Druga
połowa lat 80. XX wieku. Przemyt polsko-indyjski kwitnie. Janek i Radek,
koledzy z czasów szkolnych, próbują swoich sił w nielegalnym handlu, chcąc
wyrwać się z zubożałego kraju. Ich śladami podąża jednak przeszłość. Ich dawna
szkolna miłość, Magda, podobno również przebywa właśnie w Azji.
Indie
są fascynującym krajem, o którym jednak wiem najwyżej „coś”: „coś” bez
konkretów, głównie oparte na pewnych stereotypach. Lubię to, jak barwną tworzą
kulturę i kojarzą mi się z czymś ciekawym, choć gorącym i tłocznym, a przez to
trochę niebezpiecznym. Szczerze przyznam, że sięgając po „Prince polonię”
Cegielskiego nie miałam pojęcia, że to w te rejony przeniesie mnie fabuła
powieści, jako że sięgnęłam po tę powieść głównie przez wzgląd na autora, a nie
opis z tyłu okładki. Tych czytania raczej unikam i zwykle robię to jedynie
pobieżnie.
W
każdym razie ten indyjski pierwiastek w tej powieści jest niezwykle mocno zarysowany.
Autor wyraźnie wie o czym pisze (Cegielski podróżował do Indii wielokrotnie) i
przedstawia nam świat przemytników bardzo dokładnie. Z detalami opisuje
pojedyncze akcje, hotele w Azji, zachowania ludzi na ulicach wielkich miast.
Robi to wszystko z perspektywy Polaków, dzięki czemu całość pod tym względem
wypada bardzo realistycznie i wiarygodnie. Ba, wręcz reportażowo!
I
właściwie ten fakt jest jedną z kilku bardzo znaczących wad tej powieści. A
może właściwie jest po prostu przyczyną jej wad wszelakich? Mam wrażenie, że to
całkiem możliwe. Zacznijmy od tego, że autor prezentuje nam trzy narracje.
Trzecioosobową (neutralną) oraz narracje bardziej pamiętnikowe, w których Janek
i Radek opowiadają komuś o swoich przygodach w sposób bardzo osobisty. To zabieg,
który zwykle mnie nie irytuje, ale w tym przypadku byłam nim zmęczona. Bo autor
nie zaznacza wyraźnie zmian narracji, a nasi bohaterowie odzywają się w bardzo
podobny do siebie sposób. W ogóle, są podobnymi postaciami, mimo że Cegielski
próbuje nam wmówić, że jednak nie. I czasem trudno się połapać. Zwłaszcza na
początku powieści.
Kolejnym
problemem, który wynika z reportażowości jest brak fabuły jako takiej. Jako
czytelnicy skaczemy regularnie pomiędzy etapem szkolnym i przemytniczym w życiu
naszych bohaterów. I to jest w porządku, tyle tylko, że to jedna z tych
powieści, która przy tym absolutnie nie ma fabuły. To książka, która ma nieco
ponad 400 stron. Przez większość z nich właściwie obserwujemy okruchy z życia
postaci i tylko czasem narracja ujawnia nam, że COŚ się będzie działo później.
I dzieje się – na ostatnich pięćdziesięciu stronach. Tyle, że osobiście nie
wyczułam tam ani szczególnego napięcia, ani poczucia, że te wydarzenia są dla
mnie jakkolwiek istotne.
Może
dlatego, że zdążyłam się już domyślić, co tam się będzie działo? Bo naprawdę
nie trudno przewidzieć, jak może skończyć się nielegalny handel. A „finał”
wątku z Magdą też robi się jasny dużo wcześniej. Z resztą, choć ta dziewczyna
jest chyba jedną z najmilszych postaci to trochę nie widzę sensu w istnieniu
młodocianego wątku skupiającego się mocniej na niej.
Max
Cegielski ma warsztat i wiedzę. Nie mam zamiaru mu tego odebrać. „Prince polonia”
nauczyło mnie sporo o samym przemycie polsko-indyjskim i choćby z tego powodu
cieszę się z możliwości poznania tej lektury. Nie zmienia to faktu, że dla mnie
ta powieść jest co najwyżej średniej klasy historią. Zdaje sobie sprawę, że tak
reportażowe podejście może się niektórym podobać i że ta książka spodoba się
nie jednemu czytelnikowi, ale ja czułam się nią trochę poirytowana. Bo ani nie interesowała mnie historia sama w
sobie, ani nie polubiłam bohaterów, a całokształt wydaje mi się dojść
pretensjonalny.
Cóż,
na szczęście w nieszczęściu przynajmniej słowa wchodziły mi dość gładko, chociaż
jednocześnie odnoszę wrażenie, że mimo przeciętnej objętości powieść
Cegielskiego jest dość mocno przegadana. Tu naprawdę wiele można byłoby wyciąć… a może po prostu lepiej byłoby zrobić z
„Prince Polonii” krótkie opowiadanie. Bądź po prostu znaleźć dawnych polskich
przemytników i zrobić reportaż na ten temat.
Czyli to jest powieść? Bo czytałem wywiad z autorem i chyba fragment książki, na stronie Wyborczej, i byłem pewien, że to właśnie reportaż :D
OdpowiedzUsuńTak,chyba że jakimś cudem mi umknęła informacja, że to reportaż. Według LC to literatura piękna. Jak się wpisze "Marginesy Prince Polonia" w Google to też wyskakuje informacja: "Prince Polonia, to powieść, która igra z kulturą niską i wysoką, gdzie moralne rozterki bohaterów są równie ważne jak obrazy marzeń...". No i nigdzie wewnątrz nie znalazłam informacji, że zawarta historia jest prawdziwa, a sama fabuła sugeruje, że jednak nie. Brakuje konkretnych nazwisk, a niektórych elementów po prostu chyba nie byłoby w reportażu bez podania konkretnych danych. SPOILER: nie wydaje mi się, aby w reportażu przeszło pisanie o morderstwie, bez informacji, że dana osoba została zgłoszona do prokuratury. Wiec no... dla mnie to powieść, która reportaż próbuje udawać.
UsuńNie znam twórczości Cegielskiego jeszcze, ale podobno ogólnie ma on tendencję do przegadywania... Szkoda. Moja wiedza o Indiach dorównuje Twojej i też bym coś chętnie poczytała na ich temat, ale poznawanie ich przez pryzmat przemytniczego półświatka jakoś nie całkiem mnie przekonuje. Chociaż myślę intensywnie nad tą lekturą. Opinie spotykam o niej bardzo różne.
OdpowiedzUsuńNo ja mogę oceniać tylko tę powieść, bo innych po prostu nie znam. No ja bym jednak uznała, że jeśli się wahasz to może lepiej coś innego znaleźć. Książek w końcu nie brakuje. ;)
UsuńKusi mnie, żeby poczytać coś więcej o Indiach, zwłaszcza, że mam sporo tytułów. Z ostatnich przeczytanych polecam gorąco "Wśród mangowych drzew".
OdpowiedzUsuńO dzięki, sprawdzę sobie. :)
Usuń