Do pewnej karczmy przybywają trzy tajemnicze kobiety. Właściciel niechętnie je przyjmuje. Na nieznajome szczególną uwagę zwraca jednak szesnastoletni stajenny, stopniowo poznając ich tajemnice.
Pieśń Karczmarza Peter S. Beagle wyd. Prószyński i S-ka, 1999 |
Jako że Peter S. Beagle oczarował mnie zarówno swoim „Ostatnim jednorożcem”, jak i wydanym u nas w formie książki opowiadaniem „W Kalabrii” nie mogłam sobie odpuścić i nie sięgnąć po jego kolejną książką. Tak w moje ręce trafiła „Pieśń karczmarza”. Choć teoretycznie nie miałam w stosunku do niej większych oczekiwań, w praktyce jednak chciałam chyba powtórki z rozrywki, a jednak to nie jest ten sam typ historii, co opowieści o jednorożcach tegoż autora i chyba trochę rozminęłam się z oczekiwaniami.
To jednak nie jest tak, że po tej wydanej w Polsce w 1996 roku (a potem wznowionej w 1999) książce nie widać podobieństw do wspomnianych wcześniej tytułów. Tak jak i one, tak i „Pieśń karczmarza” charakteryzuje się naprawdę ładnym, baśniowym stylem. Niektóre cytaty wręcz nadają się do oprawienia w ramkę, a niektóre sceny naprawdę mnie wciągały. To, co mi chyba nie do końca osobiście podpasowało to sposób poprowadzenia historii.
Ta książka nie należy do tych z szybką, wartką akcją. Przeciwnie. Miałam wrażenie, że wszystko toczy się bardzo powoli i często opiera się na niedopowiedzeniach, na domyślaniu się. To ten rodzaj fantasy, który nie jest mocno zakotwiczony w rzeczywistości, faktycznie czasem bardziej przypominając baśń. Niby pojawia się tu jakaś akcja, jakaś intryga, ale dla mnie to zdecydowanie bardziej jest powieść, którą trzeba poczuć, niż zrozumieć.
A niestety, w moim przypadku poczucie po prostu nie przyszło. Rozumiem, że to książka ładna, taka, która niektórych czytelników może oczarować swoim ładnym językiem i ogólnym klimatem. To w moim przypadku się jednak po prostu nie zdarzyło i cóż… czasem bywa, prawda?
Warto tu chyba też dodać, że w tej powieści nie ma jednego głównego bohatera, który prowadziłby narracje. Ta zmienia się z rozdziału na rozdział: obserwujemy zarówno karczmarza, stajennego, innych pracowników karczmy, trzy kobiety, a także inne postacie z nimi związane. Każdy segment jest podpisany imieniem bohatera (lub ew. jego nazwą/stanowiskiem), więc jest to dość klarowne, niemniej chyba tego typu prowadzenie narracji również nie pomogło w we „wciągnięciu się” w historię.
Chyba rozumiem, czemu ta powieść jak na razie nie doczekała się wznowienia. Mam wrażenie, że „Ostatni jednorożec” i „W Kalabrii” to książki, które zestarzały się trochę lepiej, choć ponieważ, jak już wspominałam, „Pieśń karczmarza” to powieść z tych, które trzeba trochę poczuć, rozumiem, jeśli to będzie dla kogoś odkrycie roku. Dlatego jeśli ktoś czuje zainteresowanie tego typu historią to sprawdzić jak najbardziej można – zdecydowanie to nieco inny typ literatury, niż zupełnie lekka rozrywka, która obecnie dominuje na półkach księgarni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.