czwartek, 28 września 2017

Pokuta (2007): Nieporozumienie, które zmieniło wszystko



Latem 1935 roku Cecylia (Keira Knightley) wraca do rodzinnego domu po ukończonych studiach, podobnie jak syn służącej jej rodziny, Robbie (James McAvoy). Choć młodzi nie zdają sobie z tego do końca sprawy, powoli rodzi się między nimi uczucie. Gdy jednak młodsza siostra dziewczyny, Briony (Soirse Ronan / Ramola Garai), przypadkiem podgląda ich w dwuznacznej sytuacji, jej interpretacja tego wydarzenia na zawsze zmienia życie zakochanych.


Ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że kino wojenne i romans to nie są szczególnie bliskie mi tematy i nieczęsto sięgam sama po tego typu historie. Ale jakiś czas temu tak się złożyło, że obejrzałam „Pokutę” z 2007 roku i mimo uprzedzeń do gatunków, po prostu nie umiem nie docenić tego filmu.
Film Hamptona to melodramat wojenny, który opowiada nam historię dwójki ludzi z bardzo ciekawej perspektywy. Choć mamy w nim mocny wątek romantyczny to nie o niego tu przede wszystkim chodzi. „Pokuta” skupia się na niezrozumieniu przez nastoletnią, dorastającą dziewczynkę świata dorosłych, co w połączeniu z kilkoma losowymi przypadkami kończy się katastrofą.
„Pokuta” (2007)
ang. „Atonment”
reż. Christopher Hampton
melodramat
Jako osoba, która uwielbia patrzeć na McAvoya, głownie przez jego naprawdę niezłą grę, uwielbiałam każdą scenę z jego bohaterem. Poza tym Robbie to niezwykle sympatyczny człowiek: inteligentny, z ciętym językiem i żartem, ale o dobrym i ciepłym wnętrzu. To bohater, dla którego chcemy jak najlepiej, bo widzimy, że mimo drobnych wad i błędów po prostu na to zasługuje. Cecylia zaś to dość pewna siebie kobieta, która będzie próbowała postawić na swoim za wszelką cenę, a jej siostra, Briony, to marzycielka, do której dopiero z czasem dochodzi, do czego doprowadziła. Poznajemy ją jako marzącą o karierze pisarskiej dziewczynkę ze zbyt bujną wyobraźnią, a następnie obserwujemy, jak zmienia się jej pogląd na to, co zrobiła.
Jeśli spodziewacie się filmu z ogromną ilością scen miłosnych to... na „Pokucie” się rozczarujecie. Nasi główni bohaterowie są we dwójkę może przez cztery sceny. Każda jednak jest dość mocna i każda czemuś służy, pokazując nam ich relacje. Choć nie ma ich wiele, naprawdę pokazuje, kim są nasze postacie, co uważam za spory atut filmu: w końcu nie musimy przez dwie godziny obserwować budowania relacji, skoro te kilka wspólnych scen robi to doskonale.
Obraz skupia się zdecydowanie bardziej na Birony, która właściwie obserwuje relacja zakochanych i stopniowo zaczyna rozumieć, na czym ona polega. Cała intryga związana z nią jest ciekawa i dość oryginalna: zwykle historie traktujące o dorastaniu są dość sielankowe, przedstawiające błędy, które da się dość łatwo naprawić, lub przynajmniej załatać. To, do czego ona doprowadza będzie z nią już zawsze, do końca dni, bo tego, do czego doprowadziła, nie da się cofnąć.
Sama konstrukcja filmu jednak chwilami nieco mnie irytowała. Miałam wrażenie, że niby wiemy wszystko, ale to dzięki półsłówkom, w wielu momentach trochę na zasadzie „domyśl się, co tam się stało”: przez co chwilami miałam wrażenie, że „Pokuta” traci na płynności i jest dość mocno poszatkowana. Niemniej, nie wpłynęło to jakoś szczególnie na mój ogólny odbiór filmu.
Poza tym to melodramat, a nie film akcji: dlatego osoby szukające strzelanin, wybuchów i pogoni mogą sobie ten seans odpuścić. Bo to nie o tym jest ta opowieść. Nawet tematyka wojenna spada na dalszy plan.
Nie oczekujcie także nadmiaru żartu w „Pokucie” – choć na samym starcie mamy ze dwie w miarę zabawne sytuacje to naprawdę nie jest radosna historia. Nie mogę jej jednak odmówić jednego: nadziei, którą niesie ze sobą niemal do samego końca.
Jestem osobą, która raczej przyjmuje dzieło takim, jakim jest. Traktuje je jak integralną całość, nie próbując nawet w głowie układać swoich alternatywnych historii. „Pokuta” jednak była dla mnie wyjątkiem: na tyle przywiązałam się do postaci, że zakończenie, mimo że wcale nie było dla mnie szczególnym zaskoczeniem, najchętniej przerobiłabym na swoje, własne, „lepsze” – i wydaje mi się, że to najlepiej świadczy o moim naprawdę emocjonalnym podejściu do tej konkretnej historii.

Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić „Pokutę” zainteresowanym. Jak zawsze, to nie jest film, który będzie uwielbiany przez każdego, ale przedstawia na tyle ciekawą historię, że naprawdę wiele osób powinno znaleźć w nim coś interesującego, lub poruszającego.

14 komentarzy:

  1. Lubię melodramaty, a o "Pokucie" wiele dobrego słyszałam. Miłośnik kina akcji na pewni nie znajdzie tam nic dla siebie, ale ja mam ją na liście filmów, które muszę obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest mój absolutnie ulubiony film (książka też jest jedną z moich ulubionych). Nie wiem, czy jestem obiektywna, bo grają w nim moi najukochańsi aktorzy (Keira i McAvoy) i wyreżyserował go mój ulubiony reżyser (Wright), ale według mnie to jest arcydzieło! Widziałam ten film już pewnie dobre 15 razy i mogę do niego powracać bez końca. Uwielbiam!
    Pozdrawiam,
    moonybookishcorner.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez moment nie mogłam sobie przypomnieć, skąd ja kojarzę tego aktora :-p Nie często oglądam melodramaty wojenne, ale czuję się zachęcona :-) (nie tylko przez McAvoya :-P)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu Twojej recenzji, najbardziej zaskakuje mnie fakt, że na tych 4 scenach głównych bohaterów jest zbudowana ich relacja. To bardzo zachęca do obejrzenia filmu. Mam już jakieś wyobrażenia ostatnich scen ,,Pokuty", ale i tak z zainteresowaniem go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze kiedy telewizja pokazuje ten film ja oglądam jakieś 20 minut i przełączam. To chyba nie jest film dla mnie, mimo że obsada jest świetna. Może za kilka lat, gdy będę starsza w końcu obejrzę całość.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co zmuszać :D Ja "z natury" nie umiem się na filmie skupić i ten oglądałam chyba ze trzy dni <3

      Usuń
  6. Pokuta mnie intryguje, muszę się wybrać do kina.
    Uwielbiam historię i w filmach i w książkach
    Dziękuję za odwiedziny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kinie niestety raczej już tego filmu nie znajdziesz :c

      Usuń
  7. Nie słyszałam o tym. Myślę, że warto zapisać tytuł i w wolnej chwili obejrzeć.
    Sama z chęcią ocenię czy warto było.
    Serdecznie pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi również nie jest bliskie takie kino, nigdy nie lubiłam wątków wojennych, choć nie ukrywam bardzo zaciekawiłaś mnie tym filmem. Może kiedyś dorosnę i zacznę oglądać tego typu filmy i możesz wiedzieć, że będziesz tego sprawczynią! :D
    Buziaki!
    wkomenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o mnie- to także nie jest moje kino. Ale podam tytuł mamie- ona lubi takie historie :) A może nawet kiedyś razem obejrzymy ten film? Nawet jeśli, będzie to bardzo daleka przyszłość :D Chociaż ciekawi mnie dobór głównych bohaterów i ich tylko 4 wspólne sceny :D
    Pozdrawiam cieplutko ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm, sama nie wiem, jakoś mnie nie do końca przekonuje ten główny motyw.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też mogę gorąco polecić ten film, bo dla mnie był sporym zaskoczeniem, jako że nie nastawiałam się na nic ciekawego. ;-) A już zakończenie mnie w ogóle zszokowało, bo się tego nie spodziewałam i to najbardziej lubię w filmach. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zainteresowałaś mnie, muszę go kiedyś obejrzeć! ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony