poniedziałek, 26 grudnia 2016

Strażnicy błyskawicy: Gdy to nie ork jest tym złym

Wiecie co? Nigdy nie spodziewałam się, że będę czytać powieść o orkach, w której ta rasa nie tylko będzie definiować głównych bohaterów, ale przy okazji nie będą oni przedstawiani zupełnie negatywnie... No, może poza pozycjami ze świata Warcrafta, ale nie znam za dobrze tego uniwersum i jakoś nie mam większej ochoty sięgać po książki. O poniższej pewnie mało kto z Was słyszał i raczej jest trudno dostępna, ale może akurat wygrzebiecie ją kiedyś w antykwariacie, albo bibliotece :D W końcu książka nie traci daty ważności miesiąc po premierze, prawda? 

Tytuł: Strażnicy błyskawicy
Tytuł serii:  Orkowie
Numer tomu: 1
Autor: Stan Nicholls
Liczba stron: 214
Gatunek: high fantasy
  
Ludzie walczą zarówno ze sobą nawzajem jak i z licznymi innymi rasami, zamieszkującymi świat: tu nie ma pokoju. Przynajmniej nie odkąd przybyli. Grupa orków – oddział Rosomaków – pod rozkazem złej królowej Jennesty rusza na poszukiwanie istotnego dla niej przedmiotu. Od tego, czy ich misja się powiedzie zależy życie całej drużyny.

Szukacie niewymagającego fantasy, które być może będzie nieco tanie i naiwne, ale nie będziecie przy tym płakać z bólu i cierpienia? Jeśli tak, to Strażnicy Błyskawicy doskonale sprawdzą się jako książka dla Was. To krótka pozycja z masą błędów, która mimo wszystko potrafi dać czytelnikowi nieco radości, o ile oczywiście potraktuje ją z przymrużeniem oka.
Pozycja dzieli się na dwie perspektywy. Najczęściej obserwujemy świat oczami Rosomaków. Jest to grupa orków oraz jednego krasnoluda, na której czele stoi Stryk: pewny siebie, być może brutalny, ale troszczący się o swoich ludzi dowódca. Nie mogę jednak powiedzieć, by był cudownie wykreowaną postacią: obserwowałam Rosomaki jako jedną grupę, jeden wielki organizm, który tak naprawdę trudno rozdzielić. Wprawdzie niby większość postaci ma przypisaną co najmniej jedną cechę charakteru, ale i tak chwilami trudno było mi zapamiętać kto jest kim i co tu robi. Nic dziwnego: to krótka historia, w której na to nie ma po prostu miejsca. Niemniej, same przygody oddziału obserwuje się z pewną dawką sympatii, a od lekkiego fantasy nie mogę wymagać chyba więcej, prawda?
Poza Rosomakami możemy obserwować złą królową Jenestę, której głównymi cechami jest bycie diaboliczną i zboczoną. Naprawdę, to jeden z tych przerysowanych czarnych charakterów, który nie ma żadnej głębi i którego działania mają bardzo liche motywy. Ona jest po prostu zła, chce władzy i idealnego posłuszeństwa – ni mniej, ni więcej. Chwilami takie rozwiązanie wybrane przez autora było co najmniej irytujące, aczkolwiek muszę przyznać, że taki stan rzeczy doprowadził do kilku nieco zabawnych rozwiązań. W końcu jak można przejść obojętnie obok dilda z rogu jednorożca?
Świat przedstawiony jest w miarę ciekawy, pokazany z nieco innej perspektywy niż zazwyczaj: to nie orkowie, a ludzie są tu tymi złymi. To oni najechali ziemię, to oni roszczą sobie do niej prawo. Takie rozwiązanie zdecydowanie zasługuje na pochwałę.
Sama narracja i styl autora jest dość chaotyczny, a przy tym – banalnie prosty do zrozumienia. Całość czyta się więc bardzo szybko, mimo, że nie da się nie zauważyć tony problemów z samą historią, a czasami wręcz należy się zirytować na niezbyt sensowny opis bitwy, czy ucieczki.

To naprawdę nie jest literatura wyższego lotu. Ma bardzo dużo błędów, nie jest poważną fantastyką w powszechnym tego słowa znaczeniu. Jeśli jednak macie ochotę na coś lekkiego, a jednocześnie niecodziennego to ta książeczka może okazać się dobrym wyborem. Nie mogę do niej jakoś gorąco zachęcać, ale wydaje mi się, że jako czytadło na rozluźnienie i zajęcie myśli sprawdza się całkiem dobrze.
* * *

– To mała fortuna. Pomyślcie, jak bardzo wzbogacą się kufry naszej pani.
– Właśnie – dodał gorliwie Jup. – Spójrzcie na to z jej punktu widzenia. Nasza misja zakończyła się sukcesem, zwyciężyliśmy na polu bitwy i w dodatku mamy kryształowy blask. Królowa pewnie cię awansuje!
– Zastanów się, kapitanie – odezwał się Haskeer, – Kiedy krystalin znajdzie się w rękach królowej, czy kiedykolwiek ujrzymy go na oczy? Płynie w niej dość ludzkiej krwi, żeby odpowiedź na to pytanie miała być dla mnie zagadką.
To zakończyło sprawę.
Stryk otrzepał ręce.
– Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – oznajmił. – A godzina czy dwie opóźnienia nie zrobią aż takiej różnicy. A kiedy Jennesta zobaczy, co dla niej mamy, nawet ona będzie zadowolona.  
Fragment ze Strażników Błyskawicy Stana Nichollasa


13 komentarzy:

  1. Orkowie kojarzą mi się tylko i wyłącznie z Tolkienem, a wszyscy wiedzą, w jaki sposób zostały tam przedstawione. Książeczka, którą opisujesz, naprawdę mnie intryguje i z chęcią po nią sięgnę, o ile uda mi się ją odnaleźć w czeluściach biblioteki. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego typu pozycje zdecydowanie wolę w wersji filmowej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Orkowie?
    Mój największy postrach dzieciństwa. ale tak to jest jak wałkuje się "Władcę Pierścieni" od najmłodszych lat :p
    Mam straszne zaległości w fantastyce ostatnio, powinnam pewnie sięgnąć po coś bardziej wymagającego, a tu jak piszesz jest odwrotnie :)
    Pozdrawiam!
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba to nie jest książka, która może mi się spodobać. wiec tym razem odpuszczam

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś jeśli ją spotkam zastanowię się nad nią głębiej :-). Pozdrawiam

    https://www.youtube.com/watch?v=lnQXO342N7w

    OdpowiedzUsuń
  6. Parę słów o moim blogu, nie jest on o nastolatkach :-), piszę newsy o dziewczynach ze Spice Girls, głównie to blog o ich świecie, o tym co robiły i co robią teraz :-), czasem dodaję coś o ich rodzinach :-), piszę też trochę o modzie i dodaję swoje recenzję różnych rzeczy, ale są też moje przemyślenia i takie całkiem moje posty,więc zapraszam jeśli masz ochotę poczytać :-). Pozdrawiam

    http://spicetki.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. W ogóle nie mój typ książek, jestem ciekawa, czy kiedyś się do nich przekonam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Orkowie - podobnie brzmią jak Urkowie, którzy kojarzą mi się z łagrami...
    Zapraszam do siebie na konkurs ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze nie lubię takich książek, ale może przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Na razie mam mieszane uczucia. Z orkami się jeszcze nie spotkałam-no chyba że z tymi Tolkienowskimi-więc mogłyby mnie one zainteresować, ale jak sama mówisz to nie jest fantastyka wysokich lotów, a na taką mam obecnie ochotę. Na razie sobie odpuszczę, a w przyszłości może dam tej pozycji szansę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Brzmi fajnie, jako odmóżdżacz :) Zapamiętam na pewno! :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony