środa, 9 grudnia 2015

Więzień Labiryntu: Uwielbiany schemat?

Wpadałam na nią w sieci, ale nigdy nie zwracałam na tą pozycje większej uwagi, niespecjalnie nawet czytając, o czym jest... zapadła mi jednak w pamięć i chyba dzięki odrobinie szczęścia, wpadła w moje ręce. Mowa, jak już pewnie widzicie, o Więźniu Labiryntu, czyli książkę, którą przygotowałam dla Was na dziś :)

Tytuł serii: Więzień Labiryntu
Tytuł: Więzień Labiryntu
Autor: James Dashner
Liczba stron: 421
Gatunek: fantastyka postapokaliptyczna, science-fiction


Thomas budzi się w ciemnej windzie, pozbawiony swoich wspomnień: wie tylko, jak się nazywa. Gdy wysiada, jego oczom ukazuje się dziwny widok: grupa nastolatków, na pustym placu, używających dziwnego słownictwa i unikających odpowiedzi na pytania, które im zadaje. Dowiaduje się jednak, że znajduje się w wielkim labiryncie, w którym jakiś sposób zostali uwięzieni.
Zdarzenia, które mają miejsce wkrótce po jego przybyciu świadczą, że coś się zmienia... już wkrótce dla mieszkańców Labiryntu nic nie będzie takie samo, jak przedtem. 
Wiedząc, że Więzień Labiryntu to popularna powieść, z góry wiedziałam, czego mogę się spodziewać. I... nie, nie pomyliłam się w jej wcześniejszej ocenie. Ta powieść jest typową pozycją dla bestsellerowych powieści młodzieżowych z krztyną przygody.
Jak na tego typu książkę przystał, historia, którą opowiada nam Dashner napisana jest prostym, lekkim językiem. Dzięki temu czyta się ją niezwykle szybko, nawet, jeśli fabuła nie okaże się dla nas nadzwyczaj wciągająca. Niestety, przez swoją prostotę, styl autora jest przy tym nieco naiwny, a o ile opisy stoją na jakimś poziomie, o tyle czytając dialogi czasami można na prawdę złapać się za głowę.
Jak przystało na żyjącą w odizolowaniu grupę, mieszkańcy Labiryntu mają swoje własne słownictwo. Niestety, w tym przypadku nie dodało sytuacji ani dystopicznego klimatu, ani humoru. Sama, te wciskane pod koniec zdania słówka, albo nazwy własne uznaje za, krótko mówiąc, żałosne. Przykładowo, rozumiem, że to powieść przeznaczona dla młodszych czytelników, ale wciskanie słowa krótas, jakby w zastępstwie słowa kutas? To brzmi po prostu śmiesznie, w negatywnym znaczeniu tego słowa, rzecz jasna.
Wprawdzie może i to po części jest wina tłumacza, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, niemniej, po prostu niezmiernie mnie to irytowało.
Dość może już jednak o stylu Dashnera. Co z samą fabułą? Jest schematyczna. Nie jest w pełni logiczna. Łatwo ją przewidzieć, w końcu podobne historie przerabiane były wielokrotnie. Mimo to, nie jest wcale zła. Ot, po prostu, to kolejny typowo amerykański wytwór, który już na starcie, z założenia, miał się dobrze sprzedać. Jakoś to się wszystko klei, nawet, jeśli nie do końca i w szczególności młodszych czytelników, może wciągnąć i zainteresować. Szczerze mówiąc, mi cała ta historia kojarzy się z Igrzyskami Śmierci - z tą różnicą, że w nich główni bohaterowie mieli ze sobą rywalizować, w tym zaś przypadku, współpracują.
Przedstawienie bohaterów również jest... nijakie. Na prawdę, w tej powieści właściwie wszystko jest średnie - styl daje radę, ale nie jest wybitny, podobnie jak historia, czy postacie właśnie. Thomas jest chyba najbardziej typowym z typowych nastoletnich bohaterów. Ma 16 lat, mimo to, gdy rozmawia z dużo młodszym od siebie Chuckiem nie widać między nimi tej różnicy wieku. Niby jest skromny, nowy i zagubiony, ale od początku pcha się do wielkich czynów. Wszystko uchodzi mu na sucho i wszystko mu wychodzi. Przy okazji, ma przy swoim boku nadzwyczaj cudowną dziewczynę, grono przyjaciół i kilku wrednych chłopaków, którzy uprzykrzają mu życie. 
Może jednak zatrzymam się na chwilę nad wrogami Thomasa. To, co jest w przypadku tej powieści dość ciekawym wyjściem, to zrobienie z nich osób nie tylko niezrozumiałych, ale przy tym mających powody, logiczne powody, by naszego głównego bohatera nienawidzić. I to w Więźniu Labiryntu jest zdecydowanym plusem.
W każdej dystopii dość istotny jest sam świat przedstawiony i sytuacja, w której znajdują się nasze postacie. I tu znów, nie ma nic zachwycającego, ba, pojawia się nam nieco nieścisłości. Na przykład, strasznie irytowała mnie kwestia zaników pamięci u osób przybywających do Strefy. Nie pamiętają wspomnień, ale doskonale wiedzą, kim są rodzice, ulice, wiedzą, jak wyglądało życie przed tym wszystkim? Widzicie, rozumiem, że nie stracili pamięci całkowicie, ale takie informacje powinny pojawiać się w ich głowach gdy zobaczą ulicę, kobietę z dzieckiem, kominek etc., a nie w danym momencie, gdy sobie tylko o czymś niezbyt konkretnym pomyślą.
Szarość, nijakość, ukryta pod kolorową otoczką - tak właśnie postrzegam tą powieść. Nie powiem, by była zła, bo w porównaniu do innych młodzieżówek, na prawdę nie jest. Z tego powodu każdy, kto ma naście lat, albo lubi tego typu klimatu spokojnie może po nią sięgnąć i na pewno będzie się przy Więźniu Labiryntu dobrze bawił. Tyle, że, moim zdaniem, ta powieść nie oferuje niczego więcej, poza przyjemnym stylem i powtarzającymi się od lat schematami, które zna chyba każdy z nas.

4 komentarze:

  1. Ja nie lubię takich 'oklepanych' schematów, dlatego raczej po tą książkę nie sięgnę. Bardzo fajna recenzja, podoba mi się sposób w jaki piszesz. :)

    muminek-enter.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja pozdrawiam http://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Z całej trylogii to w zasadzie pierwsza część podobała mi się najbardziej, był jeszcze jakiś klimacik i co najważniejsze, Thomas mnie tak bardzo nie irytował swoją egzystencją. Od drugiej części miałam go już naprawdę dość, ale w miarę miło wspominać tę całą historię :)

    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo słyszałam o tej książce i o filmie,ale nie ciągnie mnie do niej.Ciekawy blog,podoba mi się i obserwuję ;)
    http://olalive-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony