Wendy
żyje w poczuciu winy. Po tym, jak jej brat zginął w wypadku,
dwudziestopięciolatka nie potrafi odnaleźć dawnej siebie. Mimo doktoratu z
psychologii, nie potrafi sobie poradzić z własną psychiką. Teraz jest tylko
gorzej: właśnie zerwała z chłopakiem, który dopuścił się zdrady. Czy nowo
poznany Jim pozwoli jej zapomnieć o przeszłości i ruszyć dalej?
Tytuł: Winna
Autor: Alicja Sinicka
Liczba
stron: 416
Gatunek: romans, thriller
Wydanie: Kobiece, Warszawa 2019
|
Jakiś
czas temu naszła mnie myśl, że dawno nie czytałam zwykłej po-prostu-książki.
Takiej, po którą sięgnie typowa Polka, gdy chce się odstresować. Niekierowana
dla młodzieży, nie skupiająca się na erotyzmie, a po prostu będąca o czymś…
codziennym. Zwykłym. I tak w ręce wpadło mi kieszonkowe wydanie książki Alicji
Sinickiej pod tytułem „Winna”. Nie miałam wcześniej styczności z autorką, ale
polskich autorów warto sprawdzać, prawda? Poza tym moje dotychczasowe spotkania
z Wydawnictwem Kobiecym nie należały do tych najbardziej udanych, więc uznałam,
że mogę po prostu spróbować jeszcze raz. Tym razem z ich „okrętem flagowym”, a
nie młodzieżowym fantasy dla nastolatek.
Efekt
mojego spotkania z tym tytułem odrobinkę mnie zaskoczył. Odrobinkę, bo
właściwie opis znajdujący z tyłu powieści zdradza ostateczny zwrot akcji… choć
chyba nie sądziłam, że po prostu będzie on „aż taki”. Ale może po kolei!
By
nie było wątpliwości, „Winna” nie jest wybitną książką. Jest trochę toporna.
Zacznijmy od samego stylu autorki. Sinicka składa poprawnie zdania, a powieść
jest raczej prosta w przyswojeniu, ale niektóre z porównań czy opisów czynności
sprawiają wrażenie absurdalnych (np. nikt nie krząta się godzinę po domu z
kubkiem kawy w ręku, raczej wtedy siedzi). Dialogi wypadają sztampowo, a część
opisów można byłoby po prostu wywalić i „Winna” co najwyżej zyskałaby na
tempie. Idealnie więc nie jest, ale generalnie: Sinicka piszę w miarę
poprawnie.
Główna
bohaterka, wokół której toczy się cała akcja, jest zaś postacią sprawiającą
sztuczne wrażenie. Ona sama i otaczający ją świat są po prostu wyciosane
toporem pod historię, którą autorka wcześniej wymyśliła. Wendy z jednej strony
ma pewne problemy osobiste, z drugiej jednak niczego jej nie brakuje. Ma
przyjaciółkę, satysfakcjonującą ją ale niezbyt wymagającą pracę, bogatą
rodzinę. Jest w tym idealnym miejscu, aby móc skupić się na wewnętrznych
rozterkach. Te zaś w dużej mierze skupiają się na narzekaniu i opisywaniu braku
poczucia własnej wartości, co w pewnym momencie robi się po prostu nudne.
Choć
romans w tej książce jak najbardziej jest i jest jej istotną częścią, to na
całe szczęście „Winna” erotykiem nie jest i autorka raczej unika dokładnych
opisów zbliżeń. Kładzie za to nacisk właśnie na wspomniane już przeze mnie
wnętrze Wendy… co też nie wypada wybitnie, ale z dwojga złego, chyba wolę taką
opcję.
Czytając,
dość długo zastanawiałam się, do czego to wszystko prowadzi. No bo niby Wendy
coś tam robi, coś przepracowuje, ale jednak opis z tyłu okładki sugerował mi
jakąś konkretniejszą akcję? Jakąś tajemnicę? Walkę o bliskich? A ten wątek dość
długo się jednak nie pojawia, a przynajmniej – nie wprost. A gdy już do niego
dochodzimy to wyskakuje wręcz jak Filip z konopi. Przynajmniej ja miałam takie
poczucie, nawet jeśli narracja do pewnego stopnia do zapowiadała. Myślę, że pod
kątem rytmicznym nie wypadło to najlepiej, nie zrobiło takiego wrażenia, jak
zrobić powinno, ale jednocześnie… po prostu się zaskoczyłam. A to już jakaś
zaleta.
Koniec
końców, „Winną” najchętniej oceniłabym mianem neutralnej książki. Właściwie
takiej, jakiej chciałam. Zwykłej, codziennej. Wcale nie dobrej i nie wartej
zapamiętania, ale na tyle lekkiej, że można ją spokojnie czytać w zatłoczonym
autobusie. Jeśli czegoś takiego szukacie to po tę książkę można sięgnąć. Pod
warunkiem oczywiście, że nie macie dosyć wiecznie narzekających na swoją
nieudolność życiową, szarych myszek.