Zmiany w Układzie, jakie przyniósł Pierścień,
doprowadziły do wojny. Marco Inaros, stojący na czele Wolej Floty, chce uczynić
mieszkańców Pasa prawdziwie wolnymi. Załoga Rosynanta, na czele z kapitanem
Jamesem Holdenem, robi wszystko, by zminimalizować rozlew krwi.
Gdy odkładam kolejny tom „Expanse”
zwykle myślę o tym, że właściwie przeczytanie książki poszło mi szybciej, niż
zakładałam i właściwie mam ochotę na kolejny tom. A potem okazuje się, że
sięgam po kolejny prawie po roku. Ale cóż, przynajmniej sięgam. I mam wrażenie,
że „Prochy Babilonu”, czyli tom szósty, chyba wypadają lepiej od piątej części
cyklu i właściwie na pewno są lepsze od czwartej.
Prochy Babilonu James S. A. Corey wyd. Mag, 2019 Expanse, t. 6 |
Poprzednia część stanowiła pewien
przerywnik, który pozwalał nam wejrzeć w przeszłość bohaterów i ustanowić nową
sytuację w Układzie: sprawy związane z protomolekułą są już właściwie rozwiązane
i teraz fabuła po prostu musi obrać nowy tor. Ten zaś jest jak najbardziej
uzasadniony. Nowe możliwości, jakie stanęły przed ludzkością, po prostu musiały
doprowadzić do nowych problemów, szczególnie że sytuacja i tak od lat była
napięta, co wyraźnie przedstawiły nam części poprzednie. Nic więc dziwnego, że „Prochy
Babilonu” są przede wszystkim dość militarną space operą, ze sporą ilością
kosmicznych bitew i politycznych elementów.
Wracając do historii, chyba po raz
kolejny zaskoczył mnie sam styl autorów. Panowie piszący pod pseudonimem James
S. A. Corey piszą w sposób surowy, ale interesujący i bardzo klarowny. Choć w
tym świecie dzieje się dużo, w tej narracji po prostu nie da się zgubić. Jasne
jest, co i gdzie się dzieje, motywacje bohaterów także są wyjaśnione. Poza tym, choć historia idzie w stronę tej bardziej militarnej fantastyki, to jednak
relacje między postaciami dalej są bardzo istotne: załoga Rosynanta wielokrotnie
podkreśla to, że po tylu latach wspólnych przygód stali się po prostu rodziną.
Zmorą poprzednich tomów, zwłaszcza
trzeciego i czwartego, było dorzucanie nowych postaci w narracji, które następnie
znikały z fabuły i w gruncie rzeczy nie miały większego znaczenia. Tu na
szczęście trend ten jest przynajmniej częściowo przerwany. Część z tamtych
bohaterów wraca, choć w nieco mniejszych rolach, a autorzy po prostu zaczynają
częściej i swobodniej „skakać” po narracjach, nie powodując jednak przy tym
chaosu. Przyznaję, że, tak czy siak, najlepiej obserwuje mi się załogę Rosynanta,
ale rozumiem, że przy takiej historii inna perspektywa po prostu jest czasem
istotna.
Muszę jednak przyznać, że mimo wszystko
– nie do końca podoba mi się to, w którą stronę ten cykl poszedł. Dwa pierwsze
tomy, skupione na rozwiązaniu zagadki protomolekuły, były po prostu
najciekawsze i kolejne nie wracają do tamtego poziomu. Wciąż to dobra literatura
rozrywkowa, ale jednak – „to nie to samo”. Szczególnie że osobiście za
militariami nie przepadam i te naprawdę potrafią mnie dość szybko męczyć. Wole
takie historie w wersji filmowej i mimo wszystko, chyba jednak preferuje
ekranizacje tego cyklu.
Niemniej, koniec końców, jestem z lektury całkiem zadowolona. Niewiele jest przyjemnych space oper, które jednocześnie trzymają poziom w tworzeniu świata, a ta bez wątpienia trzyma. Po „Prochy Babilonu” można sięgać bez większych obaw.
Po 1. Czemu Ty jeszcze nie śpisz? :D
OdpowiedzUsuńPo 2. Proszę o porównianie: co jest lepsze, książka czy serial? I jak bardzo lepsze.
To się samo wrzuciło, było tak zaplanowane. ;) Ale ja często późno chodzę spać - sową jestem.
UsuńNa ten moment powiedziałabym, że jednak serial. Trzyma lepsze tempo, dodaje ciekawszych bohaterów i bardziej się ich trzyma - w książce jest trochę wiecej skakania. Jednocześnie serial zmienia sporo fabularnie, ale główny trzon zostaje taki sam, wiec nawet jak się poznaje jedno i drugie to nie ma wrażenia takiej... wtórności? Ogólnie on jest dla mnie taką idealną adaptacją: zmienia rzeczy, gdy twórcom to odpowiada, ale jednocześnie historia dalej ma sens. Na pewno część piąta książki w serialu wypadła milion razy lepiej. A np. trzecia powieść, która też miała takie średnie tempo i bohatera drugoplanowego (oni się zmieniali tak do czwartej części co część xD), dostała Drummer, która jest cudnie ogranym charakterem.
Skoro serial lepszy, to tym bardziej brak mi motywacji do kupowania książek :D
UsuńOstatnio ten cykl mi się przewija często i tak coraz bardziej się zastanawiam, czy by po niego nie sięgnąć, bo jestem mega zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńSpróbować można, ale pierwszy tom jest obecnie średnio dostępny. Za to po serial da się sięgnąć od ręki. ;)
Usuń