Persefona żyje na Olimpie wraz ze swoimi siostrami oraz matką. Pewnego dnia Demeter stawia ją przed faktem dokonanym. Jej córka ma stać się nową Herą, żoną Zeusa. Dziewczyna ucieka, a gdy przechodzi przez Styks, wpada prosto w ramiona Hadesa. Wraz z młodym i przystojnym władcą Dolnego Miasta knuje pikantny plan wymierzony prosto w znienawidzonego przez nich władcę Olimpu.
Ta książka sprawiła mi zdecydowanie większą frajdę, niż powinna, ale wcale nie dlatego, że jest aż tak dobra. Wręcz przeciwnie. Zdaje sobie sprawę z tego, że „Neon Gods” to książka istniejąca w bardzo konkretnym celu, ale może rozłóżmy ją na części pierwsze, tak jakby faktycznie aspirowała do bycia Literaturą. No, a przynajmniej zróbmy to na tyle, na ile to jest możliwe. Ale uwaga, by objaśnić o co tu chodzi, mogę posunąć się do s p o i l e r ó w.
Neon Gods wyd. Uroboros, 2022 Cykl Dark Olympus, t. 1 |
Początek książki, czyli ok. ¼ zarysowuje nam sytuacje oraz świat przedstawiony. I to, co jest nam od autorki dane, rysuje świat, który ostatecznie rozsypuje się w szwach. Choć niby mamy tu Olimp, to nie jest TEN Olimp. To po prostu jakieś miasto, którym rządzi Trzynastka. Owa trzynastka to zaś nie nieśmiertelni bogowie, a zwykli ludzie, którzy po prostu przejmują fuchę, gdy poprzednikowi się zemrze. Teoretycznie dzieje się to dziedzicznie, ale nie do końca, bo np. Herą staje się po prostu żona Zeusa. Od początku jest nam również mocno wbijane do głowy to, że Hades nie istnieje. Jego ród wymarł, a więc fucha od dużego czasu jest niezajęta, a tzw. Dolnym Miastem (dzielnica za rzeką Styks) zajmują się inni członkowie Trzynastki.
Nasza główna bohaterka, Persefona, zostaje przedstawiona Zeusowi jako jego narzeczona, wbrew swojej woli. A że ten zabił już trzy Hery, to ona z przyczyn oczywistych nie ma zamiaru w tę relację iść. Dlatego ucieka. I to nawet miałoby sens, ale protagonistka nie ma tu żadnego konkretnego planu. Ona po prostu biegnie przez siebie, przechodzi przez most i w ten sposób jest poza zasięgiem Zeusa, z powodu jakiegośtam paktu. I z u p e ł n y m p r z y p a d k i e m wpada prosto w ramiona Hadesa, który postanowił chyba przejść się na spacer po swoich ziemiach.
Hades bierze ją do swojego domu. Okazuje się, że ukrywa się przed wszystkimi i tylko niektórzy z Trzynastki o nim wiedzą (jak potem odkrywamy, owi niektórzy to wszyscy). W swojej rezydencji zaś, zamiast odpoczywać w pięknym i wypasionym salonie, jak na poważnego bogacza przystało, on zanosi Persefonę do kuchni, gdzie przy okazji po imprezie odpoczywają Dionizos oraz Hermes (w tym przypadku to szanowna pani, nie pan). Dostajemy więc poważnego, super-ukrytego boga podziemi, który spędza wolny czas w kuchni jak zwykły człowiek. Wiarygodne, nie powiem.
Okazuje się, że Persefona i Hades czują do siebie miętę, dlatego zawierają pakt. On będzie mógł z nią zrobić wszystko, ponieważ ona będzie jego uległą (bo Hades lubi BDSM), a ona przez trzy miesiące będzie mogła się u niego ukrywać, jako i ponieważ po tym czasie uzyska dostęp do swoich rodzinnych pieniążków. I nie, żeby to on proponował: to jej pomysł.
Oczywiście tu tkwi większy plan, choć sensu w nim tyle, co nic. Mianowicie, w ten sposób Zeus ma się wkurzyć i jednocześnie przestać mieć ochotę na zbrukaną narzeczoną. Ach, wspominałam, że mają robić to publicznie?
Generalnie w tym momencie fabuła przestaje jakkolwiek funkcjonować. Bo to nie o nią tutaj przecież chodzi. To erotyk, ubrany jedynie w fatałaszki kiepsko zbudowanego fantasy (które po prawdzie nie było tu w ogóle potrzebne). Scenek jest sporo przez środek książki i częściowo ustępują dopiero po ok. ¾ książki, ponieważ wówczas trzeba przecież jakoś to fabularnie zamknąć.
Nie mam zamiaru w nie głębiej wnikać, bo to, co komu się podoba w tym względzie to już sprawa dość prywatna, niemniej zauważyłam dwie rzeczy, o których tu warto wspomnieć. Po pierwsze, zawsze mnie zastanawia, czemu autorki tego typu literatury uznają za hot to, że faceci skupiają się na tym, że partnerka nie je. Rozumiem, że traktują je trochę jak przedmiot, jak posiadłość, nie ukochaną (bo o to w tej zabawie przecież chodzi), ale to jest raczej straszne, niż słodkie/urocze/gorące. Przynajmniej dla mnie.
Po drugie, Hades bezustannie pyta się Persefonę o zgodę. I rozumiem, doceniam… tyle że po co robi to dosłownie CO CHWILĘ? Czytelnicy nie są dziećmi i wydaje mi się, że raz by wystarczył. Dodajmy do tego fakt, że sama postać Hadesa nie ma nic wspólnego z mhrocznym, potężnym i okrutnym mężczyzną. Bliżej mu do ciepłej kluchy, która została troszeczkę skrzywdzona przez los, więc ma się za złą i czuje się źle sam ze sobą.
Poza tym Hades zabiera Persefonę na randki i kupuje jej gyros – cały czas uważam to za prześmieszne.
No więc tak. „Neon Gods” to książka, która nie ma w gruncie rzeczy zbyt wiele sensu. Jej rola nie różni się szczególnie od roli filmów pornograficznych. I rozumiem, że jako taka może się sprawdzić. Jednocześnie zawsze zachodzę w głowę, dlaczego w takich sytuacjach autorzy silą się na zbudowanie świata fantastycznego. Przecież to ani nie wychodzi, ani nic nie wnosi, bo sam Hades nie jest tu bogiem, nie ma nadludzkich zdolności, a sam setting po prostu w gruncie rzeczy jest bezsensowny. Już lepiej byłoby, gdyby autorka streściła wszystko na kilku stronach i przeszła „do rzeczy”, nie poświęcając ¼ książki na budowanie czegoś, co i tak nie działa.