Czerwone
Szóstki mają pomóc Wozakom przedostać się przez góry na ich rodzinną wyżynę,
gdzie Verdanno mają stoczyć walkę z tymi, którzy lata temu odebrali im dom. W
tym samym rejonie dochodzi do regularnych, tajemniczych morderstw, nad którymi
zastanawia się Kenneth-lyw-Darawyt. W tym samym czasie Daghena oraz Kailean,
odgrywając rolę wozackiej książniczki i jej służącej, mają dostać się do
posiadłości okolicznego hrabiego. Mają pomóc Szczurom rozwiązać sprawę ginących
w górach ludzi.
Tytuł: Niebo
ze stali
Tytuł
serii: Opowieści z meekhańskiego pogranicza
Numer tomu: 3
Autor: Robert
M. Wegner
Liczba
stron: 624
Gatunek: high
fantasy
Wydanie: Powergraph,
Warszawa 2012
|
Po
dwóch dość obszernych tomach opowiadań, przyszedł czas na powieść, która
połączy rozpoczęte wcześniej wątki. „Niebo ze stali” jest więc pierwszym
dłuższym, jednolitym tekstem Wegnera z tej serii i muszę przyznać, że sprawdza
się co najmniej znakomicie. Nie tylko pod kątem fabularnym. Rytm, narracja,
bohaterowie – w tej powieści gra właściwie wszystko.
Nie
wszyscy bohaterowie z części poprzednich występują jednak w tej odsłonie „Opowieści…”.
Wegner łączy wątki z opowiadań z tomu pierwszego i drugiego, spotykając ze sobą
postacie z północny i wschodu Imperium. Jednocześnie przez lwią część powieści
dostajemy dwie główne narracje. Pierwsza należy do Kailean, druga do Kennetha.
I jedna, i druga postać ma osobny wątek, które oczywiście z czasem zazębiają
się i łączą w jeden.
Jak
część z Was pewnie wie, niekoniecznie przepadam za mocnym militaryzmem w powieściach.
Interesuje mnie raczej wynik starcia, niż sam jego przebieg. Uzbrojenie,
formacje, sposób machania mieczem… to nie jest coś, co mnie szczególnie fascynuje.
Ta część zaś jest bardzo militarna: w końcu Wozacy właśnie zmierzają na wojnę,
a północne opowiadania też często opisywały starcia. Mimo tego, Wegner tym
razem naprawdę długo był w stanie utrzymać moją uwagę. Odnoszę wrażenie, że wie
o czym pisze, przekazuje istotne informacje i nie pozwala się w tym wszystkim zgubić.
Nawet sama wędrówka przez góry była dla mnie interesująca, a przecież… przez
pierwszą część książki bohaterzy po prostu idą.
Wynika
to chyba w dużej mierze z zachowania naprawdę bardzo dobrego tempa. Gdy jest
szansa, że znudzimy się danym wątkiem,. Wegner urywa go w możliwie
najciekawszym momencie, aby przejść do innego bohatera. Z czasem zaczyna wręcz
skakać po narracjach, ale robi to w sposób wymierzony i bardzo czytelny – nie
ma więc tu mowy o chaosie. Tego po prostu potrzebowała historia, więc… zrobił
to. I już.
Znów
przypomniało mi się, jak dobry w prowadzeniu narracji jest ten autor. Jego styl
jest niezbyt artystyczny, ale w odpowiednich momentach potrafi budować
napięcie, a niektóre podsumowania i porównania są naprawdę zapadające w pamięć.
Nie oszukujmy się, na pewno spore znaczenie ma tu jego wiedza. Wegner naprawdę
wie o czym pisze, gdy przedstawia nam świat przedstawiony.
I
właśnie chyba z tego powodu bardzo łatwo jest w tę historię uwierzyć. Mimo
wymyślonego świata, autor podchodzi do swoich postaci w bardzo realistyczny
sposób. W tym świecie koń nie będzie uciekał przez siedem dni czy nocy. Pies
nie będzie szukał wody, gdy nie jest spragniony. Magia nie wywoła ot tak sobie
zbawiennego deszczu. To ograniczenia, a nie możliwości budują dobrą historię i
Wegner chyba po prostu zdaje sobie z tego sprawę.
Najzwyczajniej
w świecie nie mam tej książce absolutnie nic złego do zarzucenia. Przeciwnie, czuje
się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Niełatwo trafić na tak dobre i dojrzałe
high fantasy. Dlatego po prostu polecam. Warto sięgnąć i sprawdzić, szczególnie,
że mimo sporej ilości nagród, autor wciąż sporej ilości czytelników jest
nieznany. A Sapkowski naprawdę nie jest jedynym polskim twórcą, który potrafi
stworzyć wyjątkowe uniwersum.
*
* *
Słońce
wschodziło, oślepiając i jego, i And'ewersa, choć kowal ledwo zmarszczył brwi.
–
Mógłbyś choć udawać, że cię razi.
–
Gdy godzinami wpatrujesz się w palenisko, czekając, aż żelazo przybierze
odpowiednią barwę, oczy się przyzwyczajają.
–
To jak określisz tę barwę?
–
Za gorące, musi ostygnąć.
Fragment
„Nieba ze stali” Roberta M. Wegnera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.