środa, 28 lipca 2021

Poklatkowa rewolucja: jak w takiej sytuacji wznieść bunt?

Sunday bierze udział w kosmicznej misji. Budzona co kilka milionów lat na swoją zmianę, prawdopodobnie wraz ze swoją załogą przeżyła pozostałych ludzi. Po załamaniu się jednej z członkiń swojej wachty zaczyna rozumieć, że załoga szykuje się do rewolucji.

 

Po kilku latach nadszedł czas na moje drugie spotkanie z twórczością Petera Wattsa. Przyznaję, że po tym czasie ledwo kojarzę, o czym było „Ślepowidzenie”, jednak wiem, że mimo swojej dziwności, bardzo przypadło mi do gustu. Jaka jednak jest „Poklatkowa rewolucja”? Przede wszystkim należy zacząć od tego, że to właściwie nie powieść, a nowelka, która ledwo przekroczyła magiczne anglosaskie 40 tysięcy słów (co pozwala ją kwalifikować jako powieść). Daje to nieco ponad 150 stron w wydaniu Maga.

Poklatkowa rewolucja
Peter Watts
wyd. Mag, 2018
Sunflower Cycle, t. 1

Zwykle twórczość Wattsa jest bardzo mocno zakorzeniona w zdobytej przez ludzkość wiedzy. I choć w tym przypadku także mamy do czynienia z hard SF to jednak autor sam przyznaje, że z powodu tego, o jak odległej przyszłości pisze, nasza współczesna wiedza nie ma z tym wiele wspólnego. Wydaje mi się jednak, że tą warstwę „hard” widać choćby w samym stylu, ale jednocześnie jeśli ktoś nie ma specjalistycznej wiedzy to wydaje mi się, że, tak czy siak, samą książkę zrozumie. Bo w gruncie rzeczy, ona fabularnie zbyt trudna nie jest. Nic zresztą dziwnego, zważając na jej długość.

„Poklatkowa rewolucja” to po prostu ciekawy koncept. Bo choć to niby „zwykła” historia o rewolucji (jak sugeruje tytuł) to jednak jej bohaterzy mają utrudnione zadanie. Są wybudzani w wachtach, zawsze w tych samych grupach. Jeśli chcą cokolwiek zorganizować, muszą wykazać się dużą kreatywnością. Zwłaszcza że nowoczesny statek przecież jest wszędzie!

Nie powiem, ta historia mocno kojarzy mi się z fantastyką socjologiczną. Choć w tym przypadku „społeczeństwo” jest ograniczone do (dość licznej) załogi to samo założenie jest bardzo podobne: bohaterowie muszą poradzić sobie z reżimem. Tyle że w jeszcze mniej codziennych warunkach. Zwłaszcza że od rozpoczęcia misji minęły już miliony lat i z ludzkości mieszkającej na Ziemi prawdopodobnie niewiele już zostało.

To, co lubiłam w „Ślepowidzeniu” i to, co pojawia się tutaj, to fakt, że mimo naukowego podejścia, autor naprawdę nieźle buduje postacie. Chemia między nimi naprawdę dobrze gra. Są ludzcy, a ich interakcje naprawdę dobrze się obserwuje. Nie będę jednak udawać: mam słabość do relacji człowieka ze sztuczną inteligencją i ten motyw w przypadku tej książki również sprawił mi trochę radości.

Watts uchodzi raczej za trudnego pisarza. I choć przyznaje, że niekoniecznie jest świetnym twórcą na start z fantastyką naukową to mam wrażenie, że jest owiany złą sławą. Bo przecież „Poklatkowa rewolucja” wcale aż tak trudna nie jest. Owszem, trzeba się przy niej nieco skupić i ponad poetyckość języka stawia konkretne opisy i naukowe sformułowania, ale przy odrobinie chęci ze strony czytelnika zrozumienie tego nie powinno być większym problemem.


1 komentarz:

  1. Hm, nie czuję się zainteresowana tą książką, choć koncept na pewno ciekawy.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony