czwartek, 23 stycznia 2020

Festiwale wyklęte: muzyczny Kołobrzeg i Zielona Góra w latach 80.





W PRLu na scenie muzycznej królowały cztery festiwale. Dwa z nich – kołobrzeski i zielonogórski – zaczęły odchodzić w niepamięć. Bartosz Żurawkiecki próbuje dotrzeć do uczestników tych imprez i przeanalizować ich historię.

Tytuł: Festiwale Wyklęte
Autor: Bartosz Żurawiecki
Liczba stron: 400
Gatunek: reportaż
Wydanie: Krytyka Polityczna, 2019
Ostatnio odczuwam dość duże braki w mojej wiedzy, jeśli chodzi o ogólną, powszechną, polską kulturę. Nie oszukujmy się – nie jestem szczególnie zainteresowana naszą sceną muzyczną, brakuje mi też wiedzy z dziedzin sztuk plastycznych i teatralnych. „Festiwale wyklęte” Żurawieckiego potraktowałam więc jako możliwość rozwinięcia swojej świadomości, połączone z poznaniem jakiegoś reportażu. Nie czytam ich często, ale choćby przez wzgląd na moje wykształcenie czasem „wypadałoby”, abym po jakiś sięgnęła. Oceniam więc tę książkę jako kompletny, muzyczny laik – wydaje mi się, że to warto zaakcentować na samym początku.
Jako, że z Krytyką Polityczną nie miałam jeszcze nic wspólnego to byłam naprawdę mile zaskoczona tym, jak „Festiwale wyklęte” zostały wydane. Może nie mają twardej oprawy, ale grafika okładki dobrze oddaje ducha książki, a wewnątrz znajdziemy naprawdę wiele adekwatnych zdjęć, które już same w sobie są w moim odczuciu całkiem cenne. Zebranie fotografii ze starych czasopism wymaga w końcu sporo pracy.
Sam reportaż Żurawieckiego ma zaś całkiem sensowną konstrukcję. Autor przedstawia nam obydwa festiwale, a następnie powoli wędrujemy razem z nim przez kolejne ich odsłony. Jednocześnie w samej narracji Żurawiecki sam od siebie przedstawia nam głównie suche fakty (czasem w jasny sposób dodając swoje zdanie na dany temat, dzięki czemu tekst wypada naturalniej). Komentarz i ubarwianie rzeczywistości zostawia zaś świadkom imprezy. Uczestnikom, muzykom, organizatorom. Daje nam poznać ich zdanie i ich perspektywę, a to w moim odczuciu przy takim – jakby nie patrzeć – historycznym zadaniu jest bardzo istotne. Ponadto dzięki temu naprawdę widać ilość pracy włożoną w stworzenie tej książki.
Poza zdjęciami i komentarzem świadków dostajemy też często fragmenty piosenek, w wielu przypadkach już zapomnianych przez młode pokolenie. Nic dziwnego: większość z nich przesycona jest ówczesną propagandą i raczej nikt ich dziś śpiewać już nie będzie. To też był zdecydowanie sympatyczny element „Festiwalów wyklętych”.
Jak to jednak w przypadku tego typu dzieł bywa, człowiek bez wiedzy na dany temat może się z czasem znudzić i tak też było w moim przypadku. Chociaż poznanie polskiego świata muzyki z lat 70. czy 80. było całkiem fascynujące na samym początku to „Festiwale wyklęte” są trochę kronikarską robotą. Ilość nazwisk, czy dat prędko zaczęła mnie nieco przytłaczać i przyłapywałam się na tym, że wodzę wzrokiem za tekstem, tylko po to, by wyłapać dziwactwa naszego starego systemu, czy ciekawostki związane z życiem w tamtych czasach. To, kto występował, kiedy i gdzie przy takiej ilości informacji najzwyczajniej w świecie przestawało mnie interesować.
Absolutnie nie oznacza to jednak, że „Festiwale wyklęte” są książką złą. Autor pisze o temacie stosunkowo lekko, bez nadmiernego patetyzmu, ze swobodą opowiadając nam historię festiwali. Poza tym osobiście czuję, że od lektury dostałam to, czego chciałam. Czegoś się jednak dowiedziałam, a jeśli będę chciała sobie przypomnieć, czy znaleźć jakieś fakty, nic nie stoi na przeszkodzie, by do tej lektury wrócić. Reportaż Bartosza Żurawieckiego nie jest więc, jak każda książka, lekturą dla każdego, ale wydaje mi się, że osoby zainteresowane tematyką muzyki i PRLu powinny w niej odnaleźć coś dla siebie. Żałuję jedynie, że nie jestem w stanie ocenić samych faktów przedstawionych w „Festiwalach wyklętych” pod kątem merytorycznym. Niestety, na to w tej chwili brakuje mi wiedzy.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony