niedziela, 11 czerwca 2017

Wiek Adaline (2015): Na babski wieczór



Adaline (Blake Lively) urodziła się w 1908 roku i wiodła normalne życie. Uczyła się, założyła rodzinę, wychowywała samotnie córkę... aż do czasu, gdy zorientowała się – razem ze swoim otoczeniem – że jej proces starzenia się zatrzymał. By zapewnić bezpieczeństwo zarówno sobie, jak i swojej córce opuszcza rodzinną okolicę.


„Wiek Adaline” chodził za mną od dawna, głównie przez filmik Red Lipstick Monster, który obejrzałam w 2015 roku. Niby zrobiłam to od niechcenia, ale właściwie to dzieło cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy. I choć po długim czasie to jednak udało mi się go w końcu obejrzeć. Niestety, spodziewałam się czegoś zupełnie innego, niż dostałam ostatecznie.
Wiek Adaline (2015)
ang. The Age of Adaline
melodramat
reż. Lee Toland Krieger
Może najpierw wyjaśnię, czego od tego obrazu chciałam. Liczyłam na film, który pokaże mi przekrój przez epoki; który właśnie to będzie traktował jako swoją główną zaletę i tym będzie grał. Który będzie wyglądał obłędnie w każdej możliwej chwili, jednocześnie może pokazując, jak bolesne takie życie musi być dla głównej bohaterki. Nie chciałam niczego wybitnego, a ładnego i przyciągającego uwagę. Dostałam zaś... romans. Po prostu romans.
Szukacie wielu scen z przeszłości? Nie sięgajcie po „Wiek Adaline”. Wszelkie sceny sprzed lat są tu tylko przebitkami, pokazującymi urywki z życia bohaterki, fabuła zaś zdecydowanie skupia się na współczesności. Wprawdzie film wygląda ładnie, ciepło, barwnie, ale niestety nie daje takiego przekroju przez historię, jakiego można byłoby się po nim spodziewać, a to miało być jego największym atutem.
Gdy uświadomiłam sobie, że oglądam romans właściwie trudno było nie przewidzieć, jak to się skończy. Fabularnie „Wiek Adaline” jest bardzo, ale to bardzo typowy. Cierpi na ten sam problem co „Zmierzch” – gdyby nie było tu nieśmiertelności bohaterki nie byłoby nawet o czym mówić. Różnica między tymi historiami polega na tym, że ten obraz jest jednak nastawiony na nieco starszą (choć dalej kobiecą) widownię, która chce czegoś bardziej „naukowego” i „realnego”. Och, tak, ta „naukowość” właśnie to jedna z bardziej irytujących mnie rzeczy w filmie: w kilku momentach narrator tłumaczy nam wręcz łopatologicznie co się stało z Adaline, co przynajmniej mnie po prostu denerwowało i nudziło. No i sprawiało, że historia stawała się jeszcze bardziej przewidywalna.
Jako, że „Wiek Adaline” to romans, nie mamy tu negatywnego bohatera. Właściwie wszyscy są uroczy, mili i chcą dobrze, co sprawia, że w filmie brakuje choć odrobiny zadziorności i charakteru. Tytułowa bohaterka to dojrzała, bardzo zrównoważona kobieta. Nasz główny męski bohater, Ellis Jones, grany przez Michiela Hiusmana, to po prostu facet idealny. Daje kwiaty w formie książek (co było akurat bardzo dobrym pomysłem :D), ma fundusze, troszczy się o Adaline i naprawdę ją uwielbia. William Jones (Harrison Ford) też zdaje się nie mieć wad, podobnie jak córka bohaterki, Flemming (Ellen Burstyn), czy jej pies. Tu wszystko jest kolorowe, baśniowe wręcz, a co za tym idzie – pozbawione jakiegokolwiek realizmu.

To zdecydowanie nie był film, który obejrzałabym po raz kolejny. „Wiek Adaline” na pewno sprawdzi się jako rozrywka dla pań, które lubią ładnie wyglądające, słodkie romanse. Będzie na pewno bezpiecznym wyborem na typowo babski wieczór. Niemniej, mnie w pewnym momencie zaczął po prostu nudzić, zwłaszcza, gdy zorientowałam się jak dokładnie będzie przebiegać cała historia. 

18 komentarzy:

  1. Oj raczej nie dla mnie ;) od romansów stronie choć z drugiej strony przeczytałam sporo pozytywnych opinii apropo tego filmu. Cóż z pewnością znajdzie zwolenników . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja z chęcią obejrzałabym w wolnym czasie ten film, bo lubię Blake :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że mógłby mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam ten film, kiedy była jego premiera filmowa i podobał mi się. Może dlatego, że nie oczekiwałam od niego czegoś specjalnego.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Też oglądałam i bardzo mi się nie podobał. Oczekiwałam właśnie więcej, bo potencjał jest naprawdę ogromny. Nie uratowała tego nawet Blake, którą bardzo lubię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blake znam z tego filmu tylko i w sumie... na nią się po prostu przyjemnie patrzyło. To ładna kobieta :)

      Usuń
  6. Zdecydowanie nie tknę patykiem :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja byłam na tym filmie w kinie i bardzo mi się podobał, choć romansidło straszne ale bardzo ładne. ;-) Ale Blake jest tam tak piękna, że dla niej i jej stylizacji na pewno obejrzę jeszcze raz. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam takie filmy, więc to coś dla mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie na takim babskim wieczorze udało mi się obejrzeć ten film. Sama z siebie raczej bym po niego nie sięgnęła, bo omijam romanse szerokim łukiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi się podobał ten film, choć niczym specjalnym nie zaskoczył :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Romans? Zdecydowanie sobie odpuszczę :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Troszkę mnie wystraszyłaś xD Strasznie miałam ochotę na ten film. Myślałam, że pokarze emocje i te wszystkie uczucia głównej bohaterki, bo jednak zmaga się z niełatwym problemem. A słowo: romans odstraszyło mnie do reszty XD Film raczej sobie na razie odpuszczę :/ Zwłaszcza, że i tak nie przepadam za oglądaniem filmów po za kinem tak więc...
    Buziaki :*
    pomiedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciekawy film, chętnie bym oglądnęła ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten film nawet jak na romans jest dosyć średni. Tam właściwie nic się nie dzieje. Wiek Adaline chciałam obejrzeć z tych samych powodów co ty, ale wyszło, jak wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  15. Oczekiwalam czegos wiecej od tego filmu

    OdpowiedzUsuń
  16. Sprawdzę i spróbuję, ale obawiam się, że moje wrażenia mogą być podobne do Twoich...

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony