskładać całość. Przy okazji otoczenie postaci kreuje w
sposób wręcz absurdalny, który jednak w jego rzeczywistości zdaje się być
całkiem namacalny i logiczny. Ach, uwielbiam autorów, którzy potrafią tak
dobrze łączyć paradoksy!
Wewnątrz
można znaleźć trójkę głównych bohaterów, z których każdy ma swój kawałek
narracji: nie są jednak one stosowane zamiennie, a po kolei. Nick, Nicola i
Shadrach. Trójka zupełnie innych ludzi, z innymi przeżyciami, celami i planami
na życie, których postanowił połączyć los. Nick ma duszę artysty, jego siostra,
Nicola, to programistka. Shadrach zaś odkąd wyszedł z podziemi na powierzchnię
pracuje dla pewnego tajemniczego człowieka. Cała trójka wzajemnie się dopełnia,
a ich losy doskonale się splatają, tworząc niby przypadkowy, ale bardzo
logiczny ciąg wydarzeń. Mimo, że to stylem i sposobem napisania, a nie fabułą
stoi ta powieść.
Skłamałabym
mówiąc, że sam antagonista nie jest ciekawym człowiekiem, bo choć ukryty jest w
cieniu, również odgrywa sporą rolę. Inna ciekawa postać, czyli myśląca
surykatka o wielkości goryla także sprawdza się w swojej roli. Ale by pisać o
tych bohaterach więcej musiałabym powiedzieć, o co chodzi w fabule. A tego
robić zdecydowanie nie chce – to historia, którą trzeba poznać na własną rękę.
„Podziemia
Vensiss” to nie lekka, swawolna historyjka, którą „pokocha każdy”. Do tej
lektury warto się psychicznie nastawić i nie chcieć od antyutopii przyjemnej,
radosnej opowieści. Niemniej, uważam, że to naprawdę kawał dobrej fantastyki,
którą warto znać, choćby dla poszerzania własnych horyzontów. Zwłaszcza, że
czyta się ją wspaniale.
* * *
Cały świat uległ
przekształceniu, jego zewnętrzna powłoka ustąpiła i ukazała mi skrywane dotąd
pod skórą ciało. Przez długie minuty stałem tam, gryzmoląc jak idiota, z
otwartymi ustami. Pisałem to, co zostało w tej chwili wpisane we mnie. Nie
wytrwałbym dłużej z tymi wszystkimi pomysłami i obrazami wgryzającymi się w mój
umysł. Musiałem znaleźć więcej papieru. Musiałem pisać, to wylewało się ze
mnie.