sobota, 22 sierpnia 2020

Narzeczona: Nieszkodliwa i pusta, czyli typowa Kiera Cass

 

Lady Hollis jest młodą damą, która wraz ze swoimi rodzicami podziela jedno marzenie. Marzenie o dobrym mężu z dobrego domu, dzięki któremu będzie mogła zabłysnąć. I wydaje się, że wszystko dąży do jego spełnienia. Zainteresował się nią przecież sam młody i przystojny król! Gdy wszystko zmierza w stronę zaręczyn, dziewczyna spotyka jednak pewnego młodzieńca, który wywraca jej życie do góry nogami.

 

Wyobraźcie sobie najbardziej pusty i pozbawiony czegokolwiek romans w tak zwanym stylu royal, jaki istnieje. Taki pozbawiony budowania charakterów, taki, który bardziej przypomina szkic, niżeli gotową książkę. Zrobione? Jeśli tak, to właśnie macie przed oczami „Narzeczoną” Kiery Cass.

Niektórzy z Was mogą pamiętać moją opinię o dwóch tomach z cyklu „Rywalki” tej autorki. To nie były dobre książki, ale tom pierwszy wydawał mi się w uroczy sposób niewinny. Im dalej, tym było jednak gorzej, a ja nie miałam ochoty dalej brnąć w zapoznawanie się z tą serią. Uznałam jednak, że minęło dość dużo czasu i mogę spróbować się zapoznać z kolejnym dziełem tejże pani. Kto wie, może rozwinęła się pisarsko? Koniec końców, znam naprawdę sporo głupszych i dużo bardziej szkodliwych powieści, niż „Rywalki” właśnie. „Narzeczona” jest zaś jej najnowszą powieścią, rozpoczynającą nowy cykl, chociaż sam jego klimat jest stosunkowo podobny. Jeśli się nie mylę, obecnie mówi się nawet o nurcie „royal fantasy” wśród książek dla młodzieży i wcale nie dziwię się temu, że tego typu książki są popularne. Motyw Kopciuszka zawsze był dość popytny i lubiany, a to często właśnie ten trop takie dzieła realizują.

Wróćmy jednak do „Narzeczonej”. To książka, która wcale nie ma złej fabularnej bazy. Pozwólcie więc, że ją streszczę, także uwaga: SPOILERY. Nasza główna bohaterka jest damą na dworze, która wpada w oko królowi. Nie jest pewna, czy chce z nim być, jednak jej adorator to piękny, silny człowiek, który doskonale ją traktuje. Niedługo Holis poznaje młodego rzemieślnika, który nie jest przedstawicielem arystokracji i zauważa pewien dysonans. Król ją uwielbia, ale nie pozwala jej na wyrażanie własnego zdania, a im dłużej się znają, tym bardziej despotyczny się wydaje. Owy chłopak z gminu jest zaś ciepły i próbuje zrozumieć naszą główną bohaterkę. W dniu, w którym ma dojść do zaręczyn, Holis orientuje się, że wcale nie chce wyjść za króla  i ucieka z pałacu… dostając zgodę swojego niedoszłego narzeczonego. Jednocześnie robi to trochę z myślą o przyjaciółce, która naprawdę za króla chce wyjść. Holis bierze prędko ślub z ukochanym, jednak całość kończy się politycznym spiskiem (jej nowy mąż okazuje się krewnym władcy zagranicznego królestwa) i dziewczyna cudem uchodzi z życiem, kilka godzin po ślubie zostając wdową.

Oczywiście, to wersja streszczenia mocno skrócona i bez wątków pobocznych. Niemniej, osobiście widzę w tej fabule kilka ciekawych tropów, które można w ciekawy sposób rozwinąć. Mamy przede wszystkim nieco toksycznego związku. Ten temat nie został mocno eksplorowany, ale Cass daje czytelnikowi wyraźne sygnały, że Holis wcale nie byłaby dobrze traktowana po ewentualnym ślubie. Mamy też trochę polityki, mamy przyjaciółkę głównej bohaterki, która chce być królową pomimo kosztów. Mamy trochę akcji i wielką miłość. To naprawdę dałoby się dobrze ograć.

