środa, 24 stycznia 2018

Drobinki nieśmiertelności: Nostalgiczna podróż po USA

Podróż po Stanach Zjednoczonych zainspirowała Jakuba Ćwieka do stworzenia trzynastu, zupełnie niefantastycznych opowiadań, z których każde analizuje amerykański sen.

Lubię Jakuba Ćwieka. Jego książki zwykle czyta się przynajmniej przyjemnie, a spotkania z nim, czy to te autorskie, czy prelekcje, to zawsze miło spędzony czas. Po „Drobinkach nieśmiertelności” nie spodziewałam się niczego szczególnego, byłam otwarta na niefantastyczne propozycje autora… i w sumie dobrze, bo dzięki temu moje oczekiwania nie były zbyt duże, a ja w trakcie nie poczułam się zawiedziona.
Tytuł: Drobinki nieśmiertelności
Autor: Jakub Ćwiek
Liczba stron: 320
Gatunek: zbiór opowiadań obyczajowych
Wydanie: SQN, Kraków 2017
Zacznijmy jednak od jednej sprawy, która zdecydowanie mocno wpłynęła na moją opinię: nie kreci mnie „american dream”. Ogół popkultury jakoś szczególnie mnie „nie jara”, a samo USA to dla mnie zupełnie neutralny kraj. Taki, do którego mogłabym wyjechać, gdybym dostała ofertę pracy, ale jednocześnie nie będący moim marzeniem  A „Drobinki nieśmiertelności” to pozycja, która właśnie osobom uwielbiającym Stany powinna najbardziej do gustu przypaść.
Bo autor jak najbardziej wybiera się w nostalgiczną podróż po USA, opowiadając nam o znanych motywach, czy aktorach, do każdego z opowiadań odpisując informacje o tym, skąd zaczerpnął inspiracji, które, nawiasem mówiąc, są naprawdę przyjemnym dodatkiem. Niestety, by uwielbiać ten zbiorek, właśnie tę nostalgię i nawiązania trzeba „łyknąć”: ja większości z nich pewnie nawet nie zauważyłam, a jeśli tak, to nie czuje się z nimi związana i dlatego dla mnie „Drobinki nieśmiertelności” okazały się zupełnie neutralnym zbiorem opowiadań.
Jak na Ćwieka przystało, książka łatwo wchodzi. Autor pisze swoim prostym – „gawędziarskim”, jak to dobrze jest określone na tylnej stronie okładki – stylem. Nie jest to wyszukana literatura, a coś, nad czym nie trzeba się szczególnie skupiać, by zrozumieć, o co w ogóle tu chodzi.
Przy tym, niestety, fabularnie ta książka po prostu mnie niczym nie zaskoczyła. Ten zbiór opowiadań to historie, które po prostu „są”. W większości sprawdzają się na zabicie nudy, ale chyba żadne nie zapadnie mi na dłużej w pamięć. Szczerze zaskoczona poczułam się chyba tylko w przypadku dwóch opowiadań i to nie koniecznie przez historię samą w sobie. Pierwszy raz przy „Świętym”, bo po prostu nie spodziewałam się, że o czymś takim może pisać Ćwiek (który szczególnie religijnym człowiekiem raczej się nie wydaje). Drugi raz przy opowiadaniu o Halloween, dzięki ciekawostce odnośnie prawa USA, wokół której oscyluje. I… to właściwie tyle.
Przez swoją długość i lekkość, „Drobinki nieśmiertelności” dobrze sprawdzą się chyba w komunikacji miejskiej. Tak niewielką książkę łatwo jest wcisnąć do torby, a większość historii jest na tyle krótka, że sprawdzi się do czytania w niedługiej trasie.
Na koniec myślę, że powinnam powiedzieć kilka słów o samym wydaniu. Naprawdę podoba mi się dodanie mapki przed każdym z opowiadań. Idealnie wpasowuje się ona w klimat całego zbiorku i pozwala nam łatwiej umiejscowić sobie całą opowiedzianą przez autora opowieść. Okładka też przyciąga wzrok, choć skłamałabym mówiąc, że jest jedną z piękniejszych.
Chyba nie pozostaje mi nic więcej, jak zakończyć te rozważania. Po „Drobinki nieśmiertelności” polecam sięgnąć osobom uwielbiającym Stany i popkulturę, albo – po prostu – fanom autora, którzy nie mogą przegapić ani jednej jego książki. A innym? Cóż, na pewno nie jest to lektura konieczna, ale jeśli nie czujecie potrzeby, by po nią sięgać… raczej nie ma po co robić tego na siłę.

* * *

– Wiesz jak brzmiała puenta tego mojego monologu?
Odwróciłem się gwałtownie, przestraszony, jakby Mike przyłapał mnie na czymś wyjątkowo nietaktownym. On jednak patrzył na mnie z zaciekawieniem, a może nawet odrobiną rozbawienia.
– Przyznam, że się nad tym zastanawiałem – odparłem.
– Niedawno zdałem sobie sprawę, że najlepiej z moich podróży pamiętam te chwile, gdy mówiłem sobie: szkoda, że nie mam aparatu – wyrecytował. Po czym zrobił pauzę, jakby się zastanawiał, czy naprawdę chce coś jeszcze dodać. Najwyraźniej chciał. – Niedawno odkryłem, że podobnie mam z twarzami.

Fragment „Drobinek nieśmiertelności” Jakuba Ćwieka




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl!
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

11 komentarzy:

  1. Jakoś nie ciągnie mnie to tej książki. Myślę, że mi się nie spodoba :)
    Pozdrawiam,
    Od książki strony

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam żadnej książki tego autora ale zdecydowanie jestem zainteresowana Stanami i ich popkulturą. Wyjazd do Nowego Jorku to jedno z moich największych marzeń, mam nadzieję że kiedyś się spełni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam jeszcze nic Ćwieka, chociaż słyszałam, że jest ceniony i lubiany. Jego książki mają podobno to coś, ale nie czuję, żeby i "Drobinki nieśmiertelności" to coś w sobie miały. Do tego Stanów jakoś specjalnie nie ubóstwiam, więc to zdecydowanie książka nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś szczególnie mnie nie przekonuje styl tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś chciałabym przeczytać jakąś książkę Ćwieka, ale na razie nie mam ochoty ani możliwości. Jednak jeśli kiedyś mnie najdzie ochota to raczej nie zacznę od tej pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej książki mnie nie ciągnie. Są lepsze książki Ćwieka. Twój wpis tylko mnie utwierdził w tym przekonaniu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam nic tego autora. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam tę książkę, ale niestety mi się nie spodobała :/ Mimo, że lubię twórczość Ćwieka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Może kiedyś, tak bardziej przy okazji!

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony