W alternatywnej rzeczywistości ludzie zażywają narkotyki ukryte w kolorowych piórkach, aby przenosić się do innych światów. W jednym z takowych Skryba stracił swoją ukochaną siostrę. Wraz ze swoim gangiem, próbuje ją odzyskać.
Lata 90. XX wieku potrafiły być nieco… dziwne. Sama pamiętać ich nie mogę, ale sięganie po dzieła tamtych czasów często przypomina kolorowy kicz. To wtedy powstała powieść Jeffa Noona. „Wurt” był debiutem autora, który z jakiegoś powodu przynajmniej w Ameryce czytelnikom po prostu się spodobał.
I być może podobałby się i mi, gdybym lubiła absurd. A za takowym nie przepadam.
Wurt Jeff Noon wyd. Mag, 2013 Wurt, t. 1 |
Ta powieść nie jest długa. Ma około trzystu stron w wydaniu Uczty Wyobraźni. Co prawda sama ta książka jest nieco dłuższa, ale to wynika tylko z dodanych na końcu opowiadań. Omawiam jednak tylko samą powieść, bo na tamte tekstu trochę brakło mi już siły.
W każdym razie, pierwsze sto stron, czyli właściwie ⅓ powieści odbierałam jako fajną zabawę. Trochę absurdalną, nie w pełni logiczną, nieco dziwną, ale w ten radosny sposób. Coś się dzieje, coś wybucha, relacje się kręcą. Mniej więcej rozumiałam, o co chodzi, czaiłam świat przedstawiony i właściwie czułam się całkiem zainteresowana.
Z tym że z takimi książkami często tak jest. Zaczyna się stosunkowo normalnie, ale zamiast zostać na takim poziomie, potem robi się coraz dziwniej, coraz mniej klarownie i w sumie ostatecznie przynajmniej ja się gubię i nie wiem, o co chodzi. Dlatego nie lubię absurdu. A „Wurt” wyjątkiem od innych sobie podobnych książek nie jest.
Niemniej, choć naprawdę nie do końca rozumiem, co przeczytałam (więc też nie należy traktować mojej opinii jakoś szczególnie) to mam do tej historii pewną sympatię. Nie męczyła mnie aż tak, jak takie rzeczy męczyć potrafią. Ale dlatego tym bardziej żałuję, że autor chyba trochę odleciał.
Warto tu chyba też dodać, że autor nie przedstawia tu kryształowych relacji. Przeciwnie, część z nich jest wręcz niezgodna z prawem. Ale hej – w końcu to historia ćpającej młodzieży. Inaczej po prostu być nie mogło.
Uczta Wyobraźni to seria wydawnicza pełna książek ciekawych, które warto znać, ale które niekoniecznie są literaturą dla mnie. Tak było też w tym przypadku, ale jednocześnie uważam, że czasem warto coś takiego przeczytać. W końcu nieprzepadanie za absurdem nie oznacza, że nie powinnam wychodzić ze strefy komfortu.
Wurt to już klasyka. Ja lubię absurd, lubię takie spojrzenie na 'rzeczywistość tych rzeczy ', życie pełne jest absurdu i czasami człowiek aby nie zwariować szuka tego typu literatury. Nie wiem czy jasno się wyraziłem, i o co mi chodzi, ale chodzi mi o to bardzo mocno.cW końcu to komentarz do tekstu o Wurcie :) Jedyne co przeszkadzało mi podczas lektury to dosyć kontrowersyjna kazirodcza miłość brata do siostry. Ale cóż, taki absurdalny świat. Dużo bardziej podobało mi się np Nigdziebądź Neila Gaimana, ale to już zupełnie inna historia ...
OdpowiedzUsuńNo właśnie przy takich kwestiach ważne jest to, jak ktoś toleruje taki absurd. Ja raczej marnie. xD
UsuńNie bardzo wiem, czy to powieść dla mnie, choć przyznaję, że brzmi ciekawie :D
OdpowiedzUsuńOgólnie mało komu się podoba. Ale wiadomo, wszystko można zawsze sprawdzić.
Usuń