Lady
Hollis jest młodą damą, która wraz ze swoimi rodzicami podziela jedno marzenie.
Marzenie o dobrym mężu z dobrego domu, dzięki któremu będzie mogła zabłysnąć. I
wydaje się, że wszystko dąży do jego spełnienia. Zainteresował się nią przecież
sam młody i przystojny król! Gdy wszystko zmierza w stronę zaręczyn, dziewczyna
spotyka jednak pewnego młodzieńca, który wywraca jej życie do góry nogami.
Wyobraźcie
sobie najbardziej pusty i pozbawiony czegokolwiek romans w tak zwanym stylu
royal, jaki istnieje. Taki pozbawiony budowania charakterów, taki, który
bardziej przypomina szkic, niżeli gotową książkę. Zrobione? Jeśli tak, to
właśnie macie przed oczami „Narzeczoną” Kiery Cass.
Niektórzy
z Was mogą pamiętać moją opinię o dwóch tomach z cyklu „Rywalki” tej autorki.
To nie były dobre książki, ale tom pierwszy wydawał mi się w uroczy sposób
niewinny. Im dalej, tym było jednak gorzej, a ja nie miałam ochoty dalej brnąć
w zapoznawanie się z tą serią. Uznałam jednak, że minęło dość dużo czasu i mogę
spróbować się zapoznać z kolejnym dziełem tejże pani. Kto wie, może rozwinęła
się pisarsko? Koniec końców, znam naprawdę sporo głupszych i dużo bardziej szkodliwych
powieści, niż „Rywalki” właśnie. „Narzeczona” jest zaś jej najnowszą powieścią,
rozpoczynającą nowy cykl, chociaż sam jego klimat jest stosunkowo podobny.
Jeśli się nie mylę, obecnie mówi się nawet o nurcie „royal fantasy” wśród
książek dla młodzieży i wcale nie dziwię się temu, że tego typu książki są
popularne. Motyw Kopciuszka zawsze był dość popytny i lubiany, a to często
właśnie ten trop takie dzieła realizują.
Wróćmy
jednak do „Narzeczonej”. To książka, która wcale nie ma złej fabularnej bazy. Pozwólcie
więc, że ją streszczę, także uwaga: SPOILERY. Nasza główna bohaterka jest damą
na dworze, która wpada w oko królowi. Nie jest pewna, czy chce z nim być,
jednak jej adorator to piękny, silny człowiek, który doskonale ją traktuje.
Niedługo Holis poznaje młodego rzemieślnika, który nie jest przedstawicielem
arystokracji i zauważa pewien dysonans. Król ją uwielbia, ale nie pozwala jej
na wyrażanie własnego zdania, a im dłużej się znają, tym bardziej despotyczny
się wydaje. Owy chłopak z gminu jest zaś ciepły i próbuje zrozumieć naszą
główną bohaterkę. W dniu, w którym ma dojść do zaręczyn, Holis orientuje się,
że wcale nie chce wyjść za króla i
ucieka z pałacu… dostając zgodę swojego niedoszłego narzeczonego. Jednocześnie
robi to trochę z myślą o przyjaciółce, która naprawdę za króla chce wyjść.
Holis bierze prędko ślub z ukochanym, jednak całość kończy się politycznym
spiskiem (jej nowy mąż okazuje się krewnym władcy zagranicznego królestwa) i
dziewczyna cudem uchodzi z życiem, kilka godzin po ślubie zostając wdową.
Oczywiście,
to wersja streszczenia mocno skrócona i bez wątków pobocznych. Niemniej,
osobiście widzę w tej fabule kilka ciekawych tropów, które można w ciekawy
sposób rozwinąć. Mamy przede wszystkim nieco toksycznego związku. Ten temat nie
został mocno eksplorowany, ale Cass daje czytelnikowi wyraźne sygnały, że Holis
wcale nie byłaby dobrze traktowana po ewentualnym ślubie. Mamy też trochę
polityki, mamy przyjaciółkę głównej bohaterki, która chce być królową pomimo
kosztów. Mamy trochę akcji i wielką miłość. To naprawdę dałoby się dobrze
ograć.
Tyle
tylko, że w „Narzeczonej” brakuje tak zwanego „mięsa”. Tu nie ma dobrze
przedstawionego świata. Fabuła osadzona jest w jakiś-tam-dawnych-czasach, ale
jakich? To już nie ma znaczenia, bo bohaterzy myślą i mówią w bardzo
współczesny sposób. Niby mamy jakieś konflikty polityczne, ale i to nie jest
wystarczająco dobrze opisane. Holis nie ma dobrej chemii z absolutnie żadną
postacią i właściwie… sama nie ma szczególnie wiele charakteru. Jej adoratorzy
prawią jej komplementy, nic o niej nie wiedząc, nawet w przypadku tej jej
„prawdziwej miłości”. Z resztą, sam król też nie jest postacią zupełnie złą, bo
w gruncie rzeczy ten człowiek o Holis naprawdę próbuje się troszczyć.
