Jonatan ma 21-lat i jest prywatnym detektywem. Z ledwością udaje mu się utrzymać, jednak najbliższe zlecenie ma zmienić wszystko. Jednak wokół niego zaczynają dziać się dziwne rzeczy: po ulicy jeżdżą rycerze, mgła sprawia, że zwykli ludzie zasypiają, a dziewczyna, w której się zauroczył, okazuje się Kopciuszkiem. Jeszcze nie wie, że światu grozi niebezpieczeństwo.
Niektóre kiepskie książki nie mają ani wstępu, ani rozwinięcia, ani zakończenia. „Jonatan – czas przepowiedni” do takich się nie zalicza. Autor pisze scenariusze filmowe i to troszeczkę widać. Jednocześnie to dalej powieść, która wygląda po prostu jak dzieło amatora, a nie kogoś, kto zawodowo zajmuje się słowem.
Według opisu wydawcy to oryginalna historia o walce dobra ze złem, w której świat baśniowy przenika się z realnym. Wszystko się zgadza poza jednym: oryginalnością. To powieść przygodowa jakich wiele, tylko od wielu z nich po prostu słabsza. Mamy tutaj przypadkowo złożoną drużynę, która musi pokonać wielkie zło, przeżywając przygody i zacieśniając więzi. To standard dla wielu powieści fantasy, tak samo, jak standardem jest łączenie świata realnego z baśniowością.
Jonatan – czas przepowiedni Dominik Wieczorkowski-Rettinger wyd. Rytm, 2013 |
To jest jedna z tych książek, które są ogólnie kiepskie, ale nie aż tak, by cytować całe fragmenty, które same w sobie byłyby „tak złe, że aż dobre”. Po prostu człowiek poznaje opowieść kartka po kartce i coś mu nie gra. Świat jest zbudowany na kolanie, dialogi niemrawe, infantylnie bądź dziwnie prostackie, a całość jest wtórna i toporna, mimo prostego stylu, który lekko się przyswaja.
Braki warsztatowe autora naprawdę przejawiają się co chwilę. Już sam pomysł na zawód Jonatana jest trochę… mijający się z celem? Chłopak ma 21 lat. Zaraz po szkole wyniósł się z domu i został prywatnym detektywem. Ot tak, bez żadnego przeszkolenia. I choć ledwo, to jednak się utrzymuje, co nie brzmi mi na najbardziej realistyczną opcję.
Na samym wstępie nasz bohater ma bardzo realistyczny sen. Ale zamiast po obudzeniu się zrobić: och, ale to było realistyczne, lecimy dalej z życiem! To dostajemy długie wyjaśnienie na temat tego, że jest realistą i on w takie bujdy nie wierzy. A nikt mu nie sugerował, że ten sen był w jakikolwiek sposób prawdą.
Jego relacja z Kopciuszkiem też rozpoczyna się tak, jak musi zacząć się w książce napisanej przez „stereotypowego faceta”. Chłopak chodzi do pizzerii, by móc być bliżej ładnej kelnerki. Koleś ślini się na jej widok tuż po komentarzu narratora dotyczącego młodego wieku (poniżej 18 lat) dziewczyny – nie było to najsmaczniejsze. Następnie okazuje się, że bohaterka czyta mu w myślach i uważa, że jest wyjątkowy, bo ma bardziej niewinne myśli, niż inni mężczyźni.
Ponadto autor chyba nie ma pojęcia, jak się nosi zbroje, bo gdy nasz bohater chodzi w jednej, by się ukrywać, to gdy musi się przebrać, okazuje się, że (hehehe śmieszne) nie zabrał ze sobą innych ubrań, bo uważał, że nie są potrzebne. No bo wiecie, metal to się na gołą skórę zakłada.
Wyobrażam sobie, że wybitnie niewymagający czytelnik może się w trakcie lektury dobrze bawić. Bo coś tam w tej książce jest, jakiś potencjał przebija, całość jest nienadęta i lekka. Niemniej, mamy obecnie dostępne tony książek, które po prostu przyjemniej się czyta i które nie wyglądają, jak literacka amatorszczyzna, więc pytanie brzmi: po co się tym katować? (ja wiem, po co. By napisać tą pierwszą recenzję na Lubimy Czytać xD)