Gdy dowiedziałam się, że ma wyjść, pierwsze, co poczułam, to niezwykle przyjemne zaskoczenie - akurat skończyłam czytać wszystkie części wiedźminowskiej sagi (bo nader długo zajęło mi kupowanie ich), a tu proszę! Niespodzianka od Sapkowskiego, kolejna książka o Geralcie z Rivii! Niestety... akurat wydałam wszystkie swoje kieszonkowe na inne książki i nijak mogłam sobie na nią pozwolić... gdy los chciał, aby ta książka pojawiła się w Biedronce wkrótce po wydaniu. A skoro już tam była... to trafiła do mojego koszyka.
A więc, panie i panowie, oto Sezon Burz, który - przynajmniej według Sapkowskiego - częścią wiedźmińskiej sagi nie jest, mimo, że opowiada historię właśnie jej bohaterów.
Tytuł: Sezon Burz
Autor: Andrzej Sapkowski
Liczba stron: 404
Gatunek: powieść fantasy
Powracamy do Geralta z Rivii. Do czasów sprzed opowiadania Wiedźmin, które zapoczątkowało cały cykl książek o tym bohaterze. Biały Wilk wplątuje się w niezłą aferę: traci miecze, mniej lub bardziej świadomie bierze udział w politycznych intrygach, daje się ponieść emocją i... staje się kochankiem czarodziejki. I nie, nie jest to żadna z tych, które pojawiły się w poprzednich częściach, mimo, że jak najbardziej, była wspominana.
Czytając, miałam wrażenie, że Sezon Burz opowiada o niczym konkretnym... a jednocześnie cholernie wciąga. Czytając, czułam, że akcja jest luźna, autor nie ma na nią większego zamysłu, jest po prostu zwykłą historią, która kiedyś tam przydarzyła się Geraltowi. Mimo to, czytanie jej było czystą przyjemnością: klimat, wprawdzie nieco inny niż w pozostałych książkach z tej serii, dalej jest przepełniony magią i przekleństwami, Jaskier dalej jest Jaskrem, czarodzieje dalej knują, dalej na każdym kroku czeka śmierć... I chociaż jest to powieść, a więc ma ciągłą linię fabularną, to kilka fragmentów mogłoby być spokojnie wydane osobno, jako opowiadania - i te niczym nie ustępują tym z Ostatniego Życzenia, czy Miecza Przeznaczenia.
W pamięć najbardziej zapadła mi historia o aguarze, która właśnie spokojnie mogłaby być osobnym opowiadaniem. Zaskakująca, utrzymana w klimacie za którego Wiedźmina uwielbiam, z pouczeniem typowym dla Sapkowskiego. Sam romans Geralta również jest dość ciekawym wątkiem, a to, jak autor zbudował samą powieść i jak ją zakończył sprawiło, że nie tylko przypominają się przy tym niektóre wątki z poprzednich części serii, ale przy okazji mnie zaskoczyło. Co prawda, nie mogłam przy tym nie poczuć ukłucia smutku... ale na to chyba wiele nie da się poradzić.
Sezon Burz, mimo, że chronologicznie pierwszy, nie jest książką napisaną dla osób, które nie miały wcześniej styczności z światem Wiedźmina. Takie osoby może zdezorientować i sprawić, że będą czuły się zagubione. Jeśli dla tych, którzy przeczytali wcześniej napisane przez Sapkowskiego tomy, na pewno będzie wisienką na torcie. Takim miłym powrotem do uwielbianej historii, do cudownego klimatu, w jakim utrzymywana jest cała seria. Bo... to jest magia, najczystsza magia, tyle, że nieco bardziej zaawansowana, dlatego, aby po nią sięgnąć, należy zapoznać się z podstawami.
- Ciemność wciąż istnieje - potwierdził - Pomimo dokonującego się postępu, który, jak się nam każe wierzyć, ma rozjaśniać mroki, eliminować zagrożenia i odpędzać strachy. Jak dotąd, postęp większych skucesów w tej materii nie odniósł. Jak dotąd, postęp tylko wmawia nam, że ciemność to wyłącznie ćmiący światło przesąd, że nie ma się czego bać. Ale to nie prawda. Jest się czego bać. Bo zawsze będzie istniała ciemność. I zawsze będzie rozpanoszone w ciemności Zło, zawsze będą w ciemności kły i pazury, mord i krew. I zawsze będą potrzebni wiedźmini. I oby zawsze zjawiali się tam, gdzie są właśnie potrzebni. Tam, skąd dobiega wołanie o pomoc. Tam, skąd się ich przyzywa. Oby zjawiali się, wzywani, z mieczem w ręku. Mieczem, którego błysk przebije ciemność, którego jasność mroki rozproszy. Ładna bajka, prawda? I kończy się dobrze, jak każda bajka powinna.
A. Sapkowski, Sezon Burz, str. 402