Czytanie
w ostatnim czasie znów „nie idzie” mi tak jak powinno, a że to mnie do bloga
zwykle motywuje to nic dziwnego, że zaczęło się tu pojawiać mniej treści.
Niemniej, na pewno wkrótce coś się w tym temacie „ruszy”, a w międzyczasie
uznałam, że mogę napisać przecież o czymś innym, skoro o książkach i kulturze
jako takiej po prostu nie mam ochoty.
Mam
wrażenie, że ostatnio Internet wrze – czy to z powodu wyborów, czy to z powodu
tego, co ostatnio miało miejsce w „Nowej Fantastyce”. Wrze też z powodu dram
związanych z zagranicznymi influencami oraz z powodu obławy na pumę. O polityce
czy opowiadaniu Komudy nie mam zamiaru jednak pisać. Nie dość, że to ogólnie
rzecz biorąc duże bagno to na dodatek nie czuje się kompetentna, nie śledzę
tematu wystarczająco i nie interesuje mnie on na tyle, by wychodzić poza bardziej
prywatne dyskusje i rozważania. Inni robią to lepiej ode mnie. Influcencerzy to
też raczej nie jest temat „poważny”, który interesuje mnie inaczej niż w formie
ciekawostki. Ostatnio jednak męczy mnie jeden z tematów związany ze
zwierzętami. Pumy wprawdzie dotyczyć nie będzie, albo będzie dotyczyć jedynie
pośrednio, ale wydaje mi się, że wzbudza co najmniej równie gwałtowne emocje.
Chodzi
mi mianowicie o kwestię zwierząt i cyrków. Nim jednak przejdę do sedna sprawy,
wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy:
· Moi
rodzice to hodowcy psów rasowych – mam więc regularny kontakt ze sporym stadem
zwierzaków.
· Poza
psami pod swoją opieką w życiu miałam papugi (w tym przez chwilę „zawodowo”),
króliki, kury, owce, żółwia, rybki, kota i jeszcze jakieś ptaszki. Jeździłam
też konno i z resztą bardzo chciałabym do tego wrócić.
· Chętnie
zbieram informację na temat zwierząt. Wydaje mi się więc, ze z teorii opieki
nad nimi jestem całkiem niezła.
· Nie
jestem wegetarianką, nigdy nawet nie czułam pokusy, aby takową zostać. Zwierzęca
krew czy mięso nieszczególnie mnie „rusza” – tak, zdarzało mi się asystować
przy zabiegach i „drobnych” operacjach weterynaryjnych (nie mam wykształcenia
kierunkowego).
· Nie
jestem profesjonalistą w temacie. Po prostu to wchodzi w obszar moich
zainteresowań.
Powyższe
punkty wydają mi się istotne, byście zrozumieli z jakiej perspektywy to pisze.
Jestem zainteresowana – ale staram się nie kierować tylko emocjami w tym
względzie. Mam zaplecze związane z hodowlą zwierząt. Z resztą, gdy miałam
dosłownie kilka lat moi dziadkowie hodowali kury czy mięsne króliki. Wychowałam
się więc z jednej strony w szacunku do zwierząt (nikt nie pozwoliłby mi bić czy
umyślnie krzywdzić jakieś żywe stworzenie z powodu kaprysu – co to, to nie), z
drugiej strony rozumiejąc, że ich świat to nie koniecznie same tęcze,
jednorożce i radość. To wydaje mi się kluczowe w przypadku tego tematu, jako że
osoby wypowiadające się na te tematy łatwo popadają w skrajności powiązane z
ich wrażliwością i kierowania się emocjami.
Postaram
się więc też zachować jak największy obiektywizm, ale że „pełny” jest niemożliwy
do zrealizowania, a moja wiedza (jak każdego człowieka) jest ograniczona – z
góry przepraszam za ewentualne błędy i skróty myślowe.
Po
tym przydługim wstępie zacznijmy więc przechodzić do sedna sprawy.
Cyrk jako pewna idea
Żeby
zrozumieć w pełni problem, najpierw musimy się zastanowić nad tym czym jest
cyrk sam w sobie. Przyznaję, że nie interesuje mnie tego typu rozrywka i ostatnio
w takim przybytku byłam mając zaledwie kilka lat. Sama idea współczesnego cyrku
wydaje mi się jednak dość prosta. To trupa mobilnych artystów, którzy mają
zapewnić widowni rozrywkę. Samo założenie cyrku jako działalności nie jest więc
na pewno czymś złym. Przeciwnie, powiedziałabym, że jest wręcz pozytywne. W
końcu rozrywka jest kulturą. Może być lepsza, może być gorsza, ale każdy jej
element możemy badać i analizować na wiele różnych sposobów. Cyrk traktowany
jako idea, a nie konkretne miejsce jest więc tylko kolejnym elementem, o którym
możemy mówić, którym możemy się cieszyć, ocenić, krytykować. To coś, co w swoim
założeniu może nas w jakimś stopniu rozwinąć, a przynajmniej ja w ten sposób
widzę każdy element kultury rozrywkowej.
Zwierzęta jako inteligentne stworzenia
Drugim
elementem sporu związanego z cyrkami są zwierzęta. Dlatego tu musimy sobie też
pewną rzecz wyjaśnić. Większość ssaków i ptaków oraz niektóre gady to
stworzenia inteligentne. Istoty, które w naturze wykorzystują swój intelekt do
skutecznego zdobywania pokarmu (to chyba w większości przypadków zajmuje im
najwięcej czasu), do obrony swojego terytorium i do ogólnie rozumianego
przeżycia. Ile razy widzieliście kota czy psa, który czekał, aż samochody na
ulicy przestaną jechać, aby mógł grzecznie i bez problemu przejść! To właśnie
element dostosowywania się zwierząt do środowiska, wynikające z uczenia się.
Jeśli
jednak zamykamy zwierzęta w przysłowiowej klatce to zwykle zapewniamy im pożywienie
(nie muszą więc szukać), bezpieczeństwo (nie muszą więc uciekać) i „zdrowie”
(bo opieki weterynarza nikt dzikiemu stworzeniu nie zapewni). Żyją więc dłużej,
ale każdy kto kiedykolwiek miał zwierzę mądrzejsze od żaby czy węża wie, że
jeśli zapewnimy swojemu podopiecznemu tylko „klatkę” z jedzeniem to zwierzę
prędko popadnie w apatię, czy nawet depresje. Bo wiele gatunków nie jest głupie
i aby w pełni funkcjonować musi mieć zapewnioną możliwość myślenia. Nie bez
powodów psom zapewniamy maty węchowe, nie bez powodu kupujemy kotom zabawki itd.
W
ten sposób dochodzimy do kwestii z cyrkiem związanej niemal bezpośrednio, bo do
sprawy związanej ze szkoleniem, „tresurą” zwierząt. I tą podzieliłabym na dwie
kategorie. Po pierwsze, celem szkolenia może być dostosowanie naszego
podopiecznego do bezpiecznego i spokojnego życia. W końcu jeśli mamy psa
kluczowym jest nauczenie go, aby nie skakał po meblach kuchennych, aby nie
wylał się na niego wrzątek. Kluczowe jest nauczenie go załatwiania się na
zewnątrz, aby nie brudził nam i sobie przestrzeni życiowej. To chyba nie budzi
żadnych większych kontrowersji i jest w pełni zrozumiałe dla wszystkich. Aby
zwierzę mogło żyć bezpiecznie, dalej pozostając sobą, musi rozumieć pewne
reguły związane z życiem w ludzkim społeczeństwie.
Drugą
kategorię określiłabym mianem „rozrywki”. W końcu sztuczek uczymy zwierzęta po
to, by móc się tym cieszyć, prawda? Po co pies ma podawać łapę, jeśli nie po
to, by wywołać na naszej twarzy uśmiech? Jednocześnie jednak należy tu zwrócić uwagę
na to, że jeśli wykorzystujemy tzw. pozytywne metody szkoleni zwierząt
(bazujące na nagrodach, nie karach) to ta rozrywka jest obustronna. Jak
wspominałam wcześniej, zwierzęta są inteligentne. W naturze uczą się, aby
przetrwać. W „domowych” warunkach nie muszą tego robić, ale przecież siedzenie
w kącie przez cały dzień jest wbrew ich naturze. Praca z człowiekiem również i
dla nich może być rozrywką. Zakładając oczywiście że relacja trenera i
zwierzęcia bazuje na pozytywnych metodach.
Dzikie zwierzęta w niewoli = coś złego?
To
chyba kolejna kwestia, nad którą należy się zastanowić. Kluczowym wydaje mi się
pytanie, czy osoba trzymająca zwierzę w niewoli jest w stanie zapewnić mu adekwatne
warunki. Takie, w których stworzenie
zachowa zdrowie psychiczne i fizyczne. Dlatego np. trzymanie węża będzie
stosunkowo proste (nie wymagają wiele miejsca, są raczej dość „głupie”, nie
potrzebują wiele stymulacji), ale tygrysa niezwykle trudne (wymagają olbrzymiej
ilości wiedzy i miejsca, specjalistycznego sprzętu itd.). Jeśli jednak
dysponujemy odpowiednimi warunkami i wiemy, jak te dobre warunku zapewnić… to
czemu niemielibyśmy sobie na owego „tygrysa” pozwolić? To w moich oczach
wygląda wręcz jak bardzo dobra symbioza. Człowiek czerpie radość z trzymania
zwierzęcia i opieki nad nim, zaś zwierzę otrzymuje bezpieczny dom, w którym nie
musi się martwić o pożywienie czy psychiczną stabilność.
Oczywiście
zdaje sobie sprawę, że powszechna zgoda na trzymanie tego typu zwierząt może
prowadzić do masy nadużyć. Chce jedynie wskazać, że sama idea trzymania
zwierząt w niewoli jest co najwyżej neutralna. To, czy uczynimy ją dobrą albo
złą zależy już od osoby trzymającej takie stworzenie.
Zwierzę i cyrk
I
tak powoli dochodzimy do sedna. Czy zwierzęta powinny występować w cyrku?
Chyba
Was nie zaskoczę, jeśli napiszę, że moim zdaniem… to zależy. Bo ta sprawa w
żadnym razie nie jest czarno-biała.
Zależy,
bo każde zwierzę jest inne. Nie każdy osobnik nada się, by występować przed
publicznością, ale zwierzęta o konkretnym charakterze, o dobrej socjalizacji
może traktować to zupełnie neutralnie. Przecież chociażby niektóre psy
regularnie biorą udział w np. konkurach czy pokazach agillity, wykonując
cyrkowe sztuczki i jeszcze nie spotkałam się ze stwierdzeniem, że te zwierzęta
(ogólnie ujmując) są przez to męczone i zestresowane. Przeciwnie, zwykle na
takich pokazach widzimy entuzjazm tych psiaków.
Zależy,
bo wszystko zależy od cyrku. Wyobrażam sobie istnienie cyrków, które podchodzą
do swojego zadani typowo zarobkowo, wykorzystując i zwierzęta, i pracujących tam
ludzi. Ale wyobrażam sobie też cyrki prowadzone z pasją, które chcą ludzi bawić
i być może także edukować; które są zgraną „rodziną” i które zwierzęta jako „rodzinę”
traktują.
Zależy,
bo nawet przy najlepszych chęciach możemy mieć problem ze znalezieniem
odpowiednich ludzi i zwierząt do prowadzenia takiego miejsca.
To
naprawdę całkiem złożony problem. I uznawanie, że wszystko zamyka się w
twierdzeniu „Cyrki bez zwierząt” jest najzwyczajniej w świecie niezwykle
naiwnym podejściem.
I
tutaj, trochę na zakończenie, chcę się odnieść do trzech, nazwijmy to, źródeł,
które trochę mnie do tego wpisu zainspirowały.
Zacznijmy
może od serialu dokumentalnego dostępnego na Netflixie. „Król tygrysów”
opowiada o ludziach z USA, którzy hodują tygrysy, często w niekoniecznie
dobrych warunkach, tworząc coś w stylu interaktywnych ogrodów zoologicznych.
Takich, gdzie możemy np. spędzić czas z małym tygrysiątkiem. Serial oczywiście
nie ukrywa, że owe tygrysy traktowane są karygodnie, z czym w dużej mierze się
zgadzam. Ci negatywni bohaterowie jednak to całkiem charyzmatyczne jednostki,
które używają często wcale nie najgorszych argumentów. Uznając, że na przykład
możliwość zobaczenia tygrysa na żywo, wzbudza w ludziach empatię i chęć pomocy
dzikim, wymierającym gatunkom. I z tym akurat trudno mi się nie zgodzić. Jeśli
kogoś chcemy czegoś nauczyć i faktycznie zainteresować problemem to jeśli
możemy tę osobę zżyć z tematem w sposób emocjonalny prawdopodobnie osiągniemy
lepsze efekty. I cyrk – taki prowadzony wzorcowo, z pasją i wiedzą – ma szansę
w ten sposób działać.
Kolejna
inspiracją jest małżeństwo prowadzące na Youtube kanał BirdTricks. Te osoby
mają doświadczenie zarówno w pracy z papugami problematycznymi, jak i tymi,
które biorą udział w różnego rodzaju show. Obydwoje brali udział w cyrkowych przedstawieniach
ze swoimi zwierzętami, dodatkowo Dave jest magikiem. Znają więc ten świat od
podszewki. Ich papugi zaś są zwierzętami bardzo zadbanymi, a ich podejście wydaje
mi się całkiem racjonalne. W którymś z materiałów opowiadali historię słoni z
cyrku, które „odratowane” trafiły do zoo… prędko popadając w depresje. Bo tam
po prosty się nudziły. Jeśli znacie angielski – bardzo polecam się zapoznać z
ich materiałami, bo chyba doskonale pokazują, że można łączyć cyrkowe zaplecze
i edukowanie innych w kwestii zwierząt oraz tego, że nasi podopieczni przede wszystkim
są właśnie zwierzętami, nie ludźmi. Mają więc swoje własne potrzeby. Powyżej rzecz jasna pokaz właśnie w wykonaniu owego duetu.
Ostatnią
jest fanpage na Facebooku – „Cyrk ze zwierzętami”. I tutaj chyba ta inspiracja
była najmocniejsza, choć jednocześnie to źródło, nomen omen, uważam za najmniej
wartościowe. Bo choć idea jest dobra (wyjaśnienie społeczeństwu, że cyrk =/=
krzywdzenie zwierząt), o tyle wykonanie już gorsze. Bo nawoływanie do „zniszczenia
zielonej zarazy” trudno nazwać merytorycznym podejściem do tematu, który ma
faktycznie ich racje udowodnić. Warto tam zerknąć – choć prowadzący tego
miejsca chyba powinni ostrożniej dobierać słowa, publikując treści.