Poza
tym to jest ten rodzaj powieści, który bierze na tapet wszelkie klisze. Jeśli
spróbujecie na szybko sklecić jakąś pseudo-baśniowo-historyczną opowieść pewnie
wyjdzie Wam coś mniej więcej takiego. Przecież w tym świecie przedstawionym
bale i miłostki to kluczowy element życia społecznego na dworze. Niby jakaś
polityka tu jest, ale nikt nie traktuje jej poważnie. Niby jakieś inne państwa
są… ale nikt nie mówi jakie. Teoretycznie mamy tu do czynienia z fantasy przez
wzgląd na odrębny świat i nieco baśniowy klimat, ale w praktyce nie mamy tu ani
konkretnego nawiązania do jakiś mitologii bądź legend, ani jakiegoś systemu
magicznego, czy innych ras. Właściwie w jej przypadku byłabym gotowa uznać, że
to nie „fantasy”, a „royal young adult” właśnie. Bo naprawdę trudno tu mówić o
fantastyce.
Koniec
końców, jestem gotowa stwierdzić, że Kiera Cass nie rozwinęła się szczególnie
jako pisarka. Tworzy to, co się sprzedaje. Robi to w sposób przemyślany, ale
pusty i pozbawiony głębi. „Narzeczona” zaś nie jest książką szkodliwą (chwała
jej za to), ale nie wnoszącą absolutnie niczego ciekawego do literatury. Jeśli
więc potrzebujecie kompletnego odmóżdżenia i nie liczycie na nic więcej to po
tę powieść sięgnąć można. Jeśli jednak zależy Wam na dobrym romansie, czy
ciekawej przygodzie to jednak radziłabym, aby omijać ją szerokim łukiem.
Ja nie miałam wygórowanych oczekiwań co do tej książki, potraktowałam ją na lajcie i mnie się podobała :) Mam też po prostu sentyment do tej Autorki, choć nie ukrywam, że Narzeczona swoje wady ma :)
OdpowiedzUsuńJa też nie miałam żadnych większych oczekiwań od niej samej, ale jednak szukam w literaturze czegoś więcej, niż to. :P Tylko czasem muszę sobie przypomnieć, czemu takich rzeczy raczej unikam. xD
UsuńWłaśnie tego się obawiałam, dlatego zrezygnowałam z lektury tej książki. Im więcej czasu upływa od premiery, tym więcej negatywnych opinii na jej temat słyszę, że nijaka, pusta, a nawet toksyczna. Mimo że "Rywalki" wspominam dość ciepło, to po więcej powieści Cass póki co nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ona jest zbyt pusta, by móc nazwać ja toksyczna. Choć chętnie dowiedziałabym się w którym miejscu sa tego przejawy w sumie.
UsuńBardzo dużo osób chwali książki tej autorki, a ja wciąż nie dałam jej szansy w obawie przed rozczarowaniem. A teraz, kiedy już miałam się skusić, Twoja recenzja potwierdza wszystkie moje obawy, które żywię pod adresem tej książki... Chyba jednak się wstrzymam.
OdpowiedzUsuńSpróbować niby można, bo Cass jest leciutka i to ksiażki na dosłownie jeden dzień. No ale raczej wiele nie wnosza.
UsuńRywalki czytałam wiele lat temu i bardzo mi się podobały, choć teraz zdaję sobie sprawę, że to nie jest literatura wysokich lotów. Ale myślę, że kiedyś, jak najdzie mnie ochota na coś naprawdę lekkiego, to może i na "Narzeczoną" się skuszę, aby na własnej skórze przekonać się co w trawie piszczy, ale z pewnością nie mam jej w najbliższych planach. :)
OdpowiedzUsuńNo w takiej chwili można sprawdzić, czasem człowiek potrzebuje czegoś tak lekkiego, że aż się to wydaje bez sensu. XD
UsuńTrzy tomy Rywalek wspominam bardzo dobrze, była to lekka i przyjemna lektura, jednak widać, że kolejne tomy były pisane dla pieniędzy i dałam sobie spokój. Po opisie wnioskuję, że Narzeczona to kolejna historia, która nie odbiega fabularnie od poprzednich.
OdpowiedzUsuńNo nieszczególnie, co tu kryć.
Usuń