Poppy
jest Panną. To czyni z nią wybrankę, która ma nie tyko dostąpić zaszczytu
Ascendencji, ale również żyć z bogami. Dziewczyna musi ukrywać swoją twarz i
przestrzegać sztywnych reguł. Gdy w pałacu ktoś próbuje ją zabić, jej
strażnikiem zostaje przystojny Hawke.
Już
dawno nie miałam takiej sinusoidy emocji przy powieści dla młodzieży. Zazwyczaj
sprawa jest prosta: romanse fantasy z kategorii YA/NA, zwłaszcza ameryańskie,
są po prostu kiepskie. Zaś „Krew i popiół” Jennifer L. Armentrout nie jest może
książką dobrą, ale miał w sobie potencjał na bycie naprawdę przyzwoitą.
|
Krew i Popiół Jennier L. Armentrout wyd. You&Ya, 2022 Bloot and Ash, t. 1 |
Zacznijmy
może jednak najpierw od tej całej emocjonalnej sinusoidy. Na samym początku
moja opinia o książce poleciała mocno w dół. Pierwsze ok. 40 stron to opis
tego, jak Poppy wymyka się ze swoich komnat i trafia do miejsca o wątpliwej reputacji,
gdzie spotyka przystojnego Hawke’a. Tam następuje opis jego wyglądu na blisko
stronę, a dziewczyna rozpływa się nad nim przez kolejne dwadzieścia. Co prawda,
sam sposób prowadzenia dialogu między postaciami był całkiem wciągający, ale
taki start sugeruje naprawdę kiepskie młodzieżowe fantasy, zwłaszcza, że Hawkey
zachowywał się dość brutalnie, potencjalnie toksycznie. Potem jednak nastąpił wzrost.
Wzrost,
bo kolejne 60 stron to szybka akcja, w której Poppy o panu kochasiu wspomina
stosunkowo rzadko. Za to dzieje się dużo: tu ktoś ginie, tu ktoś robi jej
krzywdę, tam ktoś ją próbuje porwać itd. itp. Miałam więc nadzieję, że jednak
ta historia będzie gdzieś prowadziła i że skupi się na wątku quasi-kryminalnym
z dodatkiem romansu. Co prawda problematyczny był opis świata (do ascendenci jeszcze
wrócę), ale to amerykańska młodzieżówka, nie mam do nich jakiś bardzo wysokich
wymagań.
Oczywiście
trochę się pomyliłam, bo wkrótce potem Hawkey staje się strażnikiem Poppy i wszystko
zaczyna kręcić się wokół niego, tyko z drobnymi przesłankami, że coś się
wydarzy. Niemniej, jak już przetrawiłam ból dotyczący zmarnowanego potencjału
to okazało się, że właściwie dialogi autorce wychodzą naprawdę nie najgorzej, a
bohater tylko początków był pisany na brutala, który non stop zwraca uwagę na
to, jak bardzo jest przystojny. Że jest zaskakująco mało toksyczny, że troszczy
się o Poppy i faktycznie zawsze daje jej wybór. Przyznaję, tego się nie spodziewałam,
a to olbrzymia zaleta. Zwłaszcza porównując do innych podobnych książek.
Chociaż
jednocześnie nie powiem – bawi mnie, że na 60 stronach autorka potrafiła zawrzeć
tyle niezłej akcji, a jedna rozmowa Poppy ze strażnikiem to czasem kilka rozdziałów.
Końcowy
plot twist nie był zbyt zaskakujący i był łatwy do przewidzenia, ponadto bardzo
negatywie wpłynął na moje postrzeganie tego bohatera (bo TAK, on jednak jest
toksyczny), ale generalnie tę historię czytało mi się z zaskakująco małą
ilością bólu i często przyłapywałam się na tym, że jestem w te dialogi
wciągnięta, bo one autorce wychodzą zaskakująco dobrze. Dlatego kompletnie nie
dziwię się jej popularności.
[STREFA
SPOILERÓW]Jednocześnie
świat przedstawiony jest kompletnie idiotyczny. Co prawda na samym końcu
dostajemy trochę wyjaśnień i ekspozycji, ale to niewiele ratuje. Ascendencji to
wampy, tworzone przez uwięzionych Atlantów (coś a’la wampiry o szlachetnej
krwi) i dlatego mogą żyć wiecznie. Rozumiem samą ideę na to, ale nie widzę
sensu w tym, by jakieś państwo tworzyło je z każdej drugiej córki i każdego
drugiego syna przez ostatnie co najmniej dwieście lat. Przecież one muszą się
posilać – w ten sposób wkrótce NIKT nie pozostałby w królestwie żywy. Ponadto
to nie wyjaśnia, czemu zombie tworzący się po pożywieniu się wampów żyją głównie
za zaporą, a nie pojawiają się w miastach, choć to dałoby się jakoś obejść.
Nie
ma też sensu to, dlaczego akurat Hawkę – będący w rzeczywistości księciem Atlantów
– samodzielnie wykonuje misje. Dużo więcej sensu miałoby, gdyby był jakimś przyjacielem
króla, co zresztą byłoby świetnym nawiązaniem do opowieści o królu Arturze i
jego rycerzach.
Także
świat przedstawiony jest po prostu bardzo niedopracowany i sprawia wrażenie,
jakby był napisany pod romans. Autorka układa klocki tak, by wszystko jej
pasowało, jednocześnie tworząc niezwykle sztampową fabułę. A tak naprawdę
niewielkie zmiany by wystarczyły, żeby sama opowieść, nawet w ramach tak
głupiego pomysłu na świat, była lepsza. Przykłady?
Po
pierwsze, Poppy zbyt często spotyka się z Hawkiem. Może przebywać z nim sam na
sam, nie musi planować rozmów z nim, nie musi się z tym kryć. Ponadto często może
ściągać przy nim welon, co sprawia, że ten element jest bezsensownym dodatkiem.
O ile to byłoby lepsze, gdyby postacie były zmuszone do prawdziwego ukrywania
się!
Po
drugie, Poppy mogłaby głęboko wierzyć w swoje przeznaczenie. Była w tej idei
wychowywana od dziecka. O ileż to byłoby ciekawsze, gdyby miała prawdziwy dylemat:
pójść za głosem serca, czy służyć bogom? A gdyby połączyć te dwa punkty! Tak
małe zmiany, a mogłyby znacznie lepiej trzymać w napięciu. [KONIEC SPOILERÓW]
Nie
pastwiąc się nad tą opowieścią dalej, przyznam, że jestem do pewnego stopnia
zaintrygowana. Armentrout wydaj się pisarką, która gdyby chciała to naprawdę
mogłaby stworzyć coś fajnego. Problem polega na tym, ż kreacja dopracowanych
światów jest czasochłonna, a takie rzeczy gorzej się też sprzedają. I czy ja
mogę ją za to winić, skoro nieźle wchodzi na tym finansowo? Ech, a jednak – ja
wciąż czekam na drugą (po „Marzycielu”) dobrą młodzieżówkę fantasy dla dziewczyn
z ameryki. „Krew i popiół” mógł nią być – ale nie jest. I to chyba boli najbardziej.
Premiera książki już 12 stycznia 2022 roku.