niedziela, 26 stycznia 2020

Niebo ze stali: Wozacy muszą odzyskać swój dom



Czerwone Szóstki mają pomóc Wozakom przedostać się przez góry na ich rodzinną wyżynę, gdzie Verdanno mają stoczyć walkę z tymi, którzy lata temu odebrali im dom. W tym samym rejonie dochodzi do regularnych, tajemniczych morderstw, nad którymi zastanawia się Kenneth-lyw-Darawyt. W tym samym czasie Daghena oraz Kailean, odgrywając rolę wozackiej książniczki i jej służącej, mają dostać się do posiadłości okolicznego hrabiego. Mają pomóc Szczurom rozwiązać sprawę ginących w górach ludzi.

Tytuł: Niebo ze stali
Tytuł serii: Opowieści z meekhańskiego pogranicza
Numer tomu: 3
Autor: Robert M. Wegner
Liczba stron: 624
Gatunek: high fantasy
Wydanie: Powergraph, Warszawa 2012
Po dwóch dość obszernych tomach opowiadań, przyszedł czas na powieść, która połączy rozpoczęte wcześniej wątki. „Niebo ze stali” jest więc pierwszym dłuższym, jednolitym tekstem Wegnera z tej serii i muszę przyznać, że sprawdza się co najmniej znakomicie. Nie tylko pod kątem fabularnym. Rytm, narracja, bohaterowie – w tej powieści gra właściwie wszystko.
Nie wszyscy bohaterowie z części poprzednich występują jednak w tej odsłonie „Opowieści…”. Wegner łączy wątki z opowiadań z tomu pierwszego i drugiego, spotykając ze sobą postacie z północny i wschodu Imperium. Jednocześnie przez lwią część powieści dostajemy dwie główne narracje. Pierwsza należy do Kailean, druga do Kennetha. I jedna, i druga postać ma osobny wątek, które oczywiście z czasem zazębiają się i łączą w jeden.
Jak część z Was pewnie wie, niekoniecznie przepadam za mocnym militaryzmem w powieściach. Interesuje mnie raczej wynik starcia, niż sam jego przebieg. Uzbrojenie, formacje, sposób machania mieczem… to nie jest coś, co mnie szczególnie fascynuje. Ta część zaś jest bardzo militarna: w końcu Wozacy właśnie zmierzają na wojnę, a północne opowiadania też często opisywały starcia. Mimo tego, Wegner tym razem naprawdę długo był w stanie utrzymać moją uwagę. Odnoszę wrażenie, że wie o czym pisze, przekazuje istotne informacje i nie pozwala się w tym wszystkim zgubić. Nawet sama wędrówka przez góry była dla mnie interesująca, a przecież… przez pierwszą część książki bohaterzy po prostu idą.
Wynika to chyba w dużej mierze z zachowania naprawdę bardzo dobrego tempa. Gdy jest szansa, że znudzimy się danym wątkiem,. Wegner urywa go w możliwie najciekawszym momencie, aby przejść do innego bohatera. Z czasem zaczyna wręcz skakać po narracjach, ale robi to w sposób wymierzony i bardzo czytelny – nie ma więc tu mowy o chaosie. Tego po prostu potrzebowała historia, więc… zrobił to. I już.
Znów przypomniało mi się, jak dobry w prowadzeniu narracji jest ten autor. Jego styl jest niezbyt artystyczny, ale w odpowiednich momentach potrafi budować napięcie, a niektóre podsumowania i porównania są naprawdę zapadające w pamięć. Nie oszukujmy się, na pewno spore znaczenie ma tu jego wiedza. Wegner naprawdę wie o czym pisze, gdy przedstawia nam świat przedstawiony.
I właśnie chyba z tego powodu bardzo łatwo jest w tę historię uwierzyć. Mimo wymyślonego świata, autor podchodzi do swoich postaci w bardzo realistyczny sposób. W tym świecie koń nie będzie uciekał przez siedem dni czy nocy. Pies nie będzie szukał wody, gdy nie jest spragniony. Magia nie wywoła ot tak sobie zbawiennego deszczu. To ograniczenia, a nie możliwości budują dobrą historię i Wegner chyba po prostu zdaje sobie z tego sprawę.
Najzwyczajniej w świecie nie mam tej książce absolutnie nic złego do zarzucenia. Przeciwnie, czuje się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Niełatwo trafić na tak dobre i dojrzałe high fantasy. Dlatego po prostu polecam. Warto sięgnąć i sprawdzić, szczególnie, że mimo sporej ilości nagród, autor wciąż sporej ilości czytelników jest nieznany. A Sapkowski naprawdę nie jest jedynym polskim twórcą, który potrafi stworzyć wyjątkowe uniwersum.

* * *


Słońce wschodziło, oślepiając i jego, i And'ewersa, choć kowal ledwo zmarszczył brwi.
– Mógłbyś choć udawać, że cię razi.
– Gdy godzinami wpatrujesz się w palenisko, czekając, aż żelazo przybierze odpowiednią barwę, oczy się przyzwyczajają.
– To jak określisz tę barwę?
– Za gorące, musi ostygnąć.
Fragment „Nieba ze stali” Roberta M. Wegnera



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony