Lilly jako nastolatka zakochała się w bezdomnym chłopaku. Ich drogi jednak się rozeszły. Młoda kobieta wyprowadziła się do Bostonu. Tam poznaje przystojnego przyszłego neurochirurga, który zdecydowanie nie jest mężczyzną dla niej, ale coś ją do niego ciągnie…
Myślałam, że będę mieć z tą książką problem. I mam, ale kompletnie inny, niż przypuszczałam.
Dotychczas znałam Colleen Hoover wyłącznie z „Confess”, z którego obecnie niewiele pamiętam poza tym, że był to lekki romans, z jakimś tam problemem w tle, dzieckiem i malarstwem. I w gruncie rzeczy mniej więcej tyle spodziewałam się po „It ends with us”, z tym że od tamtego czasu nasłuchałam się o tym, jak problematyczną autorką jest Hoover.
It ends with us Colleen Hoover wyd. Otwarte, 2017 Cykl It ends with us, t. 1 |
Zaczynając czytanie, faktycznie wydawało mi się, że to po prostu zwykły, niezbyt mądry romans, więc nie poczułam szczególnego zdziwienia. Z czasem jednak okazało się, że w tej książce Hoover postanowiła umieścić tyle problemów rodzinnych, czy związkowych ile się da: mamy tu (spoilery) dziecko, które zabiło swojego rok starszego brata, bezdomność, przemoc w rodzinie, problemy z panowaniem nad emocjami, gwałt itd.
Poruszanie tych wszystkich kwestii w kulturze i edukowanie na ich temat jest niezmiernie ważne. I ogólny wydźwięk książki wydaje mi się ogółem „zdrowy”. Nie jestem psychologiem i nie czuje się w pełni pewnie, mówiąc na ten temat, ale ostatecznie finał rozwiązuje sprawę tak, jak powinna być rozwiązana (na moją wiedzę). ALE. No właśnie, jest ale.
Gdy książka ma poruszać trudne społecznie tematy i faktycznie edukować, moim zdaniem jej ogólny ton i konstrukcja powinny być odpowiednie. A tego tu nie widzę. Ta historia naprawdę zaczyna się jak głupawy romans. Mamy bogatą dziewczynę, która trafia na bogatego faceta, który niby chce się z nią tylko przespać, więc ona z nim nie może być w związku (chociaż chciałaby). Potem Lily otwiera kwiaciarnie, ponieważ lubi robić w ogródku (to ma tyle wspólnego z prowadzeniem kwiaciarni, że hoho), jednak są w związku, chociaż on zachowuje się, cóż, trochę idiotyczne. W międzyczasie trafia do ogółem jeszcze bogatszego środowiska i mamy taką baję, z której człowiek chce się bardziej śmiać, niż traktować to poważnie. A potem dostajemy w twarz problemami. I to, nie że jednym, sensownie rozpisanym, a wszystkimi, które chyba autorce przyszły na myśl.
Ostatecznie więc kontrast pomiędzy głupim, bajkowym początkiem, a poważniejszym końcem wręcz bawi, a sama książka przypomina wyciskacz emocji, a nie faktyczną analizę problemu.
By nie było, nie mam nic przeciwko historii „od baśni do realnego horroru”. Po prostu w wykonaniu Hoover to nie jest klimatyczna, słodka baśń. To naprawdę głupi start, pisany wręcz na kolanie, z którego nie da się czasem nie zaśmiać.
Ogólnie nie wiem, czy polecam. Mam poczucie, że nie jestem w stanie w pełni kompetentnie ocenić tej książki, bo trochę brakuje mi wiedzy z zakresu psychologii, by to dobrze rozłożyć na części pierwsze. Ale coś mi tutaj jednak śmierdzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.