Cześć!
W nocy z 28 na 29 lipca wróciłam do kraju z wakacyjnej pracy. Po powrocie sama
zdziwiłam się ilością książek, jaka do mnie w tym czasie dotarła: takiego stosu
nowości na raz chyba nigdy u siebie nie widziałam. Rok temu czekało na mnie
chyba osiem sztuk; tym razem to aż piętnaście tytułów. Niemniej, po kolei –
zacznijmy od książek, które w ciągu tych pięciu tygodni udało mi się
przeczytać.
W
ciągu tego czasu poznałam w całości tylko i jednocześnie „aż” pięć tytułów.
Tylko, bo moja zwykła norma to dziesięć książek. Aż – bo miałam naprawdę bardzo
ograniczony czas na czytanie.
O
„Wiecznym Dworze” oraz „Ścianie burz” już Wam pisałam, dlatego nie będę się
powtarzać: jeśli chcecie wiedzieć, co o tych pozycjach sądzę po prostu
kliknijcie w ich tytuły, a przeniesiecie się do recenzji. Moja opinia o „Dżozefie”
pojawi się także wkrótce, ale w skrócie mogę powiedzieć, że polubiłam się z tym
tytułem, choć nie jest to typ książki, którą mogłabym czytać na co dzień.
Pełne
opinię o „Złym brzegu” i „Kullu. Banicie z Atlandyty” również się pojawią, ale
będziecie musieli na nie nieco dłużej poczekać. W każdym razie ten pierwszy
tytuł przez pierwsze sto stron wypadał naprawdę dobrze, jednak im dalej, tym
było gorzej i ostatecznie raczej tego tytułu nie polecam. „Kull” zaś to naprawdę
dobra klasyka fantasy po którą po prostu warto sięgnąć.
W
trakcie wyjazdu zaczęłam czytać „W stronę mroku” Lindy Nagaty, jednak chyba na razie
ten tytuł sobie odpuszczę, dlatego też nie umieściłam go na zdjęciu.
Skoro
omówiłam już to, co przeczytałam, przejdźmy do nowości. Przyznam Wam, że z powyższego
stosu zaledwie trzy tytuły kupiłam, przez co możecie w nim wypatrzeć książki
kompletnie nie pasujące do moich standardowych preferencji czytelniczych: chce
po prostu przetestować trochę „dziwności”, by po prostu mieć większe pole do popisu
przy polecaniu Wam tytułów. Ale po kolei!
Na
pierwszy ogień trzy zakupione przeze mnie książki. Wszystkie pochodzą z dyskontu
i gdyby nie to prawdopodobnie nigdy by do mnie nie trafiły. Książki Licii
Torsi, czyli dwa tomu „Legend Świata Wynurzonego” zakupiłam przez powiew
nostalgii. Jej „Kroniki Świata Wynurzonego” poznałam na przełomie szkoły
podstawowej i gimnazjum, dlatego widząc je po dyszkę za sztukę nie mogłam się
oprzeć. Zobaczymy, czy i po latach raczej młodzieżowe książki tej autorki też
mi się spodobają. Trzeci tytuł, czyli książka Jemisin to już nieco bardziej
przemyślany wybór: dwa pierwsze tomy „Trylogii o pękniętej ziemi” naprawdę mi
się spodobały, więc po prostu sięgnęłam po kolejne dzieło autorki.
A
teraz czas na książki „nie-kupione”. Wszystkie pochodzą z portalu
CzytamPierwszy.pl – jeśli chcecie, mogę napisać dla Was osobny wpis o tym
miejscu w sieci, jednak w skrócie mogę powiedzieć, że o ile początkowo byłam do
tego pomysłu sceptycznie nastawiona, tak teraz moim zdaniem naprawdę spełnia
swoje zadanie. Zwłaszcza, że zamawiając tam książki nie mam bezpośredniego
kontaktu z wydawcą, przez co mam poczucie, że mogę pozwolić sobie na nieco
więcej szaleństwa i wziąć tytuły, których nie jestem w pełni pewna. Ale wróćmy
do samych tytułów. Na początek – jednotomówki i pojedyncze części serii.
Zacznijmy
od góry. Nie mam pojęcia, czemu zamówiłam „Kości proroka” – naprawdę, nie
pamiętam w jaki sposób trafiły do mojego koszyka. Niemniej, z opisu z tyłu
okładki wnioskuje, że to jakiś kryminał, więc mam nadzieję na dobrą zabawę. W
końcu wciąż szukam dobrych, polskich książek z tego gatunku.
„Banda
niematerialnych szaleńców” to debiut polskiej youtuberki. Ta młodzieżowa
powieść fantasy raczej budzi moje wątpliwości: Maria Krasowska to bardzo
sympatyczna, młoda dziewczyna, ale po prostu obawiam się jakości wątków
fantastycznych w tej fantastycznej książce. Niemniej, przetestuje, sprawdzę – i
na pewno dam Wam znać.
„Bogini
niewiary” przygarnęłam, aby sprawdzić, o co chodzi z Tarryn Fisher, chociaż po
aktualnych recenzjach tej książki wnioskuje, że to chyba nienajlepszy wybór na
start. Niemniej, książkę zamawiałam, nim jakiegokolwiek opinie zaczęły się
pojawiać i staram się być dobrej myśli.
„Żmijowisko”
Chmielarza to kolejny „kryminalny eksperyment” i w przypadku tej książki jestem
jak najbardziej pozytywnej myśli. Ostatni tytuł zaś, czyli „Diabelski młyn”
może niektórych z Was nieco zdziwić, bo na dwa poprzednie tomy tej trylogii zdecydowanie
narzekałam. Niemniej, w międzyczasie przeczytałam inne książki Jadowskiej, które
raczej okazały się miłymi lekturami, a sama seria okazała się trylogią właśnie,
dlatego postanowiłam, że skoro znam już 2/3 tej historii to po prostu ją
dokończę, by zobaczyć, co z tego wszystkiego wyniknie.
No
i na koniec dwie serie. „Kroniki Drugiego Kręgu” to młodzieżowe fantasy, które
zwróciło moją uwagę przez głuchoniemego głównego bohatera. Choć są u mnie
dopiero trzy tomy to spokojnie – czwarty jest już w drodze, dlatego prawdopodobnie
dość szybko poznam całość. Spodziewam się lekkich „czytadeł” na jeden wieczór z
w miarę sensownym światotworzeniem, które będę mogła Wam polecać.
„The
perfect game” jest zaś po prostu ekperymentem. Gdy poprzednie tomy pojawiały
się na portalu kompletnie je ignorowałam, ale ponieważ nadarzyła się okazja
wzięcia wszystkich trzech razem to uznałam, że najwyżej będą ładnie wyglądać na
mojej półce. A kto wie, może w końcu jakiś romans po prostu mi się spodoba?
Jak
widzicie, większość z tych książek to raczej literatura bardzo lekka, typowo
rozrywkowa, ale szczerze mówiąc – absolutnie na to nie narzekam. Nie dość, że
mam kilka poważniejszych tytułów czekających na półce (a lubię je mieszać z
lekkimi książkami) to jeszcze w sierpniu czeka mnie pisanie licencjatu, dlatego
lekkie pozycje doskonale nadadzą się mi na odskocznie.