piątek, 26 maja 2017

Czterdzieści i cztery: Moc etheru


Już przy recenzji „Cieniorytu” pisałam Wam, że chcę przeczytać także „Czterdzieści i cztery” Piskorskiego. Udało mi się to teraz po części dzięki pewnej małej wygranej: dzięki bonowi do pewnej księgarni porwałam się na zakup tejże pozycji :) Sama książka, tak jak poprzednia tego autora wydana nakładem Wydawnictwa Literackiego wygląda wręcz cudownie, tyle, że... czy w środku też była taka fajna? To najważniejsze pytanie dzisiejszego dnia.
EDIT: Książka została nominowana do Zajdla :D

Tytuł: Czterdzieści i Cztery
Autor: Krzysztof Piskorski
 Liczba stron: 458
Gatunek: historyczne fantasy, steampunk

Historia świata uległa zmianie. XIX wiek. Ludzkość wynalazła ether,  czyli energię próżni dzięki której może podróżować po innych wymiarach oraz tworzyć bronie o niezwykłej sile. Wszelkie wojny wyglądały inaczej i jak się zdaje, poeci odgrywają w tym świecie większą rolę, niż kiedykolwiek wcześniej.
Kapłanka słowiańskiego bóstwa, Eliza Żmijewska, podróżuje do Londynu; ma wykonać wyrok śmierci na zdrajcy narodu, wybrana do tego celu przez samego Juliusza Słowackiego. Nie będzie to jednak najłatwiejsze: już samo dostanie się do Anglii niesie ze sobą problemy, a znalezienie jednego człowieka w dwumilionowym mieście to jak szukanie igły w stogu siana.


Gdy czytałam „Cienioryt” Piskorskiego byłam wręcz zachwycona stylem autora, zaś świat przedstawiony niezwykle mnie zaciekawił; druga część powieści wypadła gorzej, ale w dalszym ciągu byłam bardzo zadowolona z lektury. Wobec „Czterdzieści i cztery” miałam więc spore wymagania i szczerze mówiąc, nie zostały w pełni spełnione: powieść okazała się dobrą lekturą, ale nie aż tak wybitną, jak bym sobie tego życzyła.
W porównaniu do „Cieniorytu” zmianie uległa stylizacja językowa Piskorskiego. Tam mieliśmy ostry, bardzo konkretny język z ironicznym żartem; „Czterdzieści i cztery” to lektura delikatniejsza, bardziej baśniowa, „gdybająca”. Czytanie jej jest bardzo przyjemne, ale narracja poprowadzona jest w na tyle zwyczajny sposób, że spokojnie potrafiłam odłożyć lekturę i zapomnieć o niej na dzień, lub dwa. Wciągała? Jasne że tak! Ale po prostu nie na tyle, by zupełnie w niej utonąć.
Właściwie powiedziałabym, że to jest główny problem tej historii: jest dobra, poprawna, ale chyba zupełnie przepaść się w niej nie da. Sprawia to, że po lekturze czuje po prostu lekki niedosyt, zwłaszcza, że liczyłam na coś naprawdę wyjątkowego i... winny temu jest prawdopodobnie właśnie język autora. Bo reszta po prostu w miarę gra.
Świat przedstawiony jest na pewno wykreowany niezwykle ciekawie. Zabawa z wymiarami pozwala na wiele, a Piskorski chyba zdaje sobie z tego sprawę. Chwilami niektóre elementy wydawały mi się zbyt abstrakcyjne, albo naciągane, ale taki już urok fantasy: tu nie wszystko musi być bardzo logiczne :) Przy okazji powieść wbija szpileczki naszym wielkim wieszczom narodowym, co widać już po samym tytułem, co uważam za bardzo przyjemny pomysł. Przez niego oraz przez liczne odniesienia do historii w lekturze na pewno odnajdą się osoby zainteresowane tematem, nawet, jeśli nie przepadają za samą fantastyką.
Eliza Żmijewska to moim zdaniem, naprawdę niezła postać. Pewna siebie, ale jednocześnie nie mająca w sobie nic z wulgarności i będąca bardzo kobieca doskonale nadaje się na główną bohaterkę. Nie umiem nie czuć do niej sympatii, podobnie jak do bohaterów pobocznych, których też znajdziemy w powieści w sporej ilości, a przy tym które są na tyle charakterystyczne, że nie sposób ich ze sobą mylić. Jeśli pamiętałam na końcu powieści o postaci trzecioplanowej z jej początku to uwierzcie mi, pod tym względem musi być dobrze!
Muszę przyznać, że dopóki historia opierała się na małym, detektywistycznym dochodzeniu bardzo uważnie śledziłam historię, ale gdy doszło do wielkich akcji i rewolucji nieco straciłam zainteresowanie fabułą... Niby to właśnie wtedy stempunkowy klimat był najlepiej wyczuwalny, ale również wtedy wszystko powoli zaczęło stawać się dla mnie mało istotne... Jeśli połączę ten fakt z moim zdaniem o „Cieniorycie” mam wrażenie, że Piskorskiemu doskonale wychodzi początkowa kreacja świata i fabuły, a potem nie do końca wie, jak ma to wszystko skończyć.
Nie mogę nie polecić „Czterdzieści i cztery” – to pięknie wydana, dobra fantastyka. Przystępnie napisana, poruszająca ciekawe tematy; kreatywna i z dobrymi bohaterami. Choć brakuje jej „tego czegoś”, bym książkę pokochała warto się z nią zapoznać, zwłaszcza, jeśli szuka się czegoś bezpiecznego. Bo nie mamy tu ani nadmiernej ilości krwi, ani nieprzyjemnych żartów, ani innych rzeczy, które mogłyby bardzo odstraszać. „Czterdzieści i cztery” to przykład fantastyki dla każdego, w której większość osób znajdzie coś dla siebie, choć prawdopodobnie wielu z czytelników będzie czuło po niej pewien niedosyt :)


* * *

...A może dlatego, że przeczytała w życiu zbyt wiele książek. Już dawno odkryła, że kiedy przeżywa się tysiące innych żyć, nawet fikcyjnych, łatwiej jest wcisnąć się w głowę każdego człowieka; zrozumieć, co go napędza. Pojąć motywacje kata i ofiary. Ryczącego w świętym szale biskupa i kradnącej portfele nierządnicy.

Fragment „Czterdzieści i cztery” Krzysztofa Piskorskiego       


14 komentarzy:

  1. Zdecydowanie kusisz, a ta książka już i tak mnie woła od jakiegoś czasu :P
    Ta bohaterka brzmi nieźle - pewna siebie, ale nie wulgarna. Chyba dawno nie spotkałam takiej damskiej postaci :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, dziś albo mamy niewinne panienki, albo wulgarne kobitki, trudno o damy. A Eliza niewątpliwie nią jest :D

      Usuń
  2. Po okładce myślałam, że nie dla mnie. Po Twojej recenzji chcę tą książkę przeczytać tu i teraz. :D
    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Gusta się zmieniają - kiedy pewnie byłabym zachwycona tą książką, ale teraz niestety myślę sobie - nowa broń? Wybieranie przez Słowackiego? Kurczę, jakoś ciężko mi w to uwierzyc. Chyba się starzeję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj byłabyś ;) To nie jest głupia młodzieżówka.

      Usuń
  4. Podobały mi się obie książki Piskorskiego, ale Czterdzieści i cztery bardziej. Właśnie dlatego, że jest bardziej baśniowa, zakręcona, niesamowita. No i główna bohaterka jest świetnie napisana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak na razie nie mam w planach, ale może kiedyś po nią sięgnę i przekonam się jak to z nią jest.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję, że przypomniałaś mi o tej książce. Zapomniałam już, jak bardzo chciałam ją przeczytać.
    Swoją drogą, miałam jakieś dziwne wrażenie, że już czytałam o niej na Twoim blogu, ale to przecież niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspominałam o niej przy poście z kolekcjami, recenzji jako takiej nie było.

      Usuń
  7. U mnie czeka na Legimi, razem z dziesiątkami innych. Kiedy ją przeczytam? Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podpowiem tę książkę swojej przyjaciółce. Powinna się jej spodobać.

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wygląda dość ciekawie, zaintrygowałaś mnie też stwierdzeniem, że powieść "wbija szpileczki wieszczom narodowym". Jakoś nie kupuję tego motywu z Juliuszem Słowackim, ale to tylko pierwsze wrażenie po recenzji. Chętnie przeczytam coś takiego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się czyta "Czterdzieści i cztery" to motyw ze Słowackim naprawdę jest w porządku, nie razi ;) W tym uniwersum to ma sens.

      Usuń
  10. Hmm... Zastanawiam się właśnie. Kuknę, czy masz tu gdzieś jeszcze recenzję tego "Cieniorytu" :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony