poniedziałek, 27 maja 2019

Wrota Abaddona: Tajemnica protomolekuły



Pod pokrywą chmur Wenus protomolekuła zaczyna coś tworzyć. I w końcu kończy swój projekt, tworząc coś niewyobrażalnego. Cała flota statków – pasiarskich, ziemskich i marsjańskich – wyrusza, aby zbadać obiekt. Jim Holden i jego załoga również próbują tam dotrzeć, lecąc na zleceniu pewnej grupy telewizyjnej.

Tytuł: Wrota Abaddona
Tytuł serii: Expanse/Ekspansja
Numer tomu: 3
Autor: James S. A. Corey
Tłumaczenie: Marek Pawlec
Liczba stron: 540
Gatunek: space opera
Wydanie: Mag, Warszawa 2018
Postawmy sprawę jasno – uwielbiam załogę Rosynanta. Może niekoniecznie jakoś szczególnie konkretne postacie, a właśnie całą ekipę, jako dobrze działającą całość. Lubię obserwować ich przygody, a więc i bardzo lubię serie „Expanse”, bo jakby mogło być inaczej? „Wrota Abaddona” mimo wszystko okazały się chyba jednak najsłabszą z trzech przeczytanych przeze mnie części. Nie złą, wręcz przeciwnie, to dalej bardzo przyjemna lektura. Po prostu – najsłabszą z dotychczasowych.
I powód ku temu jest raczej dość konkretny. W tej części dostajemy dość dużą ilość bohaterów pobocznych, którzy wprawdzie nie są złymi postaciami, ale… sięgając po tę serię chcę czytać o mojej ulubionej załodze, a nie osobach stojących gdzieś z boku. Szczególnie, że po trzech częściach doskonale widzę pewien schemat. O ile serialowa wersja tej historii (bardzo dobra z resztą) bezustannie pokazuje nam tych samych bohaterów pobocznych, o tyle książka w każdym „odcinku” przedstawia nam nowych, jakby zapominając o tych, którzy pojawiali się wcześniej. Więc tak naprawdę czytelnik może odnieść wrażenie, że nie musi się do tych postaci szczególnie przywiązywać. A mimo wszystko te postacie naprawdę zabierają czas Jimowi Holdenowi i jego ekipie, gdzie przynajmniej ja z myślą o nich po te książki sięgam.
Myślę, że pod kątem fabularnym też całość wypadła nieco słabiej. Wyniku intrygi knutej przez ten tom raczej można się spodziewać od początku, a i tak najciekawszym aspektem jest kwestia związana z protomolekuła. Z resztą, to przecież o odkrycie tego, czym ona jest i jaki ma cel w całej serii chodzi. Autorzy rozwiązali tę kwestię całkiem ciekawie, otwierając kolejnym tomom zupełnie inne ścieżki fabularne. Z tym, że jak się okazało nie jest to sprawa aż tak skomplikowana, więc chyba trochę po to, aby „strony się zgadzały” dostajemy wręcz nieco naciągany spisek powiązany z częściami poprzednimi… i choć to nie wypada tragicznie to jednak „Wrota Abaddona” po prostu wypadają słabiej, niż części poprzednie.
Styl autorów jest jednak cały czas bardzo równy. Raczej lekki, „akcyjny” i bez zbędnych dłużyzn, ale przy okazji w żadnym razie nie infantylny, z dobrym wyczuciem smaku. Oczywiście nie jest to literackie dzieło sztuki, ale tego też przecież nie spodziewamy się po space operze. To przecież przede wszystkim ma być historia o zżytej ze sobą załodze, która przeżywa (mniej lub bardziej dramatyczne) przygody. I tym „Expanse” cały czas zdecydowanie jest.
Trochę żałuję, że Nagrodę Locusa zdobyła ta, a nie inna część serii. Bo choć to dobra książka to… poprzednie po prostu wypadały nieco lepiej. Nie zmienia to faktu, że ja dzieła panów kryjących się pod pseudonimem James S. A. Corey bardzo lubię i na pewno sięgnę po kolejne części. Ba, „Gorączka Ciboli” już czeka na mojej półce. Oby tylko czwarta część znów podniosła poprzeczkę.  

* * *

Holden zaczynał mieć wrażenie, że wszyscy zachowywali się jak małpy bawiące się mikrofalówką. Po naciśnięciu przycisku w środku zapala się światło, więc to lampa. Jeśli nacisnąć inny przycisk i wsadzić do środka głowę, przypali ją, więc to broń. Nauczyć sie otwierać i zamykać drzwiczki, a dostaniemy schowek. A przez cały ten czas nikt nie miał tak naprawdę pojęcia, co to urządzenie faktycznie robi, może nawet nie miał do tego odpowiedniego aparatu pojęciowego. Żadna małpa nigdy nie odgrzewała zamrożonego burrito.
Fragment „Wrót Abaddona” Jamesa S. A. Coreya

4 komentarze:

  1. Czwarta część to western w kosmosie, ale piąta... Piąta to jest czyste złoto po prostu, chyba moja ulubiona. Co do trzeciej: jest spoko, ale chyba faktycznie pierwsza i druga były na troszkę wyższym poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG, WESTERN W KOSMOSIE?! Kocham westerny. <3 Dobrze, że mam na półce kolejną część już.

      Usuń
    2. Miasteczko na obrzeżach cywilizacji, dwie zwaśnione strony i szlachetny szeryf, który przybył zaprowadzić ład i porządek... A potem oczywiście wszystko idzie nie tak, ale początek jest uroczo klasycznie westernowy :)

      Usuń
  2. Sama z siebie pewnie nigdy bym nie sięgnęła, ale jakby ktoś mi podrzucił? Czemu nie :D

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony