Pam marzy o jednym – chce wyrwać się ze
swojej niewielkiej mieściny i wyruszyć na przygodę. Nic jednak tego nie
zapowiada… do czasu. Gdy okazuje się, że grupa najemników o dumnym mianie Baśń
poszukuje barda, jej wuj postanawia ją zgłosić.
Parę lat temu „Królowie Wyldu” Nicholasa
Eamesa okazali się dla mnie dużym odkryciem. Ten debiut młodego pisarza był
powieścią całymi garściami czerpiącą z PRG, jednocześnie będąc po prostu
sprawnie napisaną książką i dobrą rozrywką. Nie powinno więc nikogo dziwić, że „Krwawa
Róża” od swojej premiery była w moich planach. Co prawda od jej wydania minęło
już 2,5 roku, ale w końcu udało mi się sprawdzić, cóż Eames oferuje w swojej
kolejnej książce.
Krwawa róża Nicholas Eames wyd. Rebis, 2019 Saga, t. 2 |
Warto chyba zacząć od tego, że nie jest
to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z tomu pierwszego. Choć postacie są ze
sobą powiązane i niektóre faktycznie w „Krwawej Róży” powracają, to obydwie
historie dzieli wiele lat. Same w sobie, osobno, tworzą odrębne opowieści, a że
świat jest raczej dość prosty to bez problemu można czytać je osobno (choć
oczywiście zawsze bardziej komfortowe jest rozpoczynanie od tomu pierwszego).
Mimo młodego bohatera powiedziałabym,
że to nie do końca jest powieść młodzieżowa. Bardziej tak, jak w przypadku
czytanego przeze mnie „Koła czasu”, jest dość neutralna, mimo tego, że Pam ma
17 lat. Oczywiście pojawiają się tu tematy związane z jej dorastaniem, ale tak
naprawdę jej zadaniem jest głównie wprowadzenie czytelnika w historie i nie
mniej ważne są pozostałe postacie należące do Baśni.
Na początku lektury byłam naprawdę
zadowolona. Eames ma dobre wyczucie i wie, jak pisać lekkie, rozrywkowe
fantasy, aby było przyjemne w odbiorze. Świat przedstawiony kreuje raczej na
znanych schematach, w dość „growy” sposób (ot, tu na mapie jest średniowiecze,
tu nieumarli, tu wynalazki – jak w grach pokroju „King’s Bounty”). Często z
tego żartuje i miesza współczesne wyrażenia i nasz obecny sposób myślenia z
quasi-średniowiecznym klimatem. Z tym że w tej konwencji to po prostu sprawdza
się naprawdę dobrze.
Ponadto autor nie używa zbyt wielu
przekleństw, nie opisuje scen erotycznych, ani nie korzysta z nadmiernej ilości
niesmacznych żartów. „Krwawa Róża” jest dość niewinna, co akurat mi odpowiada.
Niestety, im dalej w las, tym bardziej
się nudziłam w trakcie czytania. Wiedziałam, jak zostaną poprowadzone wątki.
Znałam przedstawione przez autora rozwiązania, a choć to całkiem zręcznie skonstruowana
powieść drogi to w pewnym momencie zaczęła robić się trochę męcząca. Powodem
jest między innymi sposób narracji autora, który zwykle chwilę przed ważnymi
fabularnie momentami daje czytelnikowi wykład na dany temat. Np. najpierw
któryś z bohaterów snuje opowieść o postaci Kopciuszka, a w następnej scenie
okazuje się, że w całej intrydze chodzi właśnie o niego. Jest to dość męczące i
sprawia wrażenie, jakby Eames nie planował „Krwawej Róży”, a po prostu ją
pisał.
Jednak mimo tego wszystkiego, uważam, że to jest po prostu całkiem sympatyczna powieść. Ja chyba nieco lepiej bawiłam się przy „Królach Wyldu”, ale jeśli akurat szukacie lekkiej, nieco żartobliwej powieści w klasycznym klimacie high fantasy to warto po nią sięgnąć. Zwłaszcza, że bohaterowie są sympatyczni, a Eames dobrze zna się na swojej niszy. Nie mam wątpliwości co do tego, że spędził długie godziny na grę w D&D i w inne RPG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.