Tyle tylko, że w „Narzeczonej” brakuje tak zwanego „mięsa”. Tu nie ma dobrze przedstawionego świata. Fabuła osadzona jest w jakiś-tam-dawnych-czasach, ale jakich? To już nie ma znaczenia, bo bohaterzy myślą i mówią w bardzo współczesny sposób. Niby mamy jakieś konflikty polityczne, ale i to nie jest wystarczająco dobrze opisane. Holis nie ma dobrej chemii z absolutnie żadną postacią i właściwie… sama nie ma szczególnie wiele charakteru. Jej adoratorzy prawią jej komplementy, nic o niej nie wiedząc, nawet w przypadku tej jej „prawdziwej miłości”. Z resztą, sam król też nie jest postacią zupełnie złą, bo w gruncie rzeczy ten człowiek o Holis naprawdę próbuje się troszczyć.

Poza tym to jest ten rodzaj powieści, który bierze na tapet wszelkie klisze. Jeśli spróbujecie na szybko sklecić jakąś pseudo-baśniowo-historyczną opowieść pewnie wyjdzie Wam coś mniej więcej takiego. Przecież w tym świecie przedstawionym bale i miłostki to kluczowy element życia społecznego na dworze. Niby jakaś polityka tu jest, ale nikt nie traktuje jej poważnie. Niby jakieś inne państwa są… ale nikt nie mówi jakie. Teoretycznie mamy tu do czynienia z fantasy przez wzgląd na odrębny świat i nieco baśniowy klimat, ale w praktyce nie mamy tu ani konkretnego nawiązania do jakiś mitologii bądź legend, ani jakiegoś systemu magicznego, czy innych ras. Właściwie w jej przypadku byłabym gotowa uznać, że to nie „fantasy”, a „royal young adult” właśnie. Bo naprawdę trudno tu mówić o fantastyce.

Koniec końców, jestem gotowa stwierdzić, że Kiera Cass nie rozwinęła się szczególnie jako pisarka. Tworzy to, co się sprzedaje. Robi to w sposób przemyślany, ale pusty i pozbawiony głębi. „Narzeczona” zaś nie jest książką szkodliwą (chwała jej za to), ale nie wnoszącą absolutnie niczego ciekawego do literatury. Jeśli więc potrzebujecie kompletnego odmóżdżenia i nie liczycie na nic więcej to po tę powieść sięgnąć można. Jeśli jednak zależy Wam na dobrym romansie, czy ciekawej przygodzie to jednak radziłabym, aby omijać ją szerokim łukiem.

10 komentarzy:

  1. Ja nie miałam wygórowanych oczekiwań co do tej książki, potraktowałam ją na lajcie i mnie się podobała :) Mam też po prostu sentyment do tej Autorki, choć nie ukrywam, że Narzeczona swoje wady ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie miałam żadnych większych oczekiwań od niej samej, ale jednak szukam w literaturze czegoś więcej, niż to. :P Tylko czasem muszę sobie przypomnieć, czemu takich rzeczy raczej unikam. xD

      Usuń
  2. Właśnie tego się obawiałam, dlatego zrezygnowałam z lektury tej książki. Im więcej czasu upływa od premiery, tym więcej negatywnych opinii na jej temat słyszę, że nijaka, pusta, a nawet toksyczna. Mimo że "Rywalki" wspominam dość ciepło, to po więcej powieści Cass póki co nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że ona jest zbyt pusta, by móc nazwać ja toksyczna. Choć chętnie dowiedziałabym się w którym miejscu sa tego przejawy w sumie.

      Usuń
  3. Bardzo dużo osób chwali książki tej autorki, a ja wciąż nie dałam jej szansy w obawie przed rozczarowaniem. A teraz, kiedy już miałam się skusić, Twoja recenzja potwierdza wszystkie moje obawy, które żywię pod adresem tej książki... Chyba jednak się wstrzymam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbować niby można, bo Cass jest leciutka i to ksiażki na dosłownie jeden dzień. No ale raczej wiele nie wnosza.

      Usuń
  4. Rywalki czytałam wiele lat temu i bardzo mi się podobały, choć teraz zdaję sobie sprawę, że to nie jest literatura wysokich lotów. Ale myślę, że kiedyś, jak najdzie mnie ochota na coś naprawdę lekkiego, to może i na "Narzeczoną" się skuszę, aby na własnej skórze przekonać się co w trawie piszczy, ale z pewnością nie mam jej w najbliższych planach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w takiej chwili można sprawdzić, czasem człowiek potrzebuje czegoś tak lekkiego, że aż się to wydaje bez sensu. XD

      Usuń
  5. Trzy tomy Rywalek wspominam bardzo dobrze, była to lekka i przyjemna lektura, jednak widać, że kolejne tomy były pisane dla pieniędzy i dałam sobie spokój. Po opisie wnioskuję, że Narzeczona to kolejna historia, która nie odbiega fabularnie od poprzednich.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony