Pod pokrywą chmur Wenus protomolekuła
zaczyna coś tworzyć. I w końcu kończy swój projekt, tworząc coś niewyobrażalnego.
Cała flota statków – pasiarskich, ziemskich i marsjańskich – wyrusza, aby
zbadać obiekt. Jim Holden i jego załoga również próbują tam dotrzeć, lecąc na
zleceniu pewnej grupy telewizyjnej.
Tytuł: Wrota
Abaddona
Tytuł
serii: Expanse/Ekspansja
Numer tomu: 3
Autor: James
S. A. Corey
Tłumaczenie: Marek
Pawlec
Liczba
stron: 540
Gatunek: space
opera
Wydanie: Mag,
Warszawa 2018
|
Postawmy
sprawę jasno – uwielbiam załogę Rosynanta. Może niekoniecznie jakoś szczególnie
konkretne postacie, a właśnie całą ekipę, jako dobrze działającą całość. Lubię
obserwować ich przygody, a więc i bardzo lubię serie „Expanse”, bo jakby mogło
być inaczej? „Wrota Abaddona” mimo wszystko okazały się chyba jednak najsłabszą
z trzech przeczytanych przeze mnie części. Nie złą, wręcz przeciwnie, to dalej bardzo
przyjemna lektura. Po prostu – najsłabszą z dotychczasowych.
I
powód ku temu jest raczej dość konkretny. W tej części dostajemy dość dużą
ilość bohaterów pobocznych, którzy wprawdzie nie są złymi postaciami, ale… sięgając
po tę serię chcę czytać o mojej ulubionej załodze, a nie osobach stojących
gdzieś z boku. Szczególnie, że po trzech częściach doskonale widzę pewien
schemat. O ile serialowa wersja tej historii (bardzo dobra z resztą)
bezustannie pokazuje nam tych samych bohaterów pobocznych, o tyle książka w
każdym „odcinku” przedstawia nam nowych, jakby zapominając o tych, którzy
pojawiali się wcześniej. Więc tak naprawdę czytelnik może odnieść wrażenie, że
nie musi się do tych postaci szczególnie przywiązywać. A mimo wszystko te
postacie naprawdę zabierają czas Jimowi Holdenowi i jego ekipie, gdzie
przynajmniej ja z myślą o nich po te książki sięgam.
Myślę,
że pod kątem fabularnym też całość wypadła nieco słabiej. Wyniku intrygi knutej
przez ten tom raczej można się spodziewać od początku, a i tak najciekawszym
aspektem jest kwestia związana z protomolekuła. Z resztą, to przecież o
odkrycie tego, czym ona jest i jaki ma cel w całej serii chodzi. Autorzy
rozwiązali tę kwestię całkiem ciekawie, otwierając kolejnym tomom zupełnie inne
ścieżki fabularne. Z tym, że jak się okazało nie jest to sprawa aż tak skomplikowana,
więc chyba trochę po to, aby „strony się zgadzały” dostajemy wręcz nieco
naciągany spisek powiązany z częściami poprzednimi… i choć to nie wypada tragicznie
to jednak „Wrota Abaddona” po prostu wypadają słabiej, niż części poprzednie.
Styl
autorów jest jednak cały czas bardzo równy. Raczej lekki, „akcyjny” i bez
zbędnych dłużyzn, ale przy okazji w żadnym razie nie infantylny, z dobrym
wyczuciem smaku. Oczywiście nie jest to literackie dzieło sztuki, ale tego też
przecież nie spodziewamy się po space operze. To przecież przede wszystkim ma
być historia o zżytej ze sobą załodze, która przeżywa (mniej lub bardziej dramatyczne)
przygody. I tym „Expanse” cały czas zdecydowanie jest.
Trochę
żałuję, że Nagrodę Locusa zdobyła ta, a nie inna część serii. Bo choć to dobra
książka to… poprzednie po prostu wypadały nieco lepiej. Nie zmienia to faktu,
że ja dzieła panów kryjących się pod pseudonimem James S. A. Corey bardzo lubię
i na pewno sięgnę po kolejne części. Ba, „Gorączka Ciboli” już czeka na mojej
półce. Oby tylko czwarta część znów podniosła poprzeczkę.
*
* *
Holden
zaczynał mieć wrażenie, że wszyscy zachowywali się jak małpy bawiące się
mikrofalówką. Po naciśnięciu przycisku w środku zapala się światło, więc to
lampa. Jeśli nacisnąć inny przycisk i wsadzić do środka głowę, przypali ją,
więc to broń. Nauczyć sie otwierać i zamykać drzwiczki, a dostaniemy schowek. A
przez cały ten czas nikt nie miał tak naprawdę pojęcia, co to urządzenie
faktycznie robi, może nawet nie miał do tego odpowiedniego aparatu pojęciowego.
Żadna małpa nigdy nie odgrzewała zamrożonego burrito.
Fragment
„Wrót Abaddona” Jamesa S. A. Coreya
Czwarta część to western w kosmosie, ale piąta... Piąta to jest czyste złoto po prostu, chyba moja ulubiona. Co do trzeciej: jest spoko, ale chyba faktycznie pierwsza i druga były na troszkę wyższym poziomie.
OdpowiedzUsuńOMG, WESTERN W KOSMOSIE?! Kocham westerny. <3 Dobrze, że mam na półce kolejną część już.
UsuńMiasteczko na obrzeżach cywilizacji, dwie zwaśnione strony i szlachetny szeryf, który przybył zaprowadzić ład i porządek... A potem oczywiście wszystko idzie nie tak, ale początek jest uroczo klasycznie westernowy :)
UsuńSama z siebie pewnie nigdy bym nie sięgnęła, ale jakby ktoś mi podrzucił? Czemu nie :D
OdpowiedzUsuń