W
roku 1819 świat ogarnięty został rewolucją: dzięki odkryciu mocy próżni,
etheru, wkroczył w nową epokę. Naukowiec, Maurice Dalmont, w trakcie badań nad
nią wplątuje się w zaginięcie pewnego starszego kolegi po fachu. Jednocześnie
ukochany jej siostry, polski wojskowy Stanisław Tyc zostaje wysłany na front,
odkrywając magiczne tajemnice wroga.
Tytuł: Zadra
Tytuł serii: Świat Etheru
Numer tomu: 1
Autor: Krzysztof Piskorski
Liczba stron: 696
Gatunek: steampunk, alternatywna historia, fantasy
Wydanie: Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018
|
„Zadra”
została wydana po raz pierwszy w dwóch tomach przez nieistniejącą już Agencję
Wydawniczą Runa w 2008 roku. Teraz zaś Wydawnictwo Literackie zdecydowało się
na nie byle jakie wznowienie powieści: nie tylko pojawiła się w jednym tomie, w
przepięknej okładce, ale również została poprawiona przez samego autora. Gdy
tylko dowiedziałam się, że to będzie miało miejsce, natychmiast uznałam, że książka
znajdzie się u mnie: w końcu moje dwa dotychczasowe spotkania z Krzysztofem
Piskorskim były bardzo udane. Muszę też przyznać, że to trzecie również
dostarczyło mi sporej dawki rozrywki.
No
bo właśnie... „Zadra” to książka przede wszystkim rozrywkowa, osadzona w
ciekawym świecie. Z resztą, w tym samym, w którym działa się akcja nagrodzonej
Zajdlem powieści „Czterdzieści i cztery”. Niestety, miałam wrażenie, że o ile
tamta powieść bardzo dobrze wyjaśniała to, jak działa uniwersum i to, jakimi
prawami się rządzi to w „Zadrze” wszystko zdaje się być mniej konkretne.
Wprawdzie dzięki temu wszystko jest bardziej tajemnicze, ale jednocześnie mam
wrażenie, że może powodować gubienie się w trakcie lektury. Niemniej, to
właściwie mój jedyny większy zarzut do lektury, bo... to jest po prostu
książka, którą dobrze się czyta.
Bardzo
lubię styl Piskorskiego: jest bardzo sympatyczny i ma w sobie coś ciepłego,
dzięki czemu losy bohaterów obserwuje się z przyjemnością. Jednocześnie nie
jest w żadnym razie infantylny, co czasem spotyka osoby, które pisząc „próbują”
w ten sposób grać na emocjach czytelnika. Piskorski po prostu nie stara się
tego robić na siłę: on po prostu w ten sposób tworzy.
Główni
bohaterowie zaś to trzy kompletnie inne od siebie postacie, których chyba nie
da się nie lubić. Najbardziej obszerny wątek dotyczy naszego naukowca, Maurice’a.
Człowieka nieco szalonego, z kompleksami, jednocześnie dość naiwnego i czasem
lekkomyślnego, który jednak troszczy się o najbliższych i gdy trzeba wykazuje
się odwagą. To naprawdę dobra mieszanka cech, która daje nam bohatera, z którym
do pewnego stopnia możemy się utożsamiać i któremu chcemy kibicować. Zwłaszcza,
że to on rozwiązuje główną, zabarwioną kryminalnie zagadkę w całej fabule.
Najmniejszy
wątek dostała siostra Mauruce’a, Natalie, która przez większość czasu w gruncie
rzeczy jest zakochaną dziewczyną, która przez wyjazd ukochanego na wojnę jest w
rozsypce. Jednocześnie jednak, gdy trzeba, potrafi pokazać charakter: jest w
stanie zarówno przyznać się do winy, jak i ryzykować życie, byleby tylko
postawić na swoim.
Najbardziej
„przyziemnym” bohaterem jest Stanisław: przedstawiciel sprawy polskiej w całym
tym zamieszaniu. O ile Natalie i Maurice często żyją z głowami w chmurach o
tyle on twardo stoi na ziemi. To człowiek z przejściami i doświadczeniem,
którego wojenne perypetie obserwuje się naprawdę dobrze. Zwłaszcza, że często
dostajemy do czytania jego listy w narracji pierwszoosobowej, które kieruje do
swojej ukochanej.
Wydaje
mi się, że to właśnie bohaterami ta powieść stoi: gdyby nie byli interesujący i
gdyby nie chciało się śledzić ich losów to... w gruncie rzeczy byłaby to
kolejna, dość już typowa mieszanka powieści przygodowej, z wątkiem śledczym i
wojennym, w której musimy odkryć jaką tajemnicę. Niemniej, całość poprowadzona
jest dość zgrabnie i płynnie, chociaż cały czas ubolewam nad tym, że jednak
świat przedstawiony lepiej wypadał w „Czterdzieści i cztery”, niż w tej
powieści.
Muszę
poruszyć jeszcze chyba kwestie kolejności czytania książek z tej „serii”. Gdy w
2016 Wydawnictwo Literackie wydało „Czterdzieści i cztery” książka była
promowana jako zupełnie odrębny twór; coś, co częścią serii nie jest. Dopiero
przy wznowieniu „Zadry” pojawił się na Lubimy Czytać cykl „Świat Etheru”, w
którym ta powieść jest pierwszą, a „Czterdzieści i cztery” drugą. I słusznie,
bo i uniwersum jest to samo, i chronologia się zgadza. Jednak w tym przypadku
nie ma się co do końca sugerować tymi cyferkami: to dwie, zupełnie odrębne
historie, które swobodnie można czytać osobno.
Naprawdę
bardzo się cieszę, że powstało wznowienie „Zadry”, a już szczególną radością
napawa mnie fakt, że mamy wszystko w jednym tomie: niespełna siedemset stron
przygody to dla mnie wręcz idealna długość na to, by jednocześnie zżyć się ze
światem przedstawionym i przy okazji nie zmęczyć się całokształtem. „Zadra” to
naprawdę przyjemna powieść fantasy, przy której można się bardzo dobrze bawić.
* * *
Dalmont otarł pot z karku, w myślach
przeżywając własną egzekucję. Najpewniej go zetną; bezbolesna i czysta śmierć, jeśli
wierzyć pismom doktora Guillotine’a. Ale Maurice wiedział, że istniały też inne
badania — prywatne dochodzenie pewnego paryskiego kata, który prosił skazańców,
by po dekapitacji dawali mu znaki mruganiem tak długo, jak tylko zachowają świadomość.
Wielu mrugało pół minuty.
Jak to jest poczuć upiorną lekkość,
gdy ciało, które się czuło przez całe życie, zostaje oddzielone lodowatym
ostrzem gilotyny? Jak to jest potoczyć się po brudnych deskach, bryzgając krwią
z rozerwanych tętnic, i patrzyć szklącym się wzrokiem w nienawistne gęby
miejskiej biedoty i pijanych gapiów? Jak to jest krzyczeć, gdy gardło ma się
rozpołowione, a struny głosowe trzepoczą, pozbawione punktów zaczepienia?
Fragment
„Zadry” Krzysztofa Piskorskiego
Za możliwość zapoznania się z książką dziękują Wydawnictwu Literackie!