sobota, 30 lipca 2016

Solaris: Szukając kontaktu

źródło
Po Lema planowałam niby sięgać od dawna, ale tak na prawdę cały czas coś mnie od jego książek odpychało. Po moim nieudanym spotkaniu z jego Bajkami Robotów w podstawówce chyba po prostu bałam się po niego sięgnąć, a że nie mam go ani w swojej biblioteczce, ani w bibliotece miejskiej to uznawałam, że mogę przeczytać go później, czy kiedyśtam. W końcu jednak się przemogłam i choć w wersji elektronicznej, to jednak po jego chyba najbardziej znaną pozycje - Solaris - sięgnęłam. I dobrze mi z tym :D Lubię pokonywać swoje słabości tego typu.

Tytuł: Solaris
Autor: Stanisław Lem
Liczba stron: 340
Gatunek: science-fiction

Kris Kelvin ma pomóc w badaniach nad planetą Solaris, jednak już od chwili przybycia na stację badawczą odkrywa, że coś jest nie tak. Jeden z trzech członków załogi nie żyje, a dwójka pozostałych zachowuje się co najmniej dziwnie. Jakby tego było mało ma wrażenie, jakby ktoś poza nimi zamieszkiwał stacje...
Jakie niebezpieczeństwo kryje się przez Kelvinem? I jak ma się do tego olbrzymi, podobno żywy, ocean, pokrywający Solaris?

Moim pierwszym wrażeniem, po przeczytaniu kilku pierwszych stron powieści była myśl: hej, ja wiem co będzie dalej. Znam ten motyw z filmów (jako, że SF nie czytam zbyt często)! Osoba, czy załoga, stacja, albo planeta, która lada moment okaże się mieć w sobie coś strasznego i zabójczego. Tona akcji, niekonieczne sensownej, trochę strachów i elektroniki. Czyli coś, co trawię, ale dość ciężko i zdecydowanie za czym nie przepadam. Styl autora był jednak godny pozazdroszczenia - naprawdę, Lem doskonale operuje swoim rodzimym językiem - poza tym to w końcu klasyka, która zwykle jest schematyczna, dlatego... warto byłoby przez nią przebrnąć, prawa?
źródlo
Jakież było moje zdziwienie, gdy z biegiem czasu fabuła rozwijała się jednak nieco inaczej, niż zakładałam na początku. W swojej powieści Lem porusza przede wszystkim zagadnienie dotyczące kontaktu i możliwości ludzkiego poznania - niezależnie, czy mówimy o tym w kontekście międzyplanetarnym, czy międzyludzkim. Autor stawia przed nami zagadkę do rozwiązania, nie kończąc przy tym historii jednoznacznie. Zadaje nam pytania i nie odpowiada na nie w pełni.
Powieść napisana jest w formie pierwszoosobowej, co przynajmniej mi kojarzy się zwykle z kiepskimi młodzieżówkami. W Solarisie jednak taki zabieg sprawdza się doskonale, bo dzięki niemu wraz z bohaterem powoli coraz głębiej wchodzimy w świat przedstawiony przez autora. 
A jaki jest ten świat? Naprawdę dobrze opisany. Tak, Lem dobrze objaśnia to, jak Solaris działa i o dziwo, jest to... całkiem ciekawe. Nie jestem ogromną fanką science-fiction, te całe planety i mechanika nie przemawiają do mnie zbytnio, ale to przyznać muszę. Pomysł autora na stworzenie planety z takimi, a nie innymi właściwościami jest warty poznania. 
Samych bohaterów powieści mamy czterech. Na ponad trzysta stron powieści to ilość wystarczająca, aby dobrze ich opisać i scharakteryzować, jednak tak naprawdę bliżej poznajemy tylko Kelvina, w którego głowie z resztą siedzimy. Pozostałe postacie służą raczej do stawiania nam pytań i wprawianiu w ruch fabuły, której akcja przebiega jednocześnie... szybko i wolno. Czemu? Bo z jednej strony cały czas odkrywamy nowe wskazówki i jesteśmy utrzymywani w napięciu, z drugiej... tu nie ma wielkich wybuchów i wielkich akcji. Po prostu zagadka, która stawia przed nami filozoficzne rozważania.
No właśnie, filozoficzne. Czy Solaris to ciężka lektura? Nie, jeśli potraktujemy ją jako zwykłą książkę science-fiction, która ma przynieść nam trochę rozrywki. Styl Lema naprawdę nie jest ciężki, choć potrafi być stosunkowo surowy. Jest czysty, bez przekraczania granic moralności, literacki, ładny. Niemniej, przy tym niezanudzający i łatwy do czytania. Innymi słowy, dobry do stosunkowo chłodnego science-fiction, które w moim odczuciu nie chce grać na emocjach tak bardzo, jak fantasy. Bo ten gatunek skupia się na faktach, na mózgu, nie na serduchu i bajkach, które w nim tkwią. Jeśli jednak zaczniemy tą historię rozważać i się nad nią zastanawiać... cóż, wtedy można do przeróżnych rzeczy i faktów się dokopać.  
Jak to jest więc z tym Solarisem? Warto? Nie warto? Jasne, że warto! Ba, nawet trzeba - to w końcu jedna z najbardziej znanych polskich pozycji i myślę, że nawet osoby nielubiące fantastyki powinny się z nią zapoznać, zwłaszcza, jeśli chcą uchodzić za oczytane osoby. Czy jednak wszyscy ją pokochają i będą uwielbiać? Zdecydowanie nie. To ciekawa lektura, napisana doskonale, ze świetnie poprowadzonymi wątkami, ale porusza raczej umysł, nie serducho - a zdaje sobie sprawę, że nie każdy tego w książkach szuka :)

3 komentarze:

  1. Powiem Ci, że nie słyszałam o tej książce Lema, ale jako fanka fantastyki i science fiction muszę po nią sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie słyszałam o tej książce. Zresztą po przygodzie z "Bajkami robotów", przez które nie lubię science-fiction, nic dziwnego. Jakoś nie chcę mieć z tą książką nic wspólnego. I niby klasyka itede, ale wolę klasykę Sienkiewicza od klasyki Lema.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka wydaje się naprawdę ciekawa. Koniecznie muszę sięgnąć po coś Lema i będzie to chyba "Solaris" :)
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony