poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Lato utraconych: kolejny dobry kryminał Kańtoch

 

Jest rok 1998 roku. Policja odnajduje młodego chłopaka, który mówi, że zabił własną matkę, a jego imię wcale ni jest jego imieniem. Rok później w Pogańskim Młynie, leśniczówce w okolicy Rudnika, ktoś morduje cztery osoby. Sprawę przejmuje Krystyna, która ledwo dwa tygodnie wcześniej straciła męża.

 

„Wiosna zaginionych” Anny Kańtoch była pierwszym realistycznym kryminałem od dawna, który naprawdę mi się podobał. Styl autorki był świetny, a fabuła naprawdę trzymała mnie w napięciu. Dlatego oczywistym było, że po „Lato utraconych”, drugi tom z trylogii, także sięgnę. I nie żałuję.

Lato utraconych
Anna Kańtoch
wyd. Marginesy, 2021
Krystyna Lesińska, t. 2

Przyznam, że początkowo trochę się pomyliłam, co do fabuły. Byłam przekonana, że Kańtoch cofa się w przeszłość głównie po to, by skupić się na sprawie z młodości bohaterki, która sprawiła, że Krystyna postanowiła zostać policjantką. Myliłam się. „Lato utraconych” co prawda do tego nawiązuje i pojawiające się wątki sugerują, że ten temat wróci w trzecim tomie, jednak w gruncie rzeczy to po prostu zupełnie odrębna historia. Wydaje mi się nawet, że te dwie książki można byłoby czytać osobno, gdyby ktoś miał tylko drugi tom pod ręką.
Mam wrażenie, że sama zagadka w tomie drugim jest bardziej rozbudowana. Autorka podsuwa czytelnikowi więcej tropów, a przy tym mniej skupia się na sprawie rodzinnej. Przez to „Lato utraconych” wydaje mi się konkretniejsze i być może nawet lepsze, niż pierwszy tom, choć nie powiem tego z ręką na sercu.

Tak naprawdę w przypadku tej książki trudno cokolwiek więcej napisać. To w końcu kryminał i zbyt wiele informacji może zdradzić fabułę, a przecież właśnie o to chodzi, by tą odkrywać samemu. Na pewno jednak muszę wspomnieć o sposobie narracji Kańtoch.
Autorka zdecydowała się – ponownie – na narrację pierwszoosobową, przynajmniej w lwiej części powieści. Jednocześnie perspektywa Krystyny jest bardzo osobista. Dzięki temu jest nie tylko bardziej wiarygodna, ale po prostu ciekawsza. Dowiadujemy się, co z czym się kojarzy, obserwujemy świat jej oczami. W ten sposób zdecydowanie łatwiej da się wczuć w klimat, choć chwilami miałam wrażenie, że jednak to wszystko idzie odrobinkę za daleko.
Jednocześnie warsztat w „Lecie utraconych” jest na tyle dobry, że taka narracja nie wpływa negatywnie na fabułę. Kańtoch wie, kiedy coś przemilczeć, albo kiedy urwać scenę, aby jeszcze prze chwilę potrzymać czytelnika w niepewności.

Jeśli nie znacie książek tej autorki to ja jedyne, co mogę zrobić, to po prostu je polecić. W tej chwili mam ich za sobą już osiem i tylko jedna (będąca debiutem) okazała się raczej przeciętna. Ten kryminalny cykl z kolei bez wątpienia będzie wśród moich ulubionych powieści tego typu.


1 komentarz:

  1. Nie znam póki co twórczości Kantoch, to wciąż przede mną i chyba czas się zapoznać! Ostatnio wraca mi ochota na kryminały, więc kto wie :D

